Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

29 października 2011

Podobni do nas, lecz bardziej okrutni. VII [Arashi]

29 października 2011

Proszę czytać powoli, bez pośpiechu. Wsłuchać się w muzykę. Nikt was nie goni.
_______________________________________________
[muzyka]
      - Arashi, Arashi- słyszałam ciche głosy, jakby wywołujące mnie do świata żywych. Były jak szeptające ptaki, lecące nade mną w dużej wysokości.
     Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie panowała ciemność, dlatego trudno mi było coś zobaczyć. Jednak po krótkiej chwili moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Ujrzałam dużą jaskinię. Była pusta. Całkowicie pusta. Było tu tak niezmiernie cicho...
     - Arashi- w głowie zahuczał mi wyraźny, dźwięczny głos. Mój głos. Gwałtownie odwróciłam głowę w stronę, skąd dobiegał.
     W jednym z zacienionych wgłębień i tak ciemnej już jaskini siedziała drobna wilczyca o fioletowej sierści. Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na wystraszoną, chudą, zmęczoną waderę. Czy to ja? Nie. To niemożliwe. Tamta wilczyca jest na skraju życia i śmierci. Ja jestem w pełni sił. To niemożliwe.
    - Arashi...- powtórzyła ochryple moje imię. Zbliżyłam się do niej kilka kroków, jednak ta się cofnęła, dysząc przez zęby- Nie zbliżaj się...- wyglądała tak słabo... jakby po zrobieniu kroku miała jej się złamać jakaś kość.
     Zatrzymałam się gwałtownie. Jednak nadal uważnie obserwowałam wilczycę, która spojrzała na mnie swoimi błękitnymi jak woda ślepiami, będącymi jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Wtedy zauważyłam, że szklą się one od łez. Nie wiedziałam, co mam mówić, co robić. Nie wiedziałam, co się tu w ogóle dzieje.
     - Twoje oczy... - szepnęła- Moje oczy... Twoje... Nasze oczy...- łza spłynęła jej po policzku.
     Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem, szukając spojrzeniem jej wzroku, będącego w punkcie znanym tylko waderze.
    - Twoje oczy są... inne- wychrypiała- są szare, ciemne, przyćmione. Pełne smutku i nienawiści- popatrzyła jeszcze raz w moje ślepia- Więc jednak im się udało...- mruknęła pod nosem.
     Ale... o co chodzi?
    - K... kim jesteś?-  w końcu zdołałam z siebie wydukać. To jedyne, co przyszło mi na język. Czułam wielką gulę w gardle, która blokowała moje słowa. Te wszystkie pytania, które mi się nasuwały.
    - Jestem... tobą- wyszeptała- A ty mną. Przynajmniej tak mi się zdaje. Czy ty nic nie pamiętasz?
     Dopiero wtedy się zorientowałam. W mojej głowie panowała kompletna pustka. Nic nie wiem. Nic nie pamiętam.
     Nic. To słowo tak wiele wyraża....
    - Nie- odparłam głucho- Co to za miejsce?- zapytałam, patrząc nadal na płaczącą waderę.
     Chcę płakać. Płakać z całych sił. I nie przestawać....
     - Nie wiem- powiedziała- Ja... ja umieram, Arashi- szepnęła cicho- Jeśli umrę... jeśli umrę...- znów się rozpłakała.
     - Spokojnie. Nie umrzesz. Jestem z tobą...
     - Mówiłam już. Nie zbliżaj się do mnie- rzekła, ocierając łzy- Muszę oddać ci oczy.
     - Słucham?- zapytałam lekko zdziwiona.
     - Oczy są zwierciadłem duszy, jak to powiadają. Ja jestem... twoją duszą Arashi- rzekła cicho. Jeśli oddam ci moje oczy... nie będziesz tylko cielesną powłoką, jaką jesteś teraz. I zostaniesz sobą. Nie będziesz chodzącą bronią, jak cię stworzono.
     Widziałam, jak po jej policzkach kapią łzy.
     A potem...
          Czułam ten ból, który wypalał mi oczy. Słyszałam swoje własne głuche wycie, spowodowane bólem.  A potem ukojenie w postaci błękitnych ślepi, które wstąpiły na miejsce starych, pustych, nikomu nieprzydatnych oczu. I przywrócone wspomnienia. I brak tej pustki w środku. I dopiero  wtedy przypomniałam sobie, co się tak właściwie dzieje.
     O      Mój    BOŻE
    Jeszcze raz spojrzałam ze smutkiem na miejsce, gdzie przed chwilą siedziała... siedziałam ja. Była tam mała buteleczka, wypełniona niebieskimi łzami, zawieszona na rzemyku. Wzięłam ją w pysk i zgrabnie zawiązałam rzemyk na przedniej łapie.
     Idę do Was. Witaj, ty durny świecie.

    
Gwałtownie otworzyłam oczy i poderwałam się z ziemi. Ciężko dyszałam, jakbym właśnie przebiegła stukilometrowy maraton. Znajdowałam się w głównej jaskini. Tak dobrze mi znanej. W pomieszczeniu znajdowały się Szera oraz Tiffany.
     Szera, widząc, że się obudziłam, zerwała się na równe łapy.
     - Arashi!- krzyknęła... chyba z radością. Podbiegła do mnie z uśmiechem na pysku.
     Ja jednak od razu się rozpłakałam, wspominając fioletową wilczycę o błękitnych oczach... moich błękitnych oczach.
     - Arashi...- powiedziała Szera niepewnie- kładąc mi łapę na ramieniu- Co się stało?
     Popatrzyłam na nią, jednak nie widząc żadnego zdziwienia na jej pysku, odpuściłam. Więc nie zauważyła zmiany.
     - Nic...- szepnęłam,a po chwili namysłu wydusiłam z siebie ciche:
     - Muszę iść pomóc reszcie.
    
     Gdy tylko wilczyca otworzyła pysk, nie pozwoliłam jej dojść do słowa
     - Jestem w pełni sił. Nic mi nie jest- powiedziałam przygnębionym tonem.
***
     Więc oddział trzeci. Miałam dojść do oddzału trzeciego, do której jeszcze wczoraj dobiegły Aldieb i Tin.
     Wybrałam się więc na szybkie polowanie. Po zjedzeniu małej sarny, poszłam na południowy zachód. Przełaziłam nad zwalonymi pniami, omijałam ostre krzewy, aż w końcu dotarłam do grupy, składającej się z Kitsune, Anaid, Aldieb, Tin i Uradium. Najwyraźniej na mnie czekały, bo siedziały wszystkie na niewielkiej polance. Wszystkie pięć popatrzyły na mnie, a ich wzrok wyrażał współczucie i smutek.
     - Boże, co oni ci zrobili- szepnęła jedna z nich, jednak nie wiedziałam która, gdyż nie zwróciłam na to uwagi.
     Odwzajemniłam ich wzrok, jednocześnie zbierając się w duchu. W końcu, po chwili powstrzymywania łez, poszłam na drugi koniec polany i ułożyłam się w gęstych krzakach, aby w razie czego dobrze się schować.
     - Rozumiem, że jak na razie robimy sobie krótki odpoczynek?- wymamrotałam.
     - Tak, dokładnie- odrzekła Uradium- Jednak tylko na godzinę. Już zaczyna się ściemniać, więc ludzie będą mieli gorszą widoczność. Wykorzystamy to i pójdziemy na przeszpiegi.
     Pokiwałam lekko głową. Potrzebowałam snu. Chociaż tej godziny, aby odsapnąć. Nie przyznawałam się do tego, ze okropnie bolały mnie wszystkie kości, które widocznie jeszcze nie ukończyły zmian genetycznych. Wtedy zorientowałam się, że nie wiem, jak wyglądam. Czy nadal jestem sobą?
     - Hej... czy gdzieś tu w pobliżu jest woda?- zapytałam.
     - Pół kilometra na wschód- rzekła Kitsune, wskazując łapą kierunek- Tylko wróć zaraz, a jakby coś się stało, to wyj.
     Kiwnęłam niemrawo głową, po czym ruszyłam swój ociężały tyłek i potruchtałam w kierunku wskazanym przez jedną z... przyjaciółek?
     Kim są dla mnie członkowie stada?
    Zaczęłam zastanawiać się w duchu nad sensem bycia. W tym stadzie i ogólnie na świecie. Czy jest jakikolwiek sens, gdy nie wiadomo ile ktoś dla ciebie znaczy?
     Westchnęłam ciężko, gdy ujrzałam malutki stawik, wyglądający bardziej jak duża, głęboka kałuża. Nabrałam w płuca powietrza, by po chwili zbliżyć się do niewzruszonego lustra wody. Łzy nabiegły mi do błękitnych oczu, kiedy tylko zobaczyłam swoje odbicie. W ogóle się nie przypominałam. Byłam... potworem. Ciemnoczerwona sierść koloru zaschniętej krwi, kły dwa razy dłuższe, niż miałam wcześniej. Pazury dłuższe niż u przeciętnej pumy, a na dodatek zalążki skrzydeł, które składały się z kości i cienkiej błony skórnej pomiędzy nimi. Usiadłam nad brzegiem, by patrzeć, jak słone krople jedna po drugiej wpadają do wody, mieszając się z nią i łącząc w jedno. Jedynym pocieszeniem były błyszczące w wodzie dwa błękitne punkciki na środku pyska.
    
     - Arashi- usłyszałam za sobą głos Tiinkerbell- Nie płacz, proszę- zbliżyła się do mnie.
     - Ona... ona się mnie bała- szepnęłam z żalem w głosie- Ona się mnie bała... To dlatego nie chciała, bym podchodziła- łkałam.
     - Arashi- powtórzyła- Nikt się ciebie nie boi. Uwierz mi. A teraz chodź, bo się martwimy o ciebie.
     Pokiwałam głową i poszłam za wilczycą na polankę. Ponownie schowałam się w krzakach i przymknęłam oczy. Owinęłam się ogonem, jednak ogarnęło mnie zdziwienie, gdy nie poczułam znajomego ciepła puszystej sierści. Bałam się uchylić powieki, jednak po kilku sekundach zastanowienia zrobiłam to. Mojemu spojrzeniu ukazał się ogon złożony dokładnie z dwudziestu grubych kręgów, zaś na samym jego końcu widniał wielki, kościsty kolec, z którego wciąż nieustannie, bez mojej kontroli, kapała fioletowa trucizna. Popatrzyłam na pył, który pozostał w miejscu trawy, na którą spływała ciecz. Przełknęłam ślinę, jednak nie płakałam. już starczy łez. Nie po to mi oczy, aby wciąż przysłaniać je łzami.
     - Tin...- szepnęłam- Pójdziesz w ludzkiej postaci na przeszpiegi, w ostateczności możesz użyć broni i zabić któregoś z nich, jednak staraj się nie wzbudzać żadnych podejrzeń- zarządziłam, mrucząc cicho pod nosem- My za to zbadamy teren i sprawdzimy, gdzie ludzie rozbili obóz.
     Wszystkie wilczyce pokiwały stanowczo głowami. Spojrzałam w rozgwieżdżone niebo z nadzieją na lepsze jutro. Właśnie. W końcu jakaś nadzieja zapłonęła małym płomykiem w moim sercu.
     To jest wojna. I my ją wygramy.
______________________________________________
No i kuniec. Wszystkich poszkodowanych, którzy ponieśli jakiś uszczerbek na zdrowiu bądź psychice przepraszam za zbyt długie czekanie na tę część. Ach, i jeśli ktoś wysiwiał od czekania to też przepraszam.
Nie wiem, czy drugi podkład pasuje, jednak mi się przyjemnie czytało przy tej piosence.
Arashi (19:14)