11 sierpnia 2011
Nie
znacie mojego imienia, więc zapewnę nie wielu z Was to przeczyta.
Jeżeli jednak się zmusicie, napiszcie jak się odnosicie. Wybaczcie za
brak organizacji, nota powitalna pojawi się jutro.
- A więc zajmijmy się nostalgią związaną z wirtualem i bólem związanym z tym uzależnieniem, jak z każdym. - Po raz kolejny poprawił okrągłe okularki, które nagminnie zsuwały mu się z nosa i obrócił w dłoni mały notesik na którym zaczynał zapisywać moje zeznania. - Wyjaśnisz mi wreszcie jaki związek z mówiącymi zwierzętami grającymi w butelkę i urządzającymi sobie ogniska mają blizny i rany na twoich nadgarstkach, czy od razu dzwonić po biały kaftan? -
W
milczeniu wpatrywała się w ekran. Ekran urządzenia, ekran rzeczy, ekran
boga i jedynego przejścia do innego świata. Na bladej twarzy odbijał
się smutek tańczący w duszy i niezrozumienie. Z każdym wydechem
ulatywała z niej chęć, a każda sekunda ciągnęła się w nieskonczoność.
Siedziała tak, starając się uświadomić sobie co się zmieniło. Po
monitorze przewijał się tekst, kiedyś tak bliski, a teraz tak bardzo
niezrozumiały. Widziała ciemne tło i litery. Nic więcej. Przechyliła
głowę jakby nie mogąc pojąć co się stało. Ludzie, dokładnie tacy sami
jak ona siedzieli w innych miejscach i pisali, pisali jak opętani
wcielając się w role zwierząt. Dlaczego... skąd w jej umyśle wzięła się
myśl, że to żałosne?
Jakaś dziwna pustka rozwierała ją od wewnątrz. Co się stało?
Nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło że można czegoś takiego doświadczyć. Pisała, sunęła palcami po klawiaturze, ale wszystko było jakieś bez wyrazu, matowe. Zwyczajnie pisała, chcąc wpasować się w otoczenie, ale nie... nie czuła.
Co się stało?
Zacisnęła żeby i położyła otwartą dłoń na monitorze, chcąc jakby przebić się przez szkło. Chcąc przejść przez barierę jak robiła to zawsze dotychczas, nigdy, nigdy nie musiała się nawet zastanawiać jak to działa. Teraz widziała tylko litery, przerażająco płaskie litery. Westchnęła cicho i pokręciła głową z rezygnacją przyciągając do siebie rękę. Co ja robię? Mało brakuje żebym płakała w rękaw komputera, obmacuję monitor... gdyby mnie ktoś zobaczył.
Gdyby mnie ktoś zobaczył. Powtórzyłam własną myśl szeptem.
Tak... przecież właśnie to się zmieniło.
Kim trzeba być, żeby patrząc na wspomnienia z ostatnich sześciu lat mieć prawie tylko wizję siebie ślęczącej przed komputerem, godzinami wypisującej zupełnie bez celu, śmiejącej się, płaczącej do urządzenia?!
Ale prawda jest taka, że kiedy dziewczyna myślała o ostatnich sześciu latach miała przed oczyma polanę, skąpaną w blasku słońca, czy pełną czystego śniegu. Bez względu na stado, ta polana zawsze wyglądała tak samo. Właściwie niewielka i przytulna, okalona drzewami ciągnącymi się całymi połaciami. Miała przed oczyma przyjaciół, ich roześmiane ... pyski. Miała przed oczami setki zabaw, intryg, porwań, misji, w tak realnym i namacalnym otoczeniu że ktoś wdarłszy się do jej głowy nie mógłby ocenić co stało się naprawdę, a co było tylko literami. Miała przed oczyma miłość, ciepło ciała ukochanego, utraconą w wieku jedenastu lat cnotę. Miała przed oczyma zdradę, nienawiść, przelaną krew i ból, bardzo dużo bólu. Zabawne.
A najwięcej bólu sprawiał jej fakt, że zawsze kiedy odchodziła już widziała gdzieś przed sobą powrót. Zawsze kiedy odsuwała się od wirtualnego świata była świadoma że w końcu usłyszy wewnętrzny głos 'koniec zabawy w real, jest ona zbyt blada. Wracaj do swojego świata.'. I wracała, jak każdy kto miał znajomych naznaczając to ciepłym światłem wielkiego powrotu. Znów budowała coś ze wszystkich sił, nie biorąc pod uwagę że cokolwiek w realnym świecie może być ważniejsze, wkładała w to całą siebie.
I jak przemówić do siebie... To minęło, skończ.
Nigdy już nie powrócisz. Nigdy już nie odejdziesz. Nic nie zbudujesz. Nawet ten ból za tydzień przejdzie by nawrócić dopiero po miesiącu, jak zawsze.
Ale ja nawet nie zdążyłam się pożegnać. Nie zdążyłam powiedzieć wszystkim ile dla mnie znaczą. Nie zdążyłam napisać wyczerpującej noty ze wszystkimi imionami, pełnej ujmujących słów po której wszyscy by płakali, tak jak robili to inni żegnający się.
Chociaż... prawda jest taka, że ci którzy żegnali się w ten sposób napewno powrócą.
A ja... ja już nie.
Każdy oddech mi ciążył. Serce biło ociężale a łzy cisnęły się do oczu.
Przestań. Jesteś żałosna. To tylko blog. Tylko chat. Nie ma żadnych zwierząt, nie ma żadnej zielonej bramy za którą tak tęknisz, nie isnieje żadna polana. Nigdy tam nie byłaś. Nigdy nie czułaś ciepła słońca siedząc w pokoju, nigdy nie czułaś trawy pod łapami, nawet nigdy nie miałaś łap. Dlaczego myśląc o sobie teraz masz przed oczami skulonego psowatego, który w tym momencie zacisnął powieki kryjąc ciemne ślepia?!
CO Z TOBĄ?!
***
Odetchnęła ciężej czując że po jej pyszczku lecą łzy. Siedziała na wzgórzu. Siedziała kuląc uszy, otworzyła oczy i uniosła wzrok. Ciepła struga wiatru przeczesała jej gęste futro które zatańczyło zgodnie z pędem. Pachniało lasem, pachniało ciepłem domu. Tak przecież czuła się lepiej od zawsze. Zawyła wbijając spojrzenie w jasne oblicze księżyca w czapie chmur. Postawiła rude uszy by upewnić się ich materialności. Jej głos poniósł się po terenach jednocząc z wiatrem. Poniósł się po terenach by zasiać w snach setek śpiących zwierząt majak o lisicy która zawsze była zagubiona, zawsze była ofiarą i zawsze wybierała najgłupsze decyzje. Tak by śpiące zwierzęta chociaż przez chwilę o niej pamiętały. Śpiące zwierzęta które były jej przyjaciółmi, które traciły życie realne jak ona, które... nie istniały.
Nigdy nie istniały.
- A więc zajmijmy się nostalgią związaną z wirtualem i bólem związanym z tym uzależnieniem, jak z każdym. - Po raz kolejny poprawił okrągłe okularki, które nagminnie zsuwały mu się z nosa i obrócił w dłoni mały notesik na którym zaczynał zapisywać moje zeznania. - Wyjaśnisz mi wreszcie jaki związek z mówiącymi zwierzętami grającymi w butelkę i urządzającymi sobie ogniska mają blizny i rany na twoich nadgarstkach, czy od razu dzwonić po biały kaftan? -
Jeżeli nie chcesz przyjąć zaproszenia - nie rób nic
i nie odpowiadaj na ten list.
Życzymy miłego blogowania.*
Życzmy miłego blogowania.*
ŻYCZYMY MIŁEGO BLOGOWANIA*
__
*
Skutkami uboczymi są silne uzależnienie fizyczne i psychiczne, a także
zawarcie bardzo bliskich znajomości czy związków z postaciami które nie
istnieją, a w rzeczywistości są no-lifami, nerdami lub dopiero zaczynają
zabawę z wirtem i takowymi się staną. Przed przyjęciem zaproszenia
należy skonsultować się ze swoją wyobraźnią, upewnić się czy nie jest
ona zbyt elastyczna, bo może grozić to zostaniem no-lifem, nerdem
ślęczącym przed komputerem w każdej wolnej chwili, ubolewającym nad tym
że w realnym życiu nie ma opcji kulenia uszu, czy zmieniania postaci.
Wyrok? Pięć lat.
Jakaś dziwna pustka rozwierała ją od wewnątrz. Co się stało?
Nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło że można czegoś takiego doświadczyć. Pisała, sunęła palcami po klawiaturze, ale wszystko było jakieś bez wyrazu, matowe. Zwyczajnie pisała, chcąc wpasować się w otoczenie, ale nie... nie czuła.
Co się stało?
Zacisnęła żeby i położyła otwartą dłoń na monitorze, chcąc jakby przebić się przez szkło. Chcąc przejść przez barierę jak robiła to zawsze dotychczas, nigdy, nigdy nie musiała się nawet zastanawiać jak to działa. Teraz widziała tylko litery, przerażająco płaskie litery. Westchnęła cicho i pokręciła głową z rezygnacją przyciągając do siebie rękę. Co ja robię? Mało brakuje żebym płakała w rękaw komputera, obmacuję monitor... gdyby mnie ktoś zobaczył.
Gdyby mnie ktoś zobaczył. Powtórzyłam własną myśl szeptem.
Tak... przecież właśnie to się zmieniło.
Kim trzeba być, żeby patrząc na wspomnienia z ostatnich sześciu lat mieć prawie tylko wizję siebie ślęczącej przed komputerem, godzinami wypisującej zupełnie bez celu, śmiejącej się, płaczącej do urządzenia?!
Ale prawda jest taka, że kiedy dziewczyna myślała o ostatnich sześciu latach miała przed oczyma polanę, skąpaną w blasku słońca, czy pełną czystego śniegu. Bez względu na stado, ta polana zawsze wyglądała tak samo. Właściwie niewielka i przytulna, okalona drzewami ciągnącymi się całymi połaciami. Miała przed oczyma przyjaciół, ich roześmiane ... pyski. Miała przed oczami setki zabaw, intryg, porwań, misji, w tak realnym i namacalnym otoczeniu że ktoś wdarłszy się do jej głowy nie mógłby ocenić co stało się naprawdę, a co było tylko literami. Miała przed oczyma miłość, ciepło ciała ukochanego, utraconą w wieku jedenastu lat cnotę. Miała przed oczyma zdradę, nienawiść, przelaną krew i ból, bardzo dużo bólu. Zabawne.
A najwięcej bólu sprawiał jej fakt, że zawsze kiedy odchodziła już widziała gdzieś przed sobą powrót. Zawsze kiedy odsuwała się od wirtualnego świata była świadoma że w końcu usłyszy wewnętrzny głos 'koniec zabawy w real, jest ona zbyt blada. Wracaj do swojego świata.'. I wracała, jak każdy kto miał znajomych naznaczając to ciepłym światłem wielkiego powrotu. Znów budowała coś ze wszystkich sił, nie biorąc pod uwagę że cokolwiek w realnym świecie może być ważniejsze, wkładała w to całą siebie.
I jak przemówić do siebie... To minęło, skończ.
Nigdy już nie powrócisz. Nigdy już nie odejdziesz. Nic nie zbudujesz. Nawet ten ból za tydzień przejdzie by nawrócić dopiero po miesiącu, jak zawsze.
Ale ja nawet nie zdążyłam się pożegnać. Nie zdążyłam powiedzieć wszystkim ile dla mnie znaczą. Nie zdążyłam napisać wyczerpującej noty ze wszystkimi imionami, pełnej ujmujących słów po której wszyscy by płakali, tak jak robili to inni żegnający się.
Chociaż... prawda jest taka, że ci którzy żegnali się w ten sposób napewno powrócą.
A ja... ja już nie.
Każdy oddech mi ciążył. Serce biło ociężale a łzy cisnęły się do oczu.
Przestań. Jesteś żałosna. To tylko blog. Tylko chat. Nie ma żadnych zwierząt, nie ma żadnej zielonej bramy za którą tak tęknisz, nie isnieje żadna polana. Nigdy tam nie byłaś. Nigdy nie czułaś ciepła słońca siedząc w pokoju, nigdy nie czułaś trawy pod łapami, nawet nigdy nie miałaś łap. Dlaczego myśląc o sobie teraz masz przed oczami skulonego psowatego, który w tym momencie zacisnął powieki kryjąc ciemne ślepia?!
CO Z TOBĄ?!
***
Odetchnęła ciężej czując że po jej pyszczku lecą łzy. Siedziała na wzgórzu. Siedziała kuląc uszy, otworzyła oczy i uniosła wzrok. Ciepła struga wiatru przeczesała jej gęste futro które zatańczyło zgodnie z pędem. Pachniało lasem, pachniało ciepłem domu. Tak przecież czuła się lepiej od zawsze. Zawyła wbijając spojrzenie w jasne oblicze księżyca w czapie chmur. Postawiła rude uszy by upewnić się ich materialności. Jej głos poniósł się po terenach jednocząc z wiatrem. Poniósł się po terenach by zasiać w snach setek śpiących zwierząt majak o lisicy która zawsze była zagubiona, zawsze była ofiarą i zawsze wybierała najgłupsze decyzje. Tak by śpiące zwierzęta chociaż przez chwilę o niej pamiętały. Śpiące zwierzęta które były jej przyjaciółmi, które traciły życie realne jak ona, które... nie istniały.
Nigdy nie istniały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz