08 sierpnia 2010
Opowiadanie stadne cz. 7
- Pobiegli! No poszli sami kura! - Warknęłam, kręcąc się w kółko, kiedy postacie stawały się coraz mniejsze,
a ich zarysy powoli znikały w blaszanym budynku.
A ja? To, że jestem mniejsza, że nie umiem walczyć, że jestem ciapą, że być może zepsuje im całą misję,
że nawet biegnąc potykam się o własny ogon i jestem beznadziejna dokładnie pod każdym względem, NIE oznacza, że nie mogę z nimi iść!
- Glo, spokojnie. Oni zaraz wrócą. Zaraz... uratują Aldieb i wrócą... - Birdlay uśmiechnęła się do mnie, chociaż widziałam, że wewnętrznie wie, co czuję. - Oni się o Ciebie martwią. - dodała, patrząc mi w ślepka.
Martwią. Jestem przecież dokładnie nikim. Nie znaczę również nic. [I internet mi nawala...]
Skuliłam uszy i ruszyłam w stronę budowli.
Znajdę ją. Znajdę ją sama i pokażę wszystkim, że nie jestem zwykłą lisicą.
Że jestem... bardzo pożyteczną lisicą.
Kiedy byłam już pewna, że Aspeney, Tee i reszta są we wnętrzu, zaczęłam rozglądać się za innymi drzwiami.
"Glolć, zostań, to niebezpieczne" mruknęłam cicho przedrzeźniając Szerę.
Zbyt niebezpieczne dla mnie? Prychnęłam cicho, jednak efekt naburmuszonej
super bohaterki zepsuł mi nieco korzeń, z winy którego to wyłożyłam się na trawie jak długa.
Wstałam szybko, rozglądając się, czy aby nikt tego nie widział. Pusto.
Podniosłam pyszczek z powrotem w górę. I wtedy zauważyłam dziwną rurę, wystającą z budynku.
Postawiłam uszy i podbiegłam do niej. Wsunęłam nos i pociągnęłam. Nie śmierdziało.
Dlaczego miałoby śmiedzieć...? Oo'' Tego nie przemyślałam.
Jak rura, to śmierdzi, oczywiste, prawda?
No ale. My tu gadu-gadu, a tam Aldieb czeka na ratunek.
Wskoczyłam do rury, wciągnęłam kitę i ruszyłam.
Kiedy tak szłam i zaczynałam się zastanawiać, gdzie mnie ta rura doprowadzi, jaki jest właściwie cel i jakie jest prawdopodobieństwo, że trafie ją do Aldieb, usłyszałam dziwny głos, jak gdyby szum fali.
Zatrzymałam się, starając się dociec z której strony rozlega się on, by w owym iść, ale zdałam sobie sprawę z tego, w ilu kierunkach iść mam możliwość.
Ruszyłam lekko pochylona, by nie zawadzać o górę rury, truchtem przed siebie.
Starając się poruszać bezszelestnie, sunęłam tak, kiedy znów usłyszałam szumiący odgłos, tym razem wyraźnie podemną i klęcie ludzkim głosem.
Zwolniłam, patrząc pod łapki.
- NO ZNOWU SIĘ ZATKAŁ DO CHOLERY! - Krzyk ludzkim głosem sprawił, że zatrzymałam się, jednocześnie dostrzegając dobrze zakamuflowaną kratkę wentylacyjną kilka kroków przedemną.
Była w kolorze podłoża, niemal zlewając się z nim. Była jednak też luźno położona, tak,
że z łatwością mogłam ją odsunąć.
Podbiegłam do niej i spojrzałam w dół. Znów szum.
Jak się okazało, byłam w rurze wentylacyjnej. I spokojnie mieściłam się w kratce. Jednak co zrobić, skoro podemną stoi... właśnie.
Zmrużyłam ślepka, by przyjrzeć się dwunogowi.
Miał żelazną łapę... woow, cyborg.
Ten stał w dziwnym, małym pokoju, przy... muszli klozetowej, całej zatkanej papierem i raz co raz
spuszczał wodę, powodując szum.
O kurde...
Faktycznie się zatkał.
Człowiek przeczesał włosy i znów bąknął jakieś przekleństwo, patrząc z niechęcią w muszlę.
Podszedł do umywalki, umył dłonie, szczerząc się do lustra i ruszył w kierunku drzwi.
Nie...
Nacisnął na klamkę i pchnął wrota.
NIE!
Odsunęłam kratkę łapą i już chciałam skakać, kiedy zdałam sobie sprawę z wysokości, na jakiej znajduje się
sufit, a w tych okolicznościach i ja.
Człowiek wyszedł i zgasił światło.
Co mam zrobić?
Kiedy tak zastanawiałam się nad wyjściem z sytuacji, doszłam też do niesamowitego wniosku,
że w takim razie nawet cyborgi srają. To może się później przydać.
Pacnęłam się łapą w pysk. Chyba ze mną coraz gorzej.
Dobra, zeskoczę. Nie mogę tyle tu siedzieć.
***
Syknęłam cicho, wciąż jeszcze masując plecy, które chyba ucierpiały podczas owego skoku.
Westchnęłam cicho, wstałam i podeszłam do wielkich drzwi, przez które wyszedł człowiek. A raczej cyborg.
Stanęłam na tylnych łapkach, starając się przednimi dosięgnąć klamki. Za wysoko... za wysoko.
Podskoczyłam, jednak musnęłam ją tylko pazurkami.
Super, świetnie. Utknęłam w małym, ciemnym WC, na dodatek z zapchanym kiblem.
Myśl Glo, myśl.
Siedziałam przez chwilę zastanawiając się...
MAM!
Podeszłam do rolki papieru toaletowego i rozwinęłam go pyszczkiem.
Dobra, to musi wypalić. Przecież widziałam już, jak to działa.
Wskoczyłam na deskę z papierem, później wyżej, tak, że siedziałam obok sprzączki, służącej do spuszczania wody.
Rozwinęłam rolkę jeszcze bardziej i wrzuciłam ją do muszli.
Uśmiechnęłam się złowieszczo.
Spuściłam wodę.
***
- OLEAR! CO TO DO CHOLERY MA BYĆ!? - usłyszałam kobiecy krzyk, kiedy woda, z kawałkami papieru,
niczym statkami wypłynęła pod drzwiami, ukazując się lokatorom, wciąż siedzącym w drugim pokoju.
Facet przeklął. Co za niewychowana para... Tylko się drą i klną.
O ou... A ja? Zeskoczyłam z toalety, szybko wbiegając do jednej z niedomkniętych szafek.
Wyciszyłam oddech, kiedy światło w łazience się zapaliło, a ja usłyszałam zgrzyt drzwi. Zaraz po nim jakieś nogi, jedna bardzo owłosiona, druga żelazna mignęły mi przed oczami.
Znoowu powiedział słowo, które zastąpić powinno się cenzurą.
- Kochanie, zaraz to odetkam, dobrze? Dokończę pić. - Mruknął przymilnie w kierunku drugiego pokoju.
Powstrzymałam drżenie łapek.
- Nie, nic nie odetkasz. - Warknęła ta. - Ani się nie napijesz. Mamy intruzów. Chodź! Wołaj resztę!
Niech zostanie tylko Zolda! - Facet wyszedł z
łazienki i zniknął za drzwiami, zostawiając je otwarte. Nie zgasił nawet światła. Phi...
Kiedy odgłosy ucichły, ludzie wyraźnie się wynieśli, wysunęłam się z szafki i wyszłam z łazienki, kuląc się, by w razie czego pozostać niezauważoną.
Pusto. A woda pływa.
Eureka.
Oblizałam pyszczek zadowolona z wyzwolenia się z łazienki.
***
Dobra, teraz gdzie dalej w stronę Aldieb... Rozejrzyjmy się.
Wstałam, by móc się swobodnie obracać i zrobić panoramę |D
Na lewo. Wielkie, masywne, błyszczące i wyraźnie srebrne drzwi, przedemną wysoki stół, z porozwalanymi
kartkami, białe ściany, okien brak, jarząca się żarówka nademną, podemną woda z kibla,
za mną, przy ścianie pies. Pies? AA PIES! Syknęłam obracając się i chowając odruchowo za nogę stołu tak.
- Czyżbyś wreszcie mnie zauważyła, madame? - zapytał. Hum. Rozumiem go, nie jest źle. Stał tuż przy drzwiach
łazienki, musiał mnie obserwować od początku. Mruknęłam coś pod nosem i wyszłam zza nogi stołu przypominając sobie o swojej dumie, a raczej tym, że dumę tę miałam odzyskać właśnie dzięki tej misji.
A ten typ nie wygląda na głodnego krwi, a jakby chciał mi coś zrobić, już by to zrobił.
Wysiliłam się więc na pewny głos.
- Widziałam Cie od początku. I..
***
Pies okazał się być bardzo przyjaznym. Przypominający owczarka niemieckiego, o żelaznej łapie.
Opowiedziałam mu co mnie tu sprowadza i jak ze mną jest, jak jest z Aldieb.
On wydał, że na tych terenach jest więcej obozów, a w owym są jedynie gryzonie. Aldieb z tego, co wiem, do owych nie należy. Badają tutejsze zwierzęta, nawet owady.
Póki jest to zablokowane, nie może on poruszyć metalową częścią swojego ciała. Tak samo z resztą jak każdy z tutejszych ludzi.
- Jak możesz nie wiedzieć po co je badają, skoro jesteś tu od tak dawna? - Zapytałam w toku rozmowy.
- Hh... Glolu, widzisz, nie wszystko jest takie proste. Proszę, pociągnij za to sprzęgło.
I przepraszam Cię.. muszę. Pamiętaj, Aldieb jest w obozie numer trzy. Ten ma numer jeden. - Wskazał nosem
pewną równoważnie, małą, metalową, wbudowaną w ścianę. Skinęłam pyszczkiem i z pełnym zaufaniem podeszłam do ściany, po krótce wykonując i prośbę.
Natychmiast zostałam przygwożdżona do ściany cielskiem wielkiego psa. Pisknęłam i stanęłam w płomieniach.
Ten odsunął się, splunął i złapał mnie za kark w zęby.
- Tak bardzo chcesz wiedzieć, co robią w tych obozach kochana? Dowiesz się. Nie ma problemu. -
Wyrywałam się, starałam podrapać go, jednak żelazne szczęki nieczułe były na nic.
***
Rzucił mną o ścianę. Dysząc ciężko zaskomlałam. Nie miałam siły już na nic. Tliłam się małym ogienkiem.
Bolała mnie już każda łapa. Bezwładnie opadłam na podłogę, znieruchomiałam.
- Zostaw mnie. Czego chcesz? - Zapytałam cicho, niepewna już niczego. W pokoju, do którego mnie zawlekł było
ciemno.
- Ja? Niczego. Słyszałem o Was. Słyszałem. Chcecie zabić moich właścicieli. Moich kochanych panów.
Nie obchodzi Was nauka. Nie obchodzi Was nic, oprócz waszych nędznych dup. - Warknął. Jego złote ślepia żarzyły się w ciemności. Piana kapała z pyska. Skąd ta nagła zmiana? Chyba już sama za tym wszystkim nie nadążam.
Usłyszałam głos Aspeney
"WYPROWADZAMY ICH NA ZEWNĄTRZ!'"
Tak! Zaraz skopią im tyłki, zaraz ktoś mnie uratuje...
zaraz...
Mruknęłam coś pod nosem, czując jak krew cieknie mi do pyszczka.
Nagle pokój oświetliła mała, żółta żarówka, wisząca łyso na suficie.
Do pomieszczenia weszła wysoka kobieta, tupiąc żelazną nogą.
Warknęłam, widząc tę postać. Spojrzała na mnie z wyższością. Pochwaliła psa, uśmiechając się sztucznie i mrucząc "co my tu mamy" wyjęła zza pazuchy z plakietką, na której krzyczało wręcz czerwonym pismem "ZOLDA" strzykawkę. Kiedy nacisnęła na spust owej, biała ciecz trysnęła w górę.
Za szybą zamajaczył cień.
Igła wbiła się w jedną z moich łap, nie byłam w pełni świadoma, wszystko działo się za mgłą, za pewne z powodu bólu, który był w stanie idealnie stłumić wszystkie bodźce.
Czego odemnie chcą...
Kiedy wstrzyknięta ciecz dostała się do krwi, wszystko stało się jeszcze bardziej rozmazane...
Między światami...
Czyli zaraz spotkam...
Jah. Siedziała ciągle w jednym z kątów pomieszczenia i patrzyła na mnie. Kobieta mówiła coś do psa.
Skubb uśmiechnął się nienaturalnie szeroko i podszedł do mnie chodem dziwnie nierównym, niepłynnym.
- Powiedz im... Powiedz, że Aldieb jest w obozie trzy... - wyszeptałam. Ta nie odzywając się kiwnęła głową
i odeszła, zostawiając za sobą ciemną poświatę.
Poczułam, że zimne dłonie kobiety podnoszą mnie za kark i wynoszą z pomieszczenia.
Ale wszystko było coraz ciszej...
Wszystko coraz ciszej...
***
Jah widziała ją. Ale ona nie widziała Jah. Jah wiedziała, że i Glola wyląduje w obozie numer trzy, jednak
nie potrafiła tego nikomu przekazać. Ona między światami. Niewidoczna dla śmiertelników, ani umarłych.
Killer, Killer. Szeptała jej niemal do ucha, chociaż pozostawała nieusłyszana.
Lady, zobacz mnie. Lady, usłysz. Prosiła niemal, by móc przekazać wiadomość.
Wilczyco, nie idź tam. Nie idź tam, gdzie złapią i Ty również przeznaczona będziesz na śmierć.
Killer, to nie ja śnię, a Ty. Lady, obudź się, zobacz mnie. Proszę...
Czarne ślepie mierzyło nerwowo wzrokiem wilczycę, błękitne emanowało jasną poświatą.
___
Jak w jednym opowiadaniu skomplikować wszystko? o_o''
Hum. Miało być krótkie? |D
No dobra, wytrwajcie. Jako, że Szera mówiła coś o 18, teraz proponowałabym dać część Jennie, bo jak już wspominała ma pomysł. Zdąży przed Szercem. o3o
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz