Nie trać czujności.
Strasznie spodobało mi się dawanie ścieżki dźwiękowej do opowiadania więc i tu was nią zaszczycę. Nie pasuje ona do tej części opowiadania najlepiej, ale przy niej właśnie pisałam.
>muzyka<
- Yh...- westchnęłam cicho wspominając dzisiejszy dzień. Zdecydowanie nie można nazwać mnie dzieckiem szczęścia. Pomijam to, że kiedy zeskakiwałam z drzewa źle postawiłam stopę i ześlizgnęłam się z gałęzi, czego skutkiem było to, że przeorało mnie przez miliard gałązek, które wychłostały mnie po twarzy, ramionach i nogach. A najlepsze jest to, że na koniec jeszcze wpadłam prosto w błoto, które z czystej złośliwości powstało akurat w miejscu mojego zetknięcia się z ziemią. Całe spodnie, koszulka ociekały błotem. CAŁA nim ociekałam. Wstałam zgrzytając zębami i strzepnęłam dłońmi, po czym wytarłam twarz. No nie… Za pewne wyglądałam wtedy jakbym wybierała się w pełnej gotowości na front. Cała brunatna maź z roztarła się na moich policzkach. Zacisnęłam pięści i ruszyłam na polanę. Po drodze omal nie zabiłam jeża. Zobaczyłam go w ostatniej chwili przez co wpadłam w krzaki jeżyn. Kiedy dotarłam na miejsce zatrzymałam się i spojrzałam po wszystkich.
- NIECH NIKT NIC NIE MÓWI. – warknęłam i usiadłam na ziemi pod drzewem. Jeszcze raz powiodłam spojrzeniem po zgromadzonych. Ich zmieszane i nieco rozbawione miny zdenerwowały mnie jeszcze bardziej. Wyprostowałam nogi i ułożyłam na nich splecione dłonie. Zauważyłam na lewej ręce ślad…Półkole. Blizna. Tak, blizna po ugryzieniu. To jedno ukąszenie zmieniło moje życie na zawsze. Już nigdy nikt miał nie zobaczyć moich hipnotyzująco błękitnych oczu i wielu innych cech człowieczych. Kiedy wszyscy w końcu przestali interesować się moją osobą i wrócili do swoich zajęć ja przymknęłam oczy i słuchałam ich w milczeniu. Po tak spędzonych dwóch godzinach udałam się do swojego domu. Jednak nie zostałam tam na długo. Przebrałam się jedynie i wyszłam.
>muzyka< Taak, ta za pewne jest za krótka...
Weszłam na rynek, między ludzi. Nie, dziś nie będę polować. Z uśmiechem i ironicznym spojrzeniem spacerowałam po brukowanej ulicy. Szłam wyprostowana, z dłońmi w kieszeniach i obserwowałam. Obserwowałam nocne życie. Oparłam się o róg budynku i zaczęłam nucić cicho, tak, że nikt mnie nie słyszał. Ludzie i ich biedne, przytępione zmysły. Czasem im współczułam. Gwałtownie obróciłam się i chwyciłam za czyjąś rękę. Zdezorientowany chłopak nie za bardzo wiedział co zrobić. Chyba przesadziłam. Dzieciak. Na oko miał z szesnaście, siedemnaście lat. Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem. Ten zmieszał się i wyraźnie nie miał odwagi nic powiedzieć.
- Wybacz. Takie nawyki. Hm…O co chodzi? – delikatnie przechyliłam głowę na bok. Chłopak trochę zachęcony tym, że zaczęłam rozmowę podniósł głowę i też na mnie spojrzał.
- Ehm…W sumie to już nic. Pomyliłem cię z kimś. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Miłego wieczoru. – Pożegnałam się z nim, a on oddalił się pośpiesznie. Zaśmiałam się w duchu i wróciłam do poprzedniej czynności. Przestałam się rozglądać i nasłuchiwać, po prostu stałam i nuciłam.
- Nie jesteś wystarczająco uważna…- usłyszałam cichy pomruk koło mojego ucha. Nie obróciłam głowy, nawet nie spojrzałam w tamtą stronę. Ktokolwiek to był, był silniejszy i bardziej przebiegły ode mnie. Nie mógł być to człowiek. Dopiero po chwili poczułam słodki zapach, jak dla mnie zbyt słodki.
- Musisz być czujna…Nie jesteś sama, nie ty jedna tu polujesz. – blady mężczyzna, ubrany w szarą bluzę z kapturem, stał blisko mnie. Nie sądziłam, że mogą być tu inni mojej rasy. Wprawdzie byłam dziś w innej wiosce, nieco bardziej oddalonej od terenów HOTN, ale nie brałam pod uwagę takiej możliwości.
- Nie wiedziałam, że to twój rewir. – wydukałam nawet na niego nie patrząc. Bez sprzecznie miał nade mną przewagę. Roześmiał się, a był to śmiech tak wesoły, że aż mnie zemdliło. Teraz przeniosłam spojrzenie na jego twarz. Uśmiechał się tak szeroko, tak serdecznie.
- Nie, to nie jest mój ‘rewir’ jak ty to ujęłaś. Po prostu tędy przechodziłem. Nazywam się Micah.
-Luna, ale…mów mi Lu. – nie wiem czemu, ale wzbudził moje zaufanie. Zlustrowałam go wzrokiem, a w kieszeni wyczułam swój scyzoryk. Poczułam się jakoś pewniej.
- Co tu robisz?
- Nic takiego, spaceruję. Szukam wrażeń. – burknęłam bez entuzjazmu.
- Chyba ci nie idzie. – z twarzy nie schodził mu ten irytujący uśmieszek. Z czego on się tak cieszył?!
- No nie. Chyba będę się zbierać. – Poprawiłam bluzkę i zrobiłam krok przed siebie. Micah chwycił mnie za ramię.
- Wiesz co? Nawet się dobrze nie poznaliśmy…- zacisnął dłoń mocniej na moim barku, a mnie przeszył ból. Odwróciłam się gwałtownie i zwaliłam go z nóg. Oparłam kolano na jego plecach i wykręciłam mu rękę.
- Nie mam ochoty się z tobą poznawać. – syknęłam przez zęby prosto do jego ucha i rzuciłam się do biegu. Wpadłam między ludzi. Wiedziałam, że mnie znajdzie, wiedziałam też, że na pewno będzie szukał…
- Wybacz. Takie nawyki. Hm…O co chodzi? – delikatnie przechyliłam głowę na bok. Chłopak trochę zachęcony tym, że zaczęłam rozmowę podniósł głowę i też na mnie spojrzał.
- Ehm…W sumie to już nic. Pomyliłem cię z kimś. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Miłego wieczoru. – Pożegnałam się z nim, a on oddalił się pośpiesznie. Zaśmiałam się w duchu i wróciłam do poprzedniej czynności. Przestałam się rozglądać i nasłuchiwać, po prostu stałam i nuciłam.
- Nie jesteś wystarczająco uważna…- usłyszałam cichy pomruk koło mojego ucha. Nie obróciłam głowy, nawet nie spojrzałam w tamtą stronę. Ktokolwiek to był, był silniejszy i bardziej przebiegły ode mnie. Nie mógł być to człowiek. Dopiero po chwili poczułam słodki zapach, jak dla mnie zbyt słodki.
- Musisz być czujna…Nie jesteś sama, nie ty jedna tu polujesz. – blady mężczyzna, ubrany w szarą bluzę z kapturem, stał blisko mnie. Nie sądziłam, że mogą być tu inni mojej rasy. Wprawdzie byłam dziś w innej wiosce, nieco bardziej oddalonej od terenów HOTN, ale nie brałam pod uwagę takiej możliwości.
- Nie wiedziałam, że to twój rewir. – wydukałam nawet na niego nie patrząc. Bez sprzecznie miał nade mną przewagę. Roześmiał się, a był to śmiech tak wesoły, że aż mnie zemdliło. Teraz przeniosłam spojrzenie na jego twarz. Uśmiechał się tak szeroko, tak serdecznie.
- Nie, to nie jest mój ‘rewir’ jak ty to ujęłaś. Po prostu tędy przechodziłem. Nazywam się Micah.
-Luna, ale…mów mi Lu. – nie wiem czemu, ale wzbudził moje zaufanie. Zlustrowałam go wzrokiem, a w kieszeni wyczułam swój scyzoryk. Poczułam się jakoś pewniej.
- Co tu robisz?
- Nic takiego, spaceruję. Szukam wrażeń. – burknęłam bez entuzjazmu.
- Chyba ci nie idzie. – z twarzy nie schodził mu ten irytujący uśmieszek. Z czego on się tak cieszył?!
- No nie. Chyba będę się zbierać. – Poprawiłam bluzkę i zrobiłam krok przed siebie. Micah chwycił mnie za ramię.
- Wiesz co? Nawet się dobrze nie poznaliśmy…- zacisnął dłoń mocniej na moim barku, a mnie przeszył ból. Odwróciłam się gwałtownie i zwaliłam go z nóg. Oparłam kolano na jego plecach i wykręciłam mu rękę.
- Nie mam ochoty się z tobą poznawać. – syknęłam przez zęby prosto do jego ucha i rzuciłam się do biegu. Wpadłam między ludzi. Wiedziałam, że mnie znajdzie, wiedziałam też, że na pewno będzie szukał…
---
Blee. Coś mi się walnęło z czcionką O_o' Będzie druga część. Druga, a może i więcej. Tylko nie wiem kiedy.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz