20 sierpnia 2011
Cisza i spokój. No może nie całkiem. Jeszcze kilka osób zostało na
polanie, by prowadzić długie rozmowy. Już dawno odpuścił i poszedł w
swoje ulubione miejsce. Mógł tam zastanowić się nad życiem. Był z dala
od reszty, choć nadal ich słyszał. Reszta spała lub szykowała się do
zapadnięcia w błogi stan snu. On tego nie potrzebował. Spał tylko wtedy,
kiedy musiał. Kiedy wolał zapomnieć lub po prostu się nudził.
Tej nocy akurat chciał sobie powspominać swoje dzieciństwo. Nie było idealne, ale złe też nie. Nagle słychać podniesione głosy. Spojrzał w kierunku polany, ale uważając, że po prostu towarzystwo się bawi, zignorował to i przymknął powieki, opierając się o pień grubego drzewa. Po kilku minutach stwierdził, że coś jest nie tak i podnosząc się leniwie, zaczął kierować swe kroki w stronę głośniejszych niż zazwyczaj odgłosów. Były one dość niepokojące, inne niż zwykle. Przypomniało mu się ostrzeżenie od Aspeney. Skrzywił się na samą myśl, mając nadzieję, że to jednak nie to. Stanął wśród drzew jak wryty, gdy to zobaczył.
Walka. Krew. Rozszarpana skóra. I przyjaciele. Omiótł ich wzrokiem i chciał do nich dołączyć, choć jego walka byłaby z góry przegrana. Ludzi łatwo było mu zabijać. Szczególnie tych, którzy nie uważali na siebie wieczorami i zakradali się w ciemniejsze uliczki. Ale teraz? Nic by nie mógł zrobić. Zresztą.. Nienawidził walki. Dlatego nigdy nie chciał się uczyć walczyć.
Zapach krwi drażnił jego nos, ale jakoś udało mu się zapanować nad przybywającym pragnieniem ciepłej cieczy. Zrobił krok, ale jakby tylko w swojej własnej wyobraźni. Nie poruszył się ani na milimetr. Nawet nie był w stanie. Stał tak coraz bardziej otępiały, nie wiedząc co robić. Przyglądał się tylko jak idiota, jak zwykły gap, nieczuły na ból znanych mu osób, bez krzty współczucia. Jego ciało odmawiało posłuszeństwa, gdy chciał wykonać jakikolwiek ruch.
Ból w jego od dawna nie bijącym sercu był silniejszy nawet od tego, gdy zmieniał się w innej rasy istotę. Kierował się w każdą komórkę jego ciała, chcąc go zniszczyć od środka. Zapewne będzie miał od tego widoku uraz, choć pewnie tego po sobie nie pokaże. Słone krople, które mogłyby ukoić ten ból, jak na złość nie chciały spłynąć. Zresztą co? Popłakałby się jak dziecko? Świat mu się walił. Pewnie nadal będą zabijać jego Braci i Siostry. Co chcieli osiągnąć? Na pewno zniszczenie jego domu, jego najmilszych wspomnień. A później by przyszło ukojenie, gdy i jego dosięgła śmierć.
Śmierć.. Ciekawe co by po niej nastąpiło? Dla niego pewnie nic dobrego. Nie chciał o tym myśleć, ale wolałby już sam zginąć, niż trwać tak ze świadomością ogromnej straty, którą są jego najbliżsi. Po kilkunastu minutach, które zdawały się wiecznością, odetchnął z cichą ulgą, czując wilgoć spływającą po jego policzkach. Psychiczny ból pewnie nie mógł się równać z tym cielesnym, chociaż właściwie mogły ze sobą te dwa bóle rywalizować. Jemu, któremu nic się nie stało krwawiło tylko serce. Im, ciała. Widząc martwą Vierę, przeraził się jeszcze bardziej.
Chciał, żeby to wszystko było tylko chorą wyobraźnią, płatającą mu nieśmiesznego figla. Najgorszym koszmarem, z którego wkrótce się przebudzi. Ale nie. Wszystko było prawdziwe, a on jedyne co mógł robić to patrzeć na ich śmierć.
Tej nocy akurat chciał sobie powspominać swoje dzieciństwo. Nie było idealne, ale złe też nie. Nagle słychać podniesione głosy. Spojrzał w kierunku polany, ale uważając, że po prostu towarzystwo się bawi, zignorował to i przymknął powieki, opierając się o pień grubego drzewa. Po kilku minutach stwierdził, że coś jest nie tak i podnosząc się leniwie, zaczął kierować swe kroki w stronę głośniejszych niż zazwyczaj odgłosów. Były one dość niepokojące, inne niż zwykle. Przypomniało mu się ostrzeżenie od Aspeney. Skrzywił się na samą myśl, mając nadzieję, że to jednak nie to. Stanął wśród drzew jak wryty, gdy to zobaczył.
Walka. Krew. Rozszarpana skóra. I przyjaciele. Omiótł ich wzrokiem i chciał do nich dołączyć, choć jego walka byłaby z góry przegrana. Ludzi łatwo było mu zabijać. Szczególnie tych, którzy nie uważali na siebie wieczorami i zakradali się w ciemniejsze uliczki. Ale teraz? Nic by nie mógł zrobić. Zresztą.. Nienawidził walki. Dlatego nigdy nie chciał się uczyć walczyć.
Zapach krwi drażnił jego nos, ale jakoś udało mu się zapanować nad przybywającym pragnieniem ciepłej cieczy. Zrobił krok, ale jakby tylko w swojej własnej wyobraźni. Nie poruszył się ani na milimetr. Nawet nie był w stanie. Stał tak coraz bardziej otępiały, nie wiedząc co robić. Przyglądał się tylko jak idiota, jak zwykły gap, nieczuły na ból znanych mu osób, bez krzty współczucia. Jego ciało odmawiało posłuszeństwa, gdy chciał wykonać jakikolwiek ruch.
Ból w jego od dawna nie bijącym sercu był silniejszy nawet od tego, gdy zmieniał się w innej rasy istotę. Kierował się w każdą komórkę jego ciała, chcąc go zniszczyć od środka. Zapewne będzie miał od tego widoku uraz, choć pewnie tego po sobie nie pokaże. Słone krople, które mogłyby ukoić ten ból, jak na złość nie chciały spłynąć. Zresztą co? Popłakałby się jak dziecko? Świat mu się walił. Pewnie nadal będą zabijać jego Braci i Siostry. Co chcieli osiągnąć? Na pewno zniszczenie jego domu, jego najmilszych wspomnień. A później by przyszło ukojenie, gdy i jego dosięgła śmierć.
Śmierć.. Ciekawe co by po niej nastąpiło? Dla niego pewnie nic dobrego. Nie chciał o tym myśleć, ale wolałby już sam zginąć, niż trwać tak ze świadomością ogromnej straty, którą są jego najbliżsi. Po kilkunastu minutach, które zdawały się wiecznością, odetchnął z cichą ulgą, czując wilgoć spływającą po jego policzkach. Psychiczny ból pewnie nie mógł się równać z tym cielesnym, chociaż właściwie mogły ze sobą te dwa bóle rywalizować. Jemu, któremu nic się nie stało krwawiło tylko serce. Im, ciała. Widząc martwą Vierę, przeraził się jeszcze bardziej.
Chciał, żeby to wszystko było tylko chorą wyobraźnią, płatającą mu nieśmiesznego figla. Najgorszym koszmarem, z którego wkrótce się przebudzi. Ale nie. Wszystko było prawdziwe, a on jedyne co mógł robić to patrzeć na ich śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz