12 października 2011
Biały
to z natury bardzo czysty i niewinny kolor. Nie znam przynajmniej
nikogo kto mógłby go kojarzyc z czymś złym. Biała suknia, biały welon,
biały śnieg, biała chmura, biała owca, biały gołąb, czy to może oznaczac
coś bardzo złego? Jednak od dziś biały już nigdy nie będzie już taki
sam. A to wszystko przez tego śnieżnego królika. Słodki, mały, cudny, te
określenia będę przypisywała od dziś tylko kolorowym landrynkom.
Biegnę
najszybciej jak się da, kalecząc odsłonięte ręce o małe, wystające
kolce i gałązki czyhające by naciąc moja skórę chocby na kilka
centymetrów. Gdybym chciała się zatrzymac rozpędzone nogi zapewne
odmówiłyby mi posłuszeństwa i ruszały się dalej niczym mechanizm.
Mięsnie zaczynały bolec, a serce waliło jak oszalałe jednak ja wciąż
biegłam potykając się o wystające z ziemi korzenie i własne nogi. Co
chwila oglądałam się za siebie szukając małego, puchatego cholerstwa
goniącego mnie niemiłosiernie. Nie widziałam nieba, gdy patrzyłam w górę
moim oczom ukazywała się gęsta plątanina drzew przepuszczająca jedynie
cienkie nitki światła słonecznego. Bluzka, a raczej to co z niej
zostało, powiewała przy każdym kroku przepuszczając zimne, drażniące
powietrze wprost na moja skórę. Nie miałam siły dłużej uciekac, nawet
tego nie chciałam. Zatrzymałam się, po prostu stanęłam jak wryta w
ziemię, a z końców palców kapały małe, czerwone kropelki porażki. W
krzakach przede mną coś się poruszyło, zrobiłam kilka kroków w tył i
ugięły się pode mną kolana. Nie byłam pewna co się dzieje, moje ciało
owiało ciepłe powietrze pachnące ziemią i grzybami. Czułam się dziwnie
błogo i spokojnie. Po chwili jednak zorientowałam się, że zwyczajnie
spadam w jakąś odchłań. Po drodze mijałam okna wbite bezsensownie w
ziemię, kilka par drzwi i jakieś... oczy? Tak, to były oczy ułożone z
małych kawałeczków niczym puzzle. Spojrzałam odruchowo w górę. Dało się
tam jeszcze zauważyc małe, białe łapki i długie uszy. Królik mówił coś
niewyraźnie, a jednak mimo dystansu dzielącego nas słyszałam jego
głos... we mnie, w środku. To wszystko bardzo przypominało mi historię z
dzieciństwa, „Alicję w Krainie Czarów” tylko, że ja nie jestem przecież
główną bohaterką książki! Głos królika był coraz głośniejszy i
wyraźniejszy...
-Tiinkerbell... Coś ty uczyniła...
[tu zmień muzykę http://www.youtube.com/watch?v=XzfzqaQ1qPM]
W
tej chwili powinnam się obudzic, tak jak zawsze gdy śni mi się ten sen.
Byłam tak z metr nad dnem owej przepaści, ale sen jak na złośc nie
chciał się skończyc. Nagle zupełnie niespodziewanie zatrzymałam się,
przestałam spadac na dosłownie pół sekundy, by później opaśc na ziemię
jak to sobie wyobrażałam. Powoli otworzyłam oczy. Głowa bolała mnie
jakby ktoś wcześniej porządnie walnął mnie w nią kijem golfowym. Dookoła
było raczej ciemno, pomieszczenie oświetlone jedynie małą lampką
zwisająca ze ściany w steampunkowym stylu wyglądało jak wyjęte z czasów
wiktoriańskich. Posadzka wysadzana była kamieniami układającymi się
idealnie obok siebie, a ściany to po prostu ubita ziemia. Rozejrzałam
się dokładnie dookoła zdziwiona. Sądząc po bólu wnioskowałam, że to nie
sen, choc ta sytuacja była tak do niego podobna. Wstałam, a kolana mi
się trzęsły. Po kilku minutach bezczynnego stania zorientowałam się, że
moja pięśc jest zaciśnięta, a w niej kurczowo coś ściskam. Był to
zegarek. Mały, złoty, źle chodzący, zawieszony na łańcuszku zegarek.
Obejrzałam go dokładnie po czym postanowiłam go sobie zatrzymac. W końcu
wszystko mogło mi się teraz przydac. Podeszłam do ściany i przejechałam
po niej ręką. Była gładka i ciepła, a pachniała gliną, moim ulubionym
zapachem ziemi. Bezradnie usiadłam, a po policzku zaczęły płynąc łzy,
które po chwili zmieszały się z krwią. Nie miałam pojęcia co teraz
zrobic, oczywiście w każdej chwili mogłam się obudzic jednak jeśli to
nie sen... Nie ma drogi powrotnej, a sądząc po czasie spadania odchłań
była głęboka. Ale czułam się tu dobrze, mimo uczucia, że mogę nie wrócic
to miejsce było dziwnie spokojne i napawające mnie nadzieją. Jedna
kropelka mieszanki zjechała po mojej brodzie i upadła wprost na zegarek,
który gwałtownie zaczął mocniej tykac. I tykał i tykał coraz głośniej.
Po kilku minutach usłyszałam jakby brzdęk kafelka. Spojrzałam na
podłogę, tak jedna z płytek na posadzce była luźna i drgała w rytm
tykania. Zmarszczyłam lekko brwi i podeszłam do niej. Jednym, zgrabnym
ruchem podniosłam ją i odrzuciłam na bok. To co zobaczyłam pod spodem
zaparło mi dech w piersi...
------------------------------------------------
No
i tyle, wiem że krótko, ale zrobię kolejną częśc. Ja jakoś nie mogę
pisac długich opowiadań ;c No trudno, przepraszam za tą zmianę muzyki.
Inspiracją dla tego był mój sen (w realu) o goniącym mnie króliku.
Całośc będzie historią o dorastaniu emocjonalnym i dojrzewaniu do
ważnych decyzji xD No nic, to tak bardziej dla mnie niż dla was. I
napiszcie prosze co o tym sądzicie...