23 lutego 2011
Leżała
na polanie w centrum stada gdzie spotykały się zwierzęta. Słuchała
opowieści Anaid z jej smutnego dzieciństwa. Położyła leniwie łeb na
chudych, okaleczonych łapach wsłuchując się w delikatny głos znajomej.
Poczuła na swoim karku ciężar czyjegoś łba. Rude włosy spłynęły na
limonkową grzywę. Uśmiechnęła się półgębkiem wlepiając wzrok w ognisko.
Małe, czerwone ogniki tańczyły w płomieniach, żar dawał ciepło, a drewno
trzaskało co chwilę. Oblizała suchy nos fioletowym jęzorem. Wstając
przeciągnęła się, zamaszyście machając ogonem. Mlasnęła cicho. Schyliła
łeb i chwiejnym krokiem opuściła polanę. Głos Anaid na chwilę ucichł,
zawiesiła szare oczy na znikającej sylwetce Destroy, po czym znowu
zaczęła mówić. Gdy wszystko ucichło, Des wystrzeliła do przodu. Biegła
rwąc pazurami grunt, rozłożyła uszy na boki kierując je w tył. Ogon
trzymała w linii prostej. Czując mroźny wiatr który muskał każdy
zakamarek jej ciała przyspieszyła. Traciła powoli kontrolę nad własnym
ciałem. Była zmęczona, ale chciała biec w nieznanym kierunku. Nie mogła
się zatrzymać. Nie chciała wypaść z rytmu. Biegła coraz szybciej.
Przeskoczyła zawalone drzewo. Skręciła w lewo na jednej łapie. Słyszała
szalone bicie swojego serca. Widziała przed sobą dość szeroką rzekę,
jakieś 400 metrów dzieliło wilczycę od wody. Biegnąc coraz szybszym
tempem była pewna swego. Przeskoczę. 250 metrów. To Rzeka Martwych. Gdy
do niej wpadnę, Umarli wciągną Mnie na samo dno. 100 metrów. Dam radę.
To tylko rzeka. 20 metrów. Rozpędzona do maksymalnej prędkości odbiła
się od brzegu. Zbliżała się do drugiego brzegu. Dotykając opuszkami
przednich łap ziemi ucieszyła się, lecz wpadła do wody. Panicznie
wynurzyła się, ale coś ją ciągnęło za ogon w dół. Wbiła pazury w
gliniastą ścianę potoku wspinając do góry. Poczuła ostre szpony
wyrywające jej mięso z uda. Zebrała w sobie wszystkie ostatnie siły i
złapała się brzegu. Wyczołgała się z wody oddychając płytko. Spojrzała w
tył, na dziurę w udzie. Położyła łeb na ziemi zamykając oczy. Odczuwała
zmęczenie. Każda cząstka ciała wołała o pomoc. Postanowiła odpocząć.
Ale nie tutaj, nie na obcym terenie. Lecz by przedostać się na tereny
HOTN musiałaby znowu pokonać rzekę. Nie miała zamiaru. Nie będzie także
iść około 50 km wzdłuż Rzeki Martwych by przejść bramą. Zauważyła pod
dębem norę. Pokuśtykała pod drzewo. Wejście było w sam raz na waderę.
Wcisnęła się do ciasnej nory. Nasłuchując, czy nikt się nie zbliża
zasnęła.
Obudziła ją rozmowa dwóch osób. Postawiła długie uszy na sztorc słuchając.
- Patrz - odezwała się kobieta - tu ktoś był.
Chwilę ciszy przerwał męski głos.
- Rzeczywiście. Wszędzie krew. Ale ciągnęłaś mnie tu, żeby pokazać plamę krwi?
Des wychyliła ostrożnie łeb zachowując czujność. Wysoka kobieta o beżowych włosach wskazywała palcem na krew. Wyższy o głowę młody czarnowłosy chłopak przyglądał się "poszlace".
- Jak myślisz, kto mógł tu być? - podekscytowana patrzała na chłopaka
- Nie wiem. Sarna, jeleń...
- Sarny nie zostawiają śladów pazurów.
- To wilk. Daj mi spokój! - zdenerwował się. Miał przy pasku pistolet. Destroy poczuła, że cała drży.
- Taki wielki? - dziewczyna upierała się
Des pisnęła cicho. Oboje ucichli zastygając w bezruchu.
- Słyszałaś to?
- Tak.
- To wilk. Jest w pobliżu.
Naładował broń trzymając ją w jednej ręce.
- Kici, kici, wyłaź wilczku. Nic ci nie zrobimy. - mówił przymilnym głosem badając cały teren. Demonica schowała głowę do nory, uderzając czołem o "sufit". Syknęła cicho. Facet stał przed schronieniem Destroy. Schylił się. W środku było ciemno, nic nie widział. Przybliżył głowę do wejścia. Limone złapała go zębami za twarz masakrując ją. Trzymała go za głowę.
- O kurwa! - wrzasnął i bijąc pięściami ciało wilczycy upuścił pistolet. Des szarpała za skórę. Dziewczyna złapała broń i zamykając oczy nacisnęła spust. Spudłowała. Samica która już nie była w schronie, tylko na chłopaku rzuciła się do ucieczki. Padło jeszcze 5 strzałów, również niecelnych.
Wpadła na polanę z uniesioną tylną prawą łapą, która nadal krwawiła. Położyła się obok Kogi i Kitsune wtulając się w ich sierść.
Mam nadzieję, że się wam podoba. Proszę was jeszcze o jedną rzecz: zagłosujcie na Fundację SOS dla zwierząt klikając złotego kciuka http://www.organizacjepozytku.info/
Obudziła ją rozmowa dwóch osób. Postawiła długie uszy na sztorc słuchając.
- Patrz - odezwała się kobieta - tu ktoś był.
Chwilę ciszy przerwał męski głos.
- Rzeczywiście. Wszędzie krew. Ale ciągnęłaś mnie tu, żeby pokazać plamę krwi?
Des wychyliła ostrożnie łeb zachowując czujność. Wysoka kobieta o beżowych włosach wskazywała palcem na krew. Wyższy o głowę młody czarnowłosy chłopak przyglądał się "poszlace".
- Jak myślisz, kto mógł tu być? - podekscytowana patrzała na chłopaka
- Nie wiem. Sarna, jeleń...
- Sarny nie zostawiają śladów pazurów.
- To wilk. Daj mi spokój! - zdenerwował się. Miał przy pasku pistolet. Destroy poczuła, że cała drży.
- Taki wielki? - dziewczyna upierała się
Des pisnęła cicho. Oboje ucichli zastygając w bezruchu.
- Słyszałaś to?
- Tak.
- To wilk. Jest w pobliżu.
Naładował broń trzymając ją w jednej ręce.
- Kici, kici, wyłaź wilczku. Nic ci nie zrobimy. - mówił przymilnym głosem badając cały teren. Demonica schowała głowę do nory, uderzając czołem o "sufit". Syknęła cicho. Facet stał przed schronieniem Destroy. Schylił się. W środku było ciemno, nic nie widział. Przybliżył głowę do wejścia. Limone złapała go zębami za twarz masakrując ją. Trzymała go za głowę.
- O kurwa! - wrzasnął i bijąc pięściami ciało wilczycy upuścił pistolet. Des szarpała za skórę. Dziewczyna złapała broń i zamykając oczy nacisnęła spust. Spudłowała. Samica która już nie była w schronie, tylko na chłopaku rzuciła się do ucieczki. Padło jeszcze 5 strzałów, również niecelnych.
Wpadła na polanę z uniesioną tylną prawą łapą, która nadal krwawiła. Położyła się obok Kogi i Kitsune wtulając się w ich sierść.
Mam nadzieję, że się wam podoba. Proszę was jeszcze o jedną rzecz: zagłosujcie na Fundację SOS dla zwierząt klikając złotego kciuka http://www.organizacjepozytku.info/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz