23 października 2011
Ponownie
wyciągam ostry nóż i robię małe cięcie w mojej skórze. Tak bardzo tego
nienawidzę, nienawidzę siebie za to, że nie potrafię wytrzymać tak
małego i nieważnego dla świata bólu. Jednak gdy przez to wszystko, przez
cały ten chaos po moim policzku ścieka łza, która po chwili upada na
mały, grawerowany zegarek czuję przyjemne ciepło, które uspokaja mnie.
Uciekam. Nie boję się do tego przyznać. Po prostu czasami potrzebuję
odciąć się od wszystkiego co złe w moim świecie. A w sumie to już nie w
moim. W naszym, w świecie wszystkich. Moim światem jest Nami, moim
osobistym, wolnym od trosk. Nie potrafię sobie poradzić, czasem po
prostu nie mogę choć wiem, że powinnam chociaż próbować. Więc uciekam
tam gdzie niebo jest zielone, bordowe lub fioletowe. Dziś mnie akurat
nie potrzebują, nie wysłali Cukiernika. Biały Królik przychodzi tylko,
kiedy muszę coś załatwić. Albo jakiś proces, na którym konieczna jest
moja obecność albo herbatka z innymi Cynkami. Cokolwiek. Dziś go nie
było i dobrze. Dziś mogę robić to co tylko zechcę.
Gdy
pojawiam się przy krzywym drogowskazie i widzę granatową chmurę
uśmiecham się sama do siebie i ruszam już całkiem dobrze znaną mi drogą.
Bordowa sukienka faluje przy każdym kroku, a ja prawie śmieję się na
głos. Po chwili tuż obok mnie pojawia się śmieszny mały ludzik. Od razu
rozpoznaję w nim Wymyślacza, którego poznałam podczas pierwszego pobytu
tutaj. Ukłonił się nisko, ale jak zwykle nie powiedział słowa na
powitanie.
-Chce może panienka zobaczyć?-zaczął jak zwykle.
-A cóż tym razem?
-Ciekawe rzeczy, ciekawe.
Ruszyłam
więc za nim jak zwykle szliśmy pod rękę rozmawiając i śmiejąc się.
Rozglądałam się ciekawie dookoła chłonąc każdy skrawek mojego świata. Po
kilku minutach wędrówki doszliśmy na coś w rodzaju klifu. W dole widać
było zieloną wodę rozbijającą się o skały.
-Późno już, oj późno! Muszę iść!-powiedział wyraźnie czymś zdenerwowany.
-Oczywiście,
do zobaczenia khan-kaname.- pożegnałam ciepło przyjaciela i
uśmiechnęłam się. Wzięłam głęboki wdech i obejrzałam się za siebie by
jeszcze raz spojrzeć na drogę z krzywymi kierunkowskazami. Podeszłam do
przepaści i usiadłam na jej brzegu by zatopić się w swoich własnych
myślach. Nie było mi to jednak dane, gdyż po chwili obok mnie pojawił
się brązowowłosy chłopak na oko o 2 lata starszy ode mnie. Ku mojemu
zdziwieniu usiadł obok mnie i zaczął się mi przyglądać.
-Y...
Yokoso?- przywitałam go niepewnie. Skinął mi głową. Miał brązowe oczy i
krótki zarost. Nie można było powiedzieć, że nie był przystojny.
-Dawno temu do nas wróciłaś?-spytał.
-Uhm.
No nie wiem...- byłam bardziej zdziwiona niż się o to podejrzewałam.
Nie miałam pojęcia czemu, przecież już dużo razy ludzie tak robili. Tym
razem było jakoś inaczej.
-Tin, nie pamiętasz mnie, prawda?
Pokiwałam głową szybko. Złapał mnie za ramię i potrząsnął lekko.
-To ja, Low! Lowender. Naprawdę nie pamiętasz?- spojrzał na mnie jakby błagalnie.
-Nie, nie pamiętam.- wyrwałam się z jego uścisku- Nie mam jak. A kim jesteś?
Westchnął cicho i przymknął oczy.
-Twoim
starym przyjacielem. Bawiliśmy się razem jak byliśmy mali. Słyszałem,
że skasowało ci pamięć, ale myślałem, że MNIE to akurat będziesz
pamiętać.
-Jak widać nie.- wzruszyłam ramionami.
-No trudno... A masz ochotę porozmawiać?
-Jasne, czemu nie.- skłamałam.
Siedzieliśmy tam sama nie wiem ile. Świetnie nam się rozmawiało, straciłam poczucie czasu.
-Muszę już iść...-oznajmiłam po kilku chwilach od ostatniego, wypowiedzianego słowa.
-Dlaczego?- powiedział dosyć smutno.
-Bo... ja mam swój świat.
-Ale wrócisz jeszcze?
Nie
wiedziałam sama co powiedzieć. Niby nic mi nie zrobił, ale jakoś miałam
średnią ochotę żeby przychodzić właśnie tam, właśnie do niego.
-Może.
Nie wiem.-wstałam i już miałam odejść, gdy Low złapał mnie za rękę,
przyciągnął do siebie i pocałował. Wyrwałam mu się szybko.
-Co ty wyprawiasz do cholery?!- spytałam.
Był wyraźnie zdziwiony, nie wiedział co powiedzieć. Podrapał się tylko po głowie.
-Ja... Mam chłopaka, kocham kogoś!- wykrzyknęłam nie zbyt głośno, ale chyba go to dotknęło. Przecież ja go nie znam prawie, o co tu w ogóle chodzi? Pobiegłam szybko w stronę drogi by znów użyć zegarka.
Obudziłam
się pod wielkim drzewem jak zwykle. Nadal nie wiedziałam o co chodziło,
chciałam tylko już nigdy więcej nie spotkać tego chłopaka. Chciałam jak
najszybciej znaleźć się obok tego jednego, jedynego. Wstałam szybko i
puściłam się biegiem w stronę polany nie zwracając uwagi na zdziwione
zwierzęta uważnie mi się przyglądające. Sama nie wiedziałam dlaczego
byłam taka zła. Przecież to nie była nawet moja wina. Więc czemu czułam
się paskudnie? Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to dlatego, że w
moim osobistym, idealnym świecie zaczęły się pojawiać problemy. Dlatego
już nigdy, ale to nigdy nie chcę widzieć Low'a. Nigdy.
------------------------------------------------------------
Nie
wiem sama jak mi poszło. Tin w końcu będzie musiała się nauczyć
radzenia sobie z problemami, a nie uciekania od nich. Nie będzie miała
już gdzie uciekać. No nic. Tym razem bez podkłądu, bo jakoś nie mogłam
znaleźć żadnego.