Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

7 lutego 2011

Opowiadanie Świąteczne cz. V i ostatnia. [Tee Saatus]

06 lutego 2011

Renifer nacisnął jakiś przycisk co sprawiło że kraty się otwarły, a sam począł walczyć z oszalałymi krasnalami ogrodowymi, razem z młotami.
- Wy uciekajcie, ja was dogonię! - krzyknął i rzucił porozumiewawcze spojrzenie do całej trójki.


Kraty były podniesione. Stałem tak zdezorientowany i patrzyłem jak renifer walczy z młotami pneumatycznymi. Lu-Czempionka zaczęła krzyczeć. Odwróciłem się ,myśląc ,że zobaczyła kolejnego pająka, ale nie. W miejscu, w którym stała Hecate leżał pierniczek. Czempionka skoczyła do niego i połknęła w całości nim zdążyłem zareagować. Nagle Luna zaczęła wibrować i wyrosły jej łaciate skrzydełka.
-Coo?- To przerastało moje możliwości. Jednak Czempionka miała się dobrze.
-Mam skrzydełka! Mam skrzydełka!- krzyczała podskakując. Hałas odciągnął uwagę młotów ,krasnali i tych innych dziwnych przedmiotów od Rudolfa. Ruszyły na nas. Wskoczyłem na jej szeroki grzbiet i wrzasnąłem:
-LEĆ! -Czempionka z wdziękiem wzbiła się w powietrze i podleciała do zaaferowanego renifera. Wciągnąłem go za rogi na jej grzbiet. I wróciłem do sterowania Lu, która miała lekkie problemy z koordynacją ruchową w powietrzu.
-W prawo! Lewo! Do góry! DO GÓRY! -W efekcie moich miernych zdolności pilota uderzyliśmy w cele Anaid, Tiff i Lady.
-Tee?! Lusia?! -powitały nas okrzyki.
-Dlaczego ona ma skrzydła?-zapytała Lady.
-Długa historia. Wsiadajcie! -Wykrzyknąłem słysząc zbliżające się młoty. Polecieliśmy do celi Jenny i Zoltana. Znów mięliśmy problemy ,z powodu lekkiego przeładowania grzbietu naszej Czempionki. Uderzyła w skałę i wturlała się do środka, z nami na grzbiecie. Jenna i Zoltan zdążyli się zorientować co się dzieje. Wspólnymi siłami podnieśli nas i Czempionkę, usadowili się na jej zadzie , po czym Czempionka zamachała skrzydełkami i wylecieliśmy z jaskini. Młoty i krasnale stały pod nami i wykrzykiwały różne dziwne rzeczy rzucając w nas arbuzami. Czempionka szybowała jednak poza ich zasięgiem .Tak odlecieliśmy ku zachodzącemu słońcu.
Nie, jednak nie. To nie koniec historii. Mamy przecież uratować Mikołaja!
-Co teraz? -Zapytała Anaid.
-Jak to co?-Oburzyła się Tiff.- Lecimy na wyspę zUego mikołaja i ratujemy prawdziwego!
-Te, Rudolf, prowadź.-Odstąpiłem mu miejsca na kłębie Lu ,a sam usiadłem za nim.
Lecieliśmy kilka dni i dotarliśmy w wigilijny wieczór. Wylądowaliśmy na tyłach fabryki i zaczęliśmy planować akcję.
-Zrobimy tak. Wprowadzimy Czempionkę i Rudolfa jako ofiary za prawdziwego mikołaja.-Mówiła Anaid ignorując żałosne muczenie Luny.- Kiedy odda nam mikołaja Zoltan i Tee zaatakują go z ukrycia. My zabierzemy Rudolfa i Czempionkę i zwiejemy.
-Nie ma dobrego zakończenia.-Stwierdziła Tiff, na co Killer prychnęła.
-A jakie chciałabyś zakończenie? -spytała.
-Wielki wybuch- Oznajmiła Tiff wyglądając jak uciekinierka szpitala psychiatrycznego. Dla podkreślenia tego efektu zaśmiała się diabolicznie. Z minami "O.O" cofnęliśmy się o krok. Jednak to nie koniec. Tiff, ku naszemu oszołomieniu wyciągnęła petardy. Dużo petard o najróżniejszych kształtach i kolorach.
-O-okej. -Zaczęła powoli Jenna.- Będzie wielki wybuch ,ale jak będziemy w bezpiecznej odległości.
Weszliśmy do fabryki. Trapił mnie ten "wielki wybuch". Szedłem zamyślony kiedy nagle postawiłem łapę na czymś co gwałtownie się obniżyło. Zatrzymałem się zdezorientowany i uniosłem łapę. W tym samym monecie dookoła rozległ się miażdżący pisk. Syknęliśmy grupowo, a Czempionka zamuczała.
-Pięknie.- Usłyszałem złowieszczy szept Zoltana.I wtedy otoczyły nas...
-Świeczki?! -Nie, to dla mnie za wiele. Świeczki zaszarżowały na nas. Zaczęliśmy walkę. To wcale nie było takie łatwe, gdyż świeczki chlapały nas rozgrzanym woskiem. Nagle zaczął padać deszcz. Okazało się ,że świeczki uruchomiły system przeciwpożarowy. Nasi przeciwnicy zostali zgaszeni (dosłownie) i popadli na ziemię. Wtem pojawiło się światło i naszym oczom ukazał się zUy mikołaj. Dlaczego wiedzieliśmy ,że jest zły? Na czapce miał napis: "Devil Santa Claus"
-Oryginalne- mruknęła Anaid. Staliśmy tak i patrzyliśmy na niego ,a on na nas.
-Chyba powinniśmy coś zrobić.- Oznajmiłem. Zoltan i Lady rzucili się na zUego mikołaja. Po chwili dołączyła reszta i zaczęli się szamotać. Ja jednak chwyciłem jedną ze świeczek i ogłuszyłem mikołaja.
-Co teraz?- zapytałem patrząc na Anaid.
-Emm...uciekamy? -Wskoczyliśmy na grzbiet Czempionki. Tiff w tym czasie zostawiła fajerwerki i przygotowała zapalniczkę.
-Lecimy! -Czempionka wzbiła się w powietrze. Kiedy byliśmy pod sufitem Tiff puściła zapalniczkę. Wylecieliśmy przez okno i oddaliliśmy się. Fabryka wybuchła ,a niebo rozświetliły fajerwerki. Lewitowaliśmy tak podziwiając sztuczne ognie, kiedy odezwała się Jenna.
-Jest problem. Zapomnieliśmy uratować mikołaja.
Ojć.
Rozległy się krzyki. Co teraz?
-Gwiazdka musi się odbyć! -krzyknęła Tiffany. Niespodziewanie Anaid wyciągnęła czapkę mikołaja i wsadziła reniferowi na głowę.
-Od dziś ty jesteś mikołajem! -Oznajmiła. Rozległy się kolejne krzyki. Rudolf podziękował nam i wyznał ,że było to jego najskrytsze marzenie. Następnie (ku naszemu zdziwieniu) odleciał. My za to wróciliśmy do stada oznajmiając ,że uratowaliśmy gwizdkę.
---
Nie podoba mi się. Widać ,że pisane na szybko. Nie idzie mi pisanie w pierwszej osobie.Nie miałem zupełnie pomysłu i dodatkowo Al prosiła mnie ,żebym to zakończył. Trochę z tym nie wyszło. Głównie przez moją nieobecność a potem już tylko przeze mnie. Przepraszam. Ważne, że jest happy end.
Tee Saatus (19:25)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz