14 sierpnia 2011
Far away from home cz.IDwa wilki przyczajone w zaroślach zerknęły na siebie przelotnie i ponownie utkwiły ślepia w przestrzeni przed nimi. Większy z nich, grafitowy basior o onyksowych oczach stał na ugiętych łapach, nasłuchując. Mniejsza, śnieżnobiała wadera również czaiła się do skoku, utkwiwszy oczy koloru soczystej trawy w małym prześwicie między krzewami. Z pozoru nie byli do siebie podobni ,ale gdyby przyjrzeć się ich oczom, dostrzegało się ich identyczny kształt i ten sam bystry błysk. Nagle gdzieś przed nimi trzasnęła gałązka. Oboje drgnęli i ponownie znieruchomieli, nasłuchując. Po chwili dało się słyszeć rytmiczne, ale ciche kroki. Kiedy owy ktoś się do nich zbliżył usłyszeli również jego oddech. Czekali w napięciu ,aż znajdzie się dokładnie na ich wysokości i wtedy Biała syknęła:
-Już.
Skoczyli przed siebie, niszcząc krzaki, które służyły im za kryjówkę. Szary powalił swoją ofiarę, i nie dając jej czasu na reakcję poderwał się z ziemi przygniótł łapami jej bok i zawiesił kły nad gardłem. Biała w tym czasie przeszybowała zgrabnie nad ofiarą jej towarzysza i wylądowała z gracją kawałek dalej. Natychmiast przyjęła pozycję obronną. Obnażyła kły i potoczyła spojrzeniem dookoła. Pusto. Nie tracąc czujności, przeszukała najbliższą okolicę. W tym czasie Grafitowy próbował zapanować nad wierzgającym więźniem. Oba basiory warczały głucho. W końcu Szary zacisnął zęby na karku przeciwnika, unieruchamiając jego ciało. Rozbrojony basior zawarczał wściekle. Kiedy biała wadera wróciła do miejsca zasadzki, zlustrowała powalonego samca chłodnym spojrzeniem.
-Myślałam ,że powalenie takiego słynnego mordercy będzie jakimś wyzwaniem. -Prychnęła, nie kryjąc pogardy, dla rdzawobrązowego basiora.- Najwidoczniej się myliłam.
-W przeciwieństwie do ciebie nie mam kogoś kto mógłby umrzeć za mnie.- Wycharczał morderca.
Szary zauważył jak pysk wadery wykrzywia się mimowolnie, a w oczach pojawia się niemal fizyczny ból. Momentalnie się opanowała. Rzuciła brązowemu basiorowi nienawistne spojrzenie.
-Twój błąd. Zastanawiam się czy zasługujesz na tak szybką śmierć, ale na pewno nie dam ci więcej okazji kogoś zabić. Będę mieć nadzieję ,że po drugiej stronie spotka cię prawdziwa kara.
Brązowy wilk uśmiechnął się złośliwie.
-Wierzysz w życie po śmierci? No tak. Musisz wierzyć, że po śmierci ponownie połączysz się ze swoim ukochanym. Dziwi mnie, że jeszcze się nie zabiłaś.- Końcówka zdania utonęła w głuchym warkocie Szarego i skomleniu jego więźnia. Basior rzucił mordercą o ziemię. Wbił pazury w jego bok i przeciągnął ku sobie, rozrywając jego skórę.
-Zabij go. Niech smaży się w piekle. -Rzucił Szary w kierunku skulonej towarzyszki. Ta przez chwilę patrzyła mu w oczy, jakby nie rozumiejąc jego słów. Srebrny basior starał się ,aby jego spojrzenie wyrażało niezachwianą pewność, ale obawiał się, że było w nim za dużo złości. Wadera jednak po chwili wyprostowała się niepewnie. Powoli zwróciła swe zielone spojrzenie ku mordercy. Przyglądała mu się, przechylając łeb. Nagle, niespodziewanie rzuciła się do jego gardła i zacisnęła na nim zęby. Krew obryzgała jej śnieżnobiałe futro. Kiedy truchło wroga opadło w kałużę posoki, wilki rzuciły mu ostatnie spojrzenie i odeszły kawałek. Zatrzymały się i spojrzały sobie głęboko w oczy.
-Dziękuję ci za pomoc, Tee Saatusie.
-Nie musisz dziękować, Mio Morgan. To był tak samo twój jak i mój wróg.
-Ważne ,że jest martwy.
Milczeli jeszcze przez chwilę po czym brat uśmiechnął się do swojej siostry. A siostra pacnęła swojego brata łapą. Wtedy basior skoczył na nią i powalił na ziemię, po czym warcząc pociągnął ją za ucho. Ona w odpowiedzi wgryzła się lekko w jego pierś. Bawili się tak niczym szczenięta, aż oboje nie padli obok siebie dysząc ciężko. Po chwili wybuchnęli śmiechem. Kiedy już się uspokoili, spostrzegli ,że leżą na brzegu jeziorka. Ugasili pragnienie, zmyli z siebie krew i położyli się w cieniu drzew. Rozmawiali długo, nie mogąc się sobą nacieszyć. Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi Tee utkwił spojrzenie na linii horyzontu. Zaczynał tęsknić za Dziećmi Nocy. Czuł się winny. Zostawił stado na tak długo... i to bez słowa wyjaśnienia. Westchnął.
-I co teraz? -Zapytał.
Mia dobrze wiedziała co zaprząta myśli jej brata. Podniosła się.
-Wstawaj. Wracamy. Czeka nas długa droga.
Tee uśmiechnął się z wdzięcznością, dźwignął się na nogi i ruszyli.
Biała wilczyca miała rację. Czekała ich długa droga. Nie wiedzieli jednak jak bardzo...
----
Coś na wynagrodzenie mojej nieobecności. No i jej 'wyjaśnienie'.
Tee Saatus (23:44)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz