Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

7 sierpnia 2011

Whatever. [Aldieb]

07 sierpnia 2011

Pierwszy, dużo krótszy tekst, jest opisem sceny, z mojego dzisiejszego snu. Jedynej, którą zapamiętałam. Wprawdzie krótka, ale doprowadziła mnie prawie do płaczu.
Natomiast drugi tekst jest opisem, wydarzenia z życia wziętego. Działo się to dość niedawno, kiedy byłam na wyjeździe. I tym razem to nie był sen. Wszystko działo się na jawie...
Aż się dziwie, jak to możliwe, żebym miała takie schizy.
Przydałyby się jakieś podkłady muzyczne, ale nie mam pomysłu co by pasowało. I nie mam siły nic szukać.
Ogólnie rzecz biorąc - wyżywam się, bo mam kiepski humor.
~*~

          Wodziłam wzrokiem po jej jasnej twarzy. Złote oczy skrzyżowały się z waniliowymi iskrami, zatapiając się w ich jasnej barwie. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Czułam jak myśli mieszają się z emocjami, tworząc wewnątrz mnie ciasny supeł, w którym nijak nie dało się znaleźć początku nitki. Od czego zacząć? Co powiedzieć? Zadrżała mi warga. Gardło miałam ściśnięte, tak, że nawet gdybym wiedziała jak, nie umiałabym się wysłowić.

          Na jej twarzy jak malowany, wyłonił się szelmowski uśmiech. Jej tęczówki przybrały jakby cieplejszy odcień. Odezwała się, wymawiając tylko jeden wyraz. Nie musiałam nic mówić, potrafiła zrozumieć wszystko bez słów, jakby nic się nie wydarzyło, jakby widziały się zaledwie wczoraj. Jakby wszystko było jak dawniej.
- Tęskniłaś?
~*~
          Jazgotliwy głos młodszego brata z niewiarygodną siłą wwiercał mi się w uszy. Przenikał przez całe ciało, z każdą chwilą coraz bardziej drażniąc. Próbowała uciszać, a jakże. Jednak jej zmagania na nic się zdały, wobec gadatliwego ośmiolatka - całkowitego przeciwieństwa jego starzej siostry.
          Komórka ze słuchawkami leżała obok, na fotelu. Wyładowana. Zamknięta w ciasnej przestrzeni osobowego samochodu nie miała jak uciec przed drażniącym dźwiękiem. Wbiła gniewne spojrzenie w szybę, ledwo dostrzegając migające jej przed oczyma obrazy. Przy kolejnym głośniejszym okrzyku, poczuła znajomy tik w prawej ręce, jak zawsze kiedy była wyprowadzona z równowagi. Całą dłoń miała napiętą, palce rozcapierzone, niczym u jakiejś wiedźmy z opowieści straszących małe dzieci.
         Nagle poczuła, że coś jest nie tak. Czując jak natychmiastowo narastający niepokój przysłania jej złość, przeniosła wzrok w dół. Rozszerzyła gwałtownie oczy, wciągając ze świstem powietrze. Z jej brzucha wyłaniały się czarne macki, falujące niczym na ostrym wietrze, żyjące własnym życiem. Pomknęły w bok, kierując się ku jasnowłosemu chłopcowi, który wydawał się nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia. Spanikowana siłą woli pchnęłam wirujące macki z powrotem ku sobie, jednak te były zbyt szybkie. Wyślizgiwały się spod moich niematerialnych palców, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Kiedy udawało mi się je siłą wepchnąć do mojego ciała, te na nowo wyskakiwały, nic sobie nie robiąc z moich poczynań.
          Po raz kolejny przycisnęłam niewidzialne ręce na wysokości pępka. Jednak tym razem wyrysowałam na skórze kilka symboli, obierając za podstawę figurę koła. Pieczęć zaiskrzyła, po czym wchłonęła we mnie, przestając być dostrzegalna.
          Odetchnęłam z ulgą. Lecz zrobiłam to trochę zbyt wcześnie. Złowrogie macki nie dawały za wygraną. Przerażona patrzyłam, jak wyginają niewidzialną osłonę, próbując się przez nią przebić. Wstrzymałam oddech w oczekiwaniu, aczkolwiek wyglądało na to, że nie zdołają nic zrobić.
          I w tym momencie, prosto przez środek pieczęci wystrzeliło, czarne, muskularne ramię, stworzone z tego samego tworzywa co jego mniejsi kamraci. Macki, dostrzegając odpowiedni moment, natychmiast pomknęły jego śladem. Krzyknęłam w myślach, w jednej sekundzie zwierając się z wielką dłonią. Tym razem kosztowało mnie tą więcej wysiłków, jednak po dłuższej chwili, udało się. Pieczęć natychmiast się zasklepiła. Szybko założyłam kolejną - ta zaiskrzyła się na niebiesko i tak jak poprzednia, wchłonęła w skórę. Gdy ta, została na powierzchni, druga zaczęła się zaciskać. Zmniejszała się coraz bardziej, więżąc czarną masę. W końcu powstała mała kula, ściśnięta do granic wytrzymałości. Udało się.
          Odchyliłam głowę do tyłu, zamykając powieki i zatapiając się w opiekuńczym mroku. Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą zdarzyło. A jednak wspomnienia nie blakły, były wręcz nazbyt wyraźne.
          Potrząsnęłam głową i ponownie wbiłam wzrok w okno. Nie należało o tym myśleć. Nie teraz.
~*~
Pewnie są powtórzenia. I inne błędy. Nie chce mi się już tego sprawdzać.
Nieumiempisać.

Aldieb (00:05)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz