13 lutego 2011
Z
samego rana zaczęłam się szwendać po okolicach. Dostrzegłam Naomi i
Destroy grające w szachy. To chyba najlepsza gra na rozbudzenie umysłu.
-Szach i Mat !! - wesoło krzyknęła Naomi.
-Ja z Tobą już nie gram, po raz piąty przegrywam!- powiedziała zirytowana Destroy.
-A może zagrajcie w euro biznes?.- wtrąciłam się niechcący.
-Hej Ogonku a chcesz zagrać z nami ten euro biznes?- zapytała Destroy.
Kiwnęłam tylko głową na boki, co oznaczało nie i szybko zniknęłam z polany.Potrzebowałam lasu, nawet nie wiem dlaczego. Coś po prostu mnie tam ciągnęło. Nie chciało mi się jeść ani pić, tylko chodzić. Był śnieg, jakie szczęście, w końcu lubiłam tą porę roku. Szłam wolno wsłuchując się w las, wszystko było takie czarujące. Coś zwróciło moją uwagę, a była to ledwo żyjąca łania. Powąchałam ją, była okey. Zaczaiłam się z tyłu i wskoczyłam na jej grzbiet. Nawet nie wstała, nie miała siły. Zabiłam ją przegryzają jej tętnice co było łatwe gdyż nie stawiała oporu, tylko z jej gardła wydarł się przeraźliwy krzyk. To było dosyć dziwne. Wtedy z krzaków wyszły cztery pantery.
-Wreszcie dała się nabrać.- zachichotała jedna z nich.
-O czym ty mówisz?- przejechałam ich wzrokiem.
-Możesz wyczuć truciznę w padlinie ale gdy ofiara jest żywa już tego nie potrafisz.- wtrąciła się druga.
Powąchałam, to było coś strasznego. Wyczułam truciznę z moich stron, która paraliżowała, utrudniała oddychanie, powodowała gorączkę i itp. Na każdy organizm działała inaczej
-Teraz nie masz już szans- powiedziała druga śmiejąc się okrutnie.
-Skąd wiesz? Na każdy organizm ta trucizna działa inaczej.-odpowiedziałam ze spokojem, ale w głębi duszy bałam się.
-Ta jak zwykle nie daje za wygraną- powiedziała zrezygnowana pantera.
Rzuciłam się do rozpaczliwego biegu zostawiając pantery z tyłu. Pobiegły za mną ale nie dorównywały mi szybkością. Nie zwracałam na nich uwagi, biegłam przed siebie zastanawiając się kiedy trucizna da o sobie znać. Zobaczyłam w oddali wielki wodospad, a nad nim wielką gałąź. Uda mi się i przeżyje, albo nie uda się i zginę- powiedziałam do siebie w myślach. Rozpędziłam się i już miałam skoczyć, ale poślizgnęłam się na śniegu i wpadłam do wody, a z niej zaczęłam spadać w dół. Pantery nie zdążyły mnie złapać, mogły tylko patrzeć jak spadam w dół i w dół. Tu nie działa powiedzonko mówiące że koty spadają na cztery łapy, obracało mnie na różne strony, czego nie mogłam zatrzymać.Spadłam na sam dół, straciłam przytomność. Obudziłam się chwilę później już na brzegu, widocznie wyrzuciło mnie tam. Z trudem się podniosłam i poczułam lekki paraliż, tak więc trucizna już działa. Spojrzałam w stronę wodospadu, gdy zobaczyłam jego wysokość omal nie zemdlałam, zastanawiałam się jakim cudem przeżyłam taki upadek. Na samej górze ujrzałam pantery gapiące się na mnie, pewnie były tak zdziwione jak ja. Zaczęło mi się kręcić w głowie, ale nie dane mi było się poddać. Ugryzłam się w łapę i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę lasu, miałam nadzieję że znajdę te różowe zioła, których nazwy nie znałam. Wymyśliłam sobie skromny plan : znaleźć zioła, zrobić odtrutkę, urządzić obóz, wrócić do domu. Szukałam w lesie tych przeklętych ziół, ale nigdzie ich nie było. Zdenerwowałam się, nie mogłam pozwolić truciźnie nademną zawładnąć, jak zwykle nie miałam szczęścia w życiu. Zobaczyłam trzy pantery na dróżce. Musiały akurat teraz tu być gdy ja słabnę? Zapewne nie. One także mnie zobaczyły, ruszyły w moim kierunku, ja nie zamierzałam się cofać, gdyż nie miałam siły.
-Powalcie ją.- powiedział ich dowódca.
Nie chciałam z nimi teraz się patyczkować. Rzucali się na mnie, a ja resztkami sił robiłam uniki. Miałam dość, zaczęłam walczyć. Skoczyłam na jedną z nich. Strasznie się rzucała, ale udało mi się trochę poszarpać jej bark, więc nie była już taka silna. Paraliż był coraz silniejszy, miałam szczerą ochotę się poddać ale z drugiej strony ja tego nie robię. Dobrze by było gdyby te pantery zniknęły mi z oczu. Wtedy usłyszeliśmy jakiś.. hmm nie wiem jak to nazwać, był to dźwięk gorszy od głosu dinozaura. Spojrzeliśmy w niebo i ujrzeliśmy wielkiego, ognistego ptaka, który leciał bardzo szybko w naszym kierunku. To był feniks...
-|-|-|-|-|-|-|-|-|-|-|-|-|-
Ciąg dalszy nastąpi. :D No więc nudziło mi się i postanowiłam coś napisać ale nie wychodzi mi, a to opo nie miało tak wyjść.. >.< Ciekawe czy komuś z was uda się to przeczytać.
-Szach i Mat !! - wesoło krzyknęła Naomi.
-Ja z Tobą już nie gram, po raz piąty przegrywam!- powiedziała zirytowana Destroy.
-A może zagrajcie w euro biznes?.- wtrąciłam się niechcący.
-Hej Ogonku a chcesz zagrać z nami ten euro biznes?- zapytała Destroy.
Kiwnęłam tylko głową na boki, co oznaczało nie i szybko zniknęłam z polany.Potrzebowałam lasu, nawet nie wiem dlaczego. Coś po prostu mnie tam ciągnęło. Nie chciało mi się jeść ani pić, tylko chodzić. Był śnieg, jakie szczęście, w końcu lubiłam tą porę roku. Szłam wolno wsłuchując się w las, wszystko było takie czarujące. Coś zwróciło moją uwagę, a była to ledwo żyjąca łania. Powąchałam ją, była okey. Zaczaiłam się z tyłu i wskoczyłam na jej grzbiet. Nawet nie wstała, nie miała siły. Zabiłam ją przegryzają jej tętnice co było łatwe gdyż nie stawiała oporu, tylko z jej gardła wydarł się przeraźliwy krzyk. To było dosyć dziwne. Wtedy z krzaków wyszły cztery pantery.
-Wreszcie dała się nabrać.- zachichotała jedna z nich.
-O czym ty mówisz?- przejechałam ich wzrokiem.
-Możesz wyczuć truciznę w padlinie ale gdy ofiara jest żywa już tego nie potrafisz.- wtrąciła się druga.
Powąchałam, to było coś strasznego. Wyczułam truciznę z moich stron, która paraliżowała, utrudniała oddychanie, powodowała gorączkę i itp. Na każdy organizm działała inaczej
-Teraz nie masz już szans- powiedziała druga śmiejąc się okrutnie.
-Skąd wiesz? Na każdy organizm ta trucizna działa inaczej.-odpowiedziałam ze spokojem, ale w głębi duszy bałam się.
-Ta jak zwykle nie daje za wygraną- powiedziała zrezygnowana pantera.
Rzuciłam się do rozpaczliwego biegu zostawiając pantery z tyłu. Pobiegły za mną ale nie dorównywały mi szybkością. Nie zwracałam na nich uwagi, biegłam przed siebie zastanawiając się kiedy trucizna da o sobie znać. Zobaczyłam w oddali wielki wodospad, a nad nim wielką gałąź. Uda mi się i przeżyje, albo nie uda się i zginę- powiedziałam do siebie w myślach. Rozpędziłam się i już miałam skoczyć, ale poślizgnęłam się na śniegu i wpadłam do wody, a z niej zaczęłam spadać w dół. Pantery nie zdążyły mnie złapać, mogły tylko patrzeć jak spadam w dół i w dół. Tu nie działa powiedzonko mówiące że koty spadają na cztery łapy, obracało mnie na różne strony, czego nie mogłam zatrzymać.Spadłam na sam dół, straciłam przytomność. Obudziłam się chwilę później już na brzegu, widocznie wyrzuciło mnie tam. Z trudem się podniosłam i poczułam lekki paraliż, tak więc trucizna już działa. Spojrzałam w stronę wodospadu, gdy zobaczyłam jego wysokość omal nie zemdlałam, zastanawiałam się jakim cudem przeżyłam taki upadek. Na samej górze ujrzałam pantery gapiące się na mnie, pewnie były tak zdziwione jak ja. Zaczęło mi się kręcić w głowie, ale nie dane mi było się poddać. Ugryzłam się w łapę i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę lasu, miałam nadzieję że znajdę te różowe zioła, których nazwy nie znałam. Wymyśliłam sobie skromny plan : znaleźć zioła, zrobić odtrutkę, urządzić obóz, wrócić do domu. Szukałam w lesie tych przeklętych ziół, ale nigdzie ich nie było. Zdenerwowałam się, nie mogłam pozwolić truciźnie nademną zawładnąć, jak zwykle nie miałam szczęścia w życiu. Zobaczyłam trzy pantery na dróżce. Musiały akurat teraz tu być gdy ja słabnę? Zapewne nie. One także mnie zobaczyły, ruszyły w moim kierunku, ja nie zamierzałam się cofać, gdyż nie miałam siły.
-Powalcie ją.- powiedział ich dowódca.
Nie chciałam z nimi teraz się patyczkować. Rzucali się na mnie, a ja resztkami sił robiłam uniki. Miałam dość, zaczęłam walczyć. Skoczyłam na jedną z nich. Strasznie się rzucała, ale udało mi się trochę poszarpać jej bark, więc nie była już taka silna. Paraliż był coraz silniejszy, miałam szczerą ochotę się poddać ale z drugiej strony ja tego nie robię. Dobrze by było gdyby te pantery zniknęły mi z oczu. Wtedy usłyszeliśmy jakiś.. hmm nie wiem jak to nazwać, był to dźwięk gorszy od głosu dinozaura. Spojrzeliśmy w niebo i ujrzeliśmy wielkiego, ognistego ptaka, który leciał bardzo szybko w naszym kierunku. To był feniks...
-|-|-|-|-|-|-|-|-|-|-|-|-|-
Ciąg dalszy nastąpi. :D No więc nudziło mi się i postanowiłam coś napisać ale nie wychodzi mi, a to opo nie miało tak wyjść.. >.< Ciekawe czy komuś z was uda się to przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz