Podciągnęłam
rękawy za dużej bluzy aż za łokcie. Sięgnęłam po mąkę w papierowej
torebce i zaczęłam się z nią siłować, chcąc ją otworzyć. Obiecałam
Thell, że upiekę ciasto, specjalnie dla niej. PUF. Góra opakowana
rozerwała się i biały pył osiadł na mojej twarzy, włosach i ramionach.
Na usta cisnęło mi się bardzo, bardzo brzydkie słowo. Ale powstrzymał
mnie dochodzący z pokoju obok dźwięk włączonego telewizora. Moja
pociecha z pewnością by to usłyszała i z radością zaczęła powtarzać.
Stwierdziłam, że nie ma sensu się już przebierać, bo i tak zaraz się
pobrudzę. Wsypałam mąkę do miski stojącej przede mną na blacie i
wytarłam twarz w rękaw bluzy.
Siedziałyśmy już razem z Thell
przed piekarnikiem. Śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy. Obserwowałyśmy jak
rośnie nasze ciasto. Teraz już obie byłyśmy w mące, my i całe nasze
ubrania. W takich chwilach byłam szczęśliwa, ale też czułam, że czegoś
brakuje. Kogoś. Theliss już nie pytała o tatę. Nie pytała kiedy wróci i
gdzie jest. Ja jednak nie umiałam zapomnieć. Wciąż trudno było mi uczyć
się żyć bez niego. Wciąż czekałam i żyłam nadzieją, że któregoś dnia
stanie w wejściu do kuchni i z delikatnym uśmiechem będzie patrzył jak
krzątam się koło szafek.-Dlaczego nosisz bluzę taty?
-Bo lubię. Podoba mi się. – wzruszyłam ramionami odpowiadając na pytanie dziewczynki. Spojrzałam na zegarek i uśmiechnęłam się. – Wyciągamy.
Na stole już stała blacha z naszym ciastem. Rozłożyłam talerzyki i dopiero zaskoczone spojrzenie małej uświadomiło mi co zrobiłam. Nakryłam do stołu dla trzech osób. Przeniosłam zmieszane spojrzenie na drzwi.
-Może ciocia An do nas wpadnie… - powiedziałam nie patrząc na dziewczynkę. Wydawało mi się, że mimo swojego wieku zrozumiała, że kłamałam. Podbiegła do mnie i wspięła się na fotel. Założyła rączki na moją szyję i przytuliła się. Zamknęłam oczy, a łzy zapiekły mnie pod powiekami…
Może gdybyś był, a nie bywał…
_______
To jest chyba najkrótsze i najbardziej bezsensowne "opowiadanie" jakie kiedykolwiek napisałam. Możecie je całkowicie zignorować.