30 października 2011
Opowiadanie
zainspirowane barwami polskich lasów o tej porze roku oraz zniczami na
cmentarzu nocą. W sumie, o niczym. Ale wpadł mi do głowy pomysł i
zdecydowałam się go zrealizować.
Krótkie, co prawda, pełne błędów - głównie stylistycznych i językowych. Opisuje jedne z wielu spraw, które mnie dręczą, niepokoją. Akurat z tą już się uporałam. I bardzo się z tego cieszę.
-------------------------------Krótkie, co prawda, pełne błędów - głównie stylistycznych i językowych. Opisuje jedne z wielu spraw, które mnie dręczą, niepokoją. Akurat z tą już się uporałam. I bardzo się z tego cieszę.
.Muzyka.
[Podkład chyba za długi, no ale cóż.]
Siedzę samotnie na wzgórzu pokrytym gęstą, zieloną trawą. Wokół mnie w podniebnym tańcu wirują złote liście opadając na ziemi, jeden za drugim. Każdy z nich ma swoją krótką chwilę chwały, by potem ustąpić miejsca swym braciom i siostrom.
Rozglądam się dokoła, a na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech, zaledwie drgnięcie końcówkami warg, ale mimo wszystko, uśmiech. Jesień przybyła w pełnej krasie, oferując brzozom i osikom bogato strojne suknie, usłane złotem i burgundem. Tuż obok nich stoi grupa świerków, kontrastując ciemną, głęboką zielenią. Niczym damy i panowie na wielkim, bogatym balu, uginając się na wietrze, kłaniają się sobie, by za chwilę ruszyć w tany.
Koniec października, pierwsze dni listopada... Zaduszki, Dzień Wszystkich Świętych... Okres, w którym ludzie gromadnie przybywają na cmentarze, odwiedzając swoich bliskich. Zapalają znicze, składają kwiaty, modlą się. Dlaczego? Któż to wie, być może dla podtrzymania zwyczaju, dopełnienia tradycji, albo też jest to dla nich okazja by spotkać się z rodziną, by podczas tego dnia móc wspólnie wspominać chwile spędzone z osobą, która nie stąpa już po tej ziemi. A na dowód, że pamiętają, zapalają znicze...
Skoczne ogniki serc ludzkich połyskują wśród ciszy nocy. Skrzą się niczym gwiazdy na niebie, komponując się ze złotymi ogniami natury. Swawolny wiatr podsyła ku mym uszom ciche szepty przeszłości. Okręca się wokół mnie, figlarnie podrywając ciemne kosmyki włosów do niesfornego tańca. Droczy się jeszcze przez chwilę, po czym odpływa pozostawiając w nieskazitelnej ciszy. Samą.
Przed moimi oczami buzuje jeden, jedyny ogień. Płonący jaśniej od innych, mocno i jasno. Takim właśnie go zapamiętałam. Tak wyglądał, gdy kilka lat temu stałam na jego straży.
I wciąż pamiętałam legendę z nim związaną. Mówiono, że gdy płomień Stada Nocy... Stada Śmierci wygaśnie, ono przestanie istnieć. Czy zawierzać mitom przekazywanym z ust do ust? Wytworowi wyobraźni nawet nieznanych nam osób? Nie wiedziałam, czy słusznie, jednakże wierzyłam. A skoro wierzyłam, to coś tu się nie zgadzało. Bo przecież stado istniało. Ale czy na pewno? To pytanie dręczyło mnie od dłuższego czasu. Mimo że wciąż żyliśmy na tych terenach, może nie byliśmy już tym samym stadem? Może tamto na prawdę zginęło...
A może... może jednak ogień wciąż płonął? W miejscu skrytym i niewidocznym dla postronnych osób. Niemalże niedostępnym dla wrogów i nieprzyjaciół. Pielęgnowany przez więzy nas łączące, relacje pomiędzy członkami stada, pomiędzy rodziną. Płonący w Naszych sercach, płonących szczerą miłością.
So close no matter how far
Couldn't be much more from the heart
Forever trusting who we are
No nothing else matters
Couldn't be much more from the heart
Forever trusting who we are
No nothing else matters