10 sierpnia 2011
Długo się już nad tym zastanawiał. Tyle czasu nad tym już
przesiedział. Zawsze jak kogoś pytał nic nie zdołał wywnioskować bo
każdemu co innego przychodziło na myśl. Luna mówiła: "Nie rób tego."
Inni koledzy mówili: "Zostaw to wreszcie. Ile można tak trwać." Coś w
końcu sprawiło, że prawie się złamał, potem nagła zmiana sytuacji,
poprawa w życiu prywatnym i już zapomniał do czego prawie był gotów. Od
pewnego czasu ukrywał się, może i dobrze. To znaczy..dla niego dobrze.
Ukrywając się nie musiał bać się tak krytycznego podejścia. Mógł
swobodnie się wygłupiać, ale nie wszystkim jak widać te wygłupy się
podobały. Teraz gdy o tym myśli nawet zbiera mu się na łzy. Często już
miewał takie chwile, że raz był sobą, tym zwykłym członkiem spokojnego
stada, a raz przemieniał się w takie nic nie warte diabelstwo.
To właśnie diabelstwo na pewno po wysłuchaniu samemu opowieści Naomi
wpadłoby w gniew i zbluzgało autorkę za jej przedziwny tok myślenia, za
to ta dobra strona pochwaliłaby ją, że wreszcie w normalny sposób
zwróciła się do całej zgrai popaprańców.
Bał się tego co
właśnie miało nastąpić, ale teraz był już prawie pewien, że nadszedł
jego czas. Dziki kot wyszedł powoli z cienia i obejrzał się za
rozjuszonym stadem po czym bez pytania usiadł w samym
centrum rozglądając się za najważniejszymi osobami. Szumiało mu w
głowie, łapy mu drżały, głos bardzo długo mu się wahał, zaschło mu nagle
w gardle i nie był w stanie mówić, zwłaszcza kiedy już przyciągnął
uwagę większości zaniepokojonych zwierząt. Przełknął jeszcze raz ślinę
zaciskając mocniej powieki. Jak widać walczył z samym sobą, nie wierzył w
to co się dzieje. Czuł się, jakby kogoś zabił, czuł się bardzo winny
temu wszystkiemu, a tak bardzo chciał przeprosić.
- Nie wiem
jak zacząć. Długo mnie nie widzieliście, a przynajmniej tak
się niektórym zdawało... - Urwał na chwilę próbując odwrócić wzrok
od zaciekawionej gromady. - Mam wrażenie, że im dłużej tu jestem tym
większy wam ból sprawiam. Najpierw jest fajnie ale potem, po kilku
godzinach okazuje się, że ktoś znów się pogniewał, obraził, może nawet
płacze w samotności. Nie chciałem do tego dopuszczać, ale przez nieuwagę
tak się własnie stało. Wszystko się rozsypało. Nie mogę tego dłużej
ciągnąć. Przeproście ode mnie Aspeney, miałem zaczekać, miałem być
wytrwały i czekać na nią, ale ja jednak chyba nie jestem taki. Na pewno
na bardzo długo pozostanie w moim sercu, ale teraz dopiero widzę jak
bardzo zostałaby zraniona jeśliby wciąż pamiętała o mnie. W
rzeczywistości ja się nie potrafię zmienić. Mówię to wam wszystkim.
Choćbyście mi wmawiali, zawsze pozostanę sobą i nie pozbędę się swoich
złych nawyków. Cieszę się chociaż, że mogłem pomóc co
poniektórym osobom. - Urwał znów starając się pozbierać myśli. Już samo
wspomnienie o cudownych chwilach powodowało łzy w jego znużonych
ślepiach, ale zdawał sobie sprawę, że to dopiero początek. - Może i tak
część z was powie, że to nie moja wina, ale na pewno byłem po części
sprawcą tego zamieszania, a im szybciej ja się poddam tym szybciej
wszystko być może wróci do formy. Mam nadzieję, że nikt nie pożałuje,
bawiłem się świetnie, może nawet zbyt dobrze...Prawda Lu? Des? An? Est?
Serek? Naomi? LD? Mi-chan? i wiele innych... - Znowu zebrało mu się
na łzy ale w porę zdołał się pozbierać. - Już wy wiecie, o co
chodzi...Cholera, gdybym wiedział. Nie dopuściłbym do tego.. - Na chwile
przerwał myśl i rozejrzał się w pewnej obawie, bo może już komuś krew
wzburzył i ma ochotę wypruć mu flaki. No...różnie bywa.. - Aldieb,
Szera. tyle razy mnie upominałyście, a ja...prawdę mówiąc...uważałem, że
jesteście głupie i kompletnie nie macie racji. Że tak się bawić jest
normalne i uczciwe. Oczywiście, że to ja na końcu wyszedłem na
ostatniego debila. Ale myślałem, że końcu takie przeklinanie i zboczone
sytuacje są w modzie. - Pokręcił glową ze zrezygnowaniem. Znowu się
zapomniał na zbyt długo oczywiście, żeby móc sprowadzić swój
zaginiony rozsądek na ziemię.
- To by było...chyba..na tyle.
Al, zatrzymaj sobie moją mapę, rób z nią co chcesz, nawet jeśli wygra,
nawet jeśli nie. Po prostu...przywłaszcz ją sobie...(Tylko mnie nie
dyskwalifikuj! Napracowałem się bądź co bądź.)
Dziękuje wam
wszystkim. Bez wyjątku. Tutaj mogłem sie wyżalić, poopowiadać o swoim
życiu i jakoś oderwać od codziennych zmartwień. Nie wiem, mam
nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. W końcu wytrzymałem tu cały rok..nie
sądzę, żebym tak szybko o was zapomniał. Nie tęsknijcie, nie próbujcie
mnie zatrzymać ani nic z tych rzeczy, bo mam wrażenie, że wiele osób
zdoła mnie jeszcze zastąpić , a może i lepiej jakby i takie się nie
trafiły. Nie wniosłem w to stado nic wartościowego. W każdym
razie...Życzę wam wszystkiego co najlepsze. - Z lekkim uśmiechem ukłonił
się lekko wszystkim zgromadzonym i pozostał tak jeszcze na dłuższa
chwilę. W końcu uronił jedną łzę która niechcący skapnęła na zielonkawą
trawę tuz pod łapami samca. Teraz pozostało mu już tylko...chyba jedynie
powrócić do starego trybu życia. Będzie się obracał na licznych forach
jako maskotka dla spragnionych kobiet. Chociaż nie powiedziane, że tego
szuka ale tak pewnie będzie...Może znajdzie szczęście, ale na pewno nie
rodzinę, nie tak wspaniałą.
Nie zdążył powstać a już objęły
go z każdej strony tumany kurzu i piachu, wtem zamiast jaguara pojawił
się przed nimi młodzieniec z krótkimi włosami, który szybko założył na
siebie głęboki kaptur i schował smutek za ciemnym materiałem.
Odchodzę. Wypiszcie mnie z autorów.
Wspomniał
sławne od jakiegoś czasu słowa, ale zostały już wypowiedziane i odwrotu
nie było. Ostatni najprawdopodobniej raz obejrzał wzrokiem całe stado,
potem odwrócił głowę i wolnym krokiem ruszył przed siebie. Prosto do
zielonej bramy witającej gości. Minął ją i zniknął niebawem z oczu
zgromadzonych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz