15 października 2011
Ponieważ
flash się zbuntował i przestał mi działać postanowiłam napisać
opowiadanie. Nie miałam zupełnie pomysłu, ale ostatecznie wyszło mi to
co wyszło. Dość chaotyczne, no ale... hmm... chyba właśnie takie powinno
być.
---------------------.Muzyka.
[Pierwszy akapit należy przeczytać dość szybko, wraz z trzy kropkami zmienia się rytm i wtedy należy zwolnić, zacząć czytać w rytmie melodii. Trochę później jest tekst nie pokrywający się z melodią, niestety nie udało mi się tego lepiej zgrać. ach, i należy zacząć czytać od pierwszej sekundy, bo inaczej się wszystko popsuje... ]
Chaos.
Nieuporządkowane myśli pełzające we wszystkich możliwych kierunkach. Niczym rozbiegane mrówki, gdy ktoś włoży patyk w ich mrowisko - dom, najcenniejszą rzecz na świecie, jedyną w ich krótkim życiu...
....odchodzą.
Ja jestem tutaj, wszystko co było zbędne zepchnęłam w głąb siebie. W bezdenną czeluść, mieszczącą każdą niechcianą myśl, uczucie. Odgrodziłam się od nich murem. Wysokim i szerokim. Mocnym. A im więcej się za nim znajdowało tym stawał się trwalszy. Budowałam swoja barierę od zera. A teraz mogłam patrzeć na otaczający mnie szary świat i nadal być zdolną do oddychania.
Spoglądam w dal nieobecnym wzrokiem. Nie myślę, nie zastanawiam się, nie drążę. Wszystko jest odległe, przymglone, bez żadnego znaczenia. Ale tak jest dobrze. Nie boli. Nie pamiętając można kroczyć na przód. Z podniesioną głową i sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Z podążającymi za Tobą cichymi cieniami przeszłości. Kroczącymi za Tobą krok w krok. Jednak póki o nich nie myślisz możesz iść dalej...
A to, co czai się gdzieś tam, w tych piekielnych odmętach może poczekać. Może... Może kiedyś będę na tyle silna by się z nimi zmierzyć. Ale jeszcze nie. Jeszcze nie teraz...
I gdy moje szare oczy lustrują każdą kolejna kroplę krwi rozbijającą się o zamarzniętą ziemię, chce mi się śmiać. Zbiera się we mnie irracjonalne rozbawienie, w którym brak chociażby krzty wesołości. Obserwuję z pewną dozą żalu, jednak wiem... Wiem, że mnie to nie dotyczy. To wszystko jest odległe, dalekie. I mogę żyć dalej. Cieszyć się ulotnymi chwilami. Żyć... Na pograniczu dnia i nocy, snu i jawy... ale żyć.
Jedno słowo. Gest. Imię... Najmniejszy szczegół pochodzący od drugiej osoby, zupełnie nieświadomej tego co właśnie czyni. Wystarczy tylko tyle, by cienie poderwały się ze swoich miejsc i ruszyły do ataku. Czujesz to w samym sercu... lekkie ukłucie, nic wielkiego, a jednak mrożącego krew w Twoich żyłach. Całe szczęście mur wytrzymał. Możesz znów zapomnieć i powrócić do codziennych, banalnie zwykłych problemów.
Ale co jeśli za którymś razem powstanie mała, delikatna rysa...?
All of this dust
All of this past
All of this over and gone
And never coming back
All of this forgotten
Not by me
Będzie się pogłębiać. Drażniąc i szydząc z marnych prób łatania niedoskonałości w tej, można by myśleć, niezawodnej barierze.
Więc otaczasz się płaszczem zrodzonym z pustki. Zimnym i obcym, a zarazem tak dobrze Ci znanym. Ta nicość wierci czarną dziurę w Twoim sercu. A zarazem to właśnie ona pozwala nie myśleć. I trwać...
Jednak przeszłość ma to do siebie, że lubi powracać do miejsc, gdzie nikt za nią nie przepada. I mimo, że próbujesz, mimo że starasz się z całych sił... Nie uciekniesz. Nawet kiedy zdaje Ci się, że nic nie czujesz, nagle Ona Cie dopada. I powraca wszystko, dwa razy mocniej. I możesz walczyć, jednak nawet kiedy zdobędziesz potyczkę, nie licz na to by wygrać wojny. By pokonać przeciwnika będącego częścią Twojego istnienia, musiałbyś zgodzić się na ostateczną porażkę, zgładzić samego siebie.
Więc żyję. Każdego dnia witam tę sama jaskrawą gwiazdę, a nocami żegnam się z Księżycem. I póki maleńki kluczyk, otwierający wieko szkatułki z potworami nie zostanie odnaleziony będę mogła żyć dalej...
All of this dust
All of this past
All of this over and gone
And never coming back
All of this forgotten
Not by me
I can see myself
I look peaceful and pale
But underneath
I can barely inhale
I can hear myself singing that song
Over and over until it belongs to me