05 sierpnia 2010
Opowiadanie stadne cz.V Dysząc ciężko patrzyłem jak nasi przeciwnicy uciekają. Lu wymachiwała jeszcze chwilę płonącym kijem, gdy ten doszczętnie się spalił. Upuściła go i spojrzała na mnie i As ,która zgięta w pół uspokajała oddech. Po chwili wyprostowała się i obrzuciła nas poważnym spojrzeniem po czym odezwała się spokojnym, acz stanowczym głosem:
-Trzeba znaleźć resztę..-Spojrzała wymownie w kierunku z którego nadbiegła Luna.
Nie pytając o nic ruszyliśmy. Gdy przeszliśmy jakiś kawałek ,zdałem sobie sprawę jak bardzo boli mnie głowa. Czy ta hybryda musiała uderzyć akurat w skroń? Wzdychając ciężko zacisnąłem zęby i przyśpieszyłem. Spojrzałem kątem oka na Lunę ,która szła wpatrzona w horyzont. Skąd się tutaj wzięła? Właściwie nieważne. Uratowała nas. Uśmiechając się lekko zwróciłem łeb przed siebie.Myśląc ,że mogło być gorzej mój chód stał się bardziej sprężysty, gdy nagle coś do mnie dotarło. Otworzyłem szeroko oczy niemal się zatrzymując. Poczułem dławiący strach. Gdzie reszta? Są cali? Czy wszyscy żyją? Czy... o nie. Zaczerpnąłem powietrza ze świstem i z trudem powstrzymałem się od biegu. Muszą gdzieś tu być. Rozglądają się rozpaczliwie na boki usłyszałem w oddali szelest, a następnie szept Aspeney.
-To oni!- i westchnienie ulgi.
Spojrzałem w tamtym kierunku i również odetchnąłem. Lady Killer z Szerą szły na przodzie za nimi podążały Anaid, Tiffany, Jenna i Mi. Obok nich kłusowała Tiara z Glolą na grzbiecie a nad nimi szybowała Bird. Zmierzyłem je wzrokiem szukając rannych ,ale wszyscy byli cali. Napotykając wyszczerz Gloli też się uśmiechnąłem. Przyspieszyłem kroku. As i Lu też. Dzieliły nas może dwa metry kiedy nie mogąc już wytrzymać rzuciliśmy się biegiem w stronę nadchodzących. Zderzenie było widowiskowe, jak na jakimś filmie przygodowym(o zgrozo). Wpadłem Między Killer i Szerę ,a następnie na Tiff i w końcu na Jennę. Nie mogąc się powstrzymać wyszczerzyłem się i przytuliłem ją. Wilczyca odwzajemniła uśmiech po czym zmierzyła mnie wzrokiem ,nagle uśmiech zamienił się w grymas strachu. Zaniepokoiłem się.
-Co...?- I zrozumiałem. Pewnie na pysku mam dużo krwi.
-Nic mi nie jest. - Zapewniłem. -Jesteś cała?
Kiwnęła głową i lekko się uśmiechnęła. Odwróciłem się do reszty.Wszyscy cieszyli się na swój widok i opowiadali co się z nimi działo. Wszyscy tylko nie Lady Killer. Wpatrywała się czujnym spojrzeniem w ścianę lasu.Podszedłem do niej, kiedy ta odwróciła się i rzekła.
-Nie ma co się cieszyć. Oni wrócą. -I zapadła cisza. Spojrzałem po zgromadzonym i zatrzymałem wzrok na Aspeney. Tak jak pozostali. Ruda przez chwilę stała nieruchomo, głęboko zamyślona po czym powiedziała:
-Killer ma rację. Jednak musimy odpocząć.Trzeba znaleźć jakieś bezpieczne miejsce na nocleg. Ma ktoś jakiś pomysł? -Spojrzała po zebranych.
-Może na wzgórzu? -Odezwała się Birdlay po chwili namysłu- Jak leciałam widziałam jakieś wzgórze. Jest tam chyba jezioro. Przynajmniej będziemy widzieć jak te hieny -czy cokolwiek to było- będą chciały nas zaatakować.
Mi ,Tiff i Anaid pokiwały głowami .Spojrzałem na As wyczekująco. Tak kiwnęła głową.
-Wydaje się w porządku. Bird, prowadź. Po jakimś czasie dotarliśmy na wzgórze. Było to dość wysokie wzniesienie. Jednak małe. Ze wszystkich stron otoczone lasem. Z małym jeziorem pośrodku. Nasza grupa zaczęła kłaść się dookoła jeziora. Patrzyłem chwilę przed siebie po czym podszedłem do jeziora i przejrzałem się. Faktycznie sierść miałem posklejaną krwią. Wstrzymałem oddech i zanurzyłem łeb w wodzie. Była przyjemnie chłodna i złagodziła nieco ból głowy. Wyciągnąłem łeb i przejrzałem się w lekko szkarłatnej tafli wody. Krwi już nie było. Z lekkim uśmiechem wróciłem do pozostałych. Przeszedłem kawałek i zobaczyłem Aspeney siedzącą tyłem to jeziora i resztę grupy otaczającą ją półkolem. Przysiadłem z boku i utkwiłem w niej wzrok.
-Musimy pomyśleć co robić dalej. Najłatwiej byłoby znaleźć okrężną drogę, ale nie ma na to czasu. Musimy przedrzeć się przez tę bestię i w miarę możliwości je zgubić. Ten dom jest tam. -Wskazała ręką wschód. - Tiara polecisz i zbadasz teren?
-Jasne- Odezwała się pegazica i wstając zamachała skrzydłami.
-Więc leć. My jak na razie odpoczniemy.
Tiara wzbiła się w powietrze i poleciała na wschód .Zachodzące słońce oświetliło jej sylwetkę i przez chwilę raziły nas jej jaskrawe kolory po czym klacz robiła się coraz mniejsza aż w końcu zniknęła. Słońce też już zupełnie zniknęło z horyzontu i owiał nas zimny wiatr.
-Lu, Mi, Tiff pomożecie mi pozbierać drewno? Trzeba rozpalić ognisko.
Pokiwały głowami i rozeszły się szukając drewna. W tym czasie Szera i Glola ułożyły krąg z kamieni i pokładły się wokoło niego. Po chwili wróciła reszta z naręczem gałęzi. Ułożyły z tego stosik i usiadły dookoła. Luna już wyjmowała zapalniczkę ,aby podpalić stos drewna kiedy przymknąłem oczy i uśmiechnąłem się lekko. Nagle ze spokojnego wieczornego nieba uderzył piorun ,prosto w stos drewna. Kilka osób odskoczyło z sykiem ,i ze zdziwieniem spojrzało w niebo.
-Mogłeś przynajmniej uprzedzić-mruknęła As kładąc się obok ogniska. Posłałem jej szelmowski uśmiech i też się położyłem. Luna potrząsnęła głową i schowała zapalniczkę. Zapadła cisza przerywana tylko cichym szumem lasu i pluskiem fal. Leżeliśmy tak odpoczywając po walce. Kilka par rozmawiało szeptem,ale większość poszła spać. Oparłem łopatkę i łeb o plecy Jenny i nie wiedząc kiedy -zasnąłem.
Obudziło mnie zamieszanie. Atakują? Pomyślałem i zerwałem się wypatrując bestii ,ale zobaczyłem tylko naszą ekipę i Tiarę lądującą nieopodal. Odetchnąłem i usiadłem. Klacz wylądowała i zlożyła skrzydła po czym pod kłusowała do ogniska.
-I co? -Wypaliła Glola nie mogąc powstrzymać ciekawości. Klacz odetchnęła i uśmiechnęła się.
-Faktycznie w lesie jest mnóstwo tych gnolli. Będzie ciężko. -Skrzywiła się.- Ale po jakimś czasie dochodzi się do przepaści. Jest tam zwalone drzewo na drugą stronę. Niezbyt stabilne,ale jest. Po drugiej stronie nie ma gnolli ,idzie się jeszcze jakiś czas po czym w małej dolince jest ludzki dom-nasz cel.
Nastąpiło małe poruszenie ,ale Ruda szybko gestem ręki uciszyła towarzystwo.
-W porządku. Wyruszymy o świcie, weźmiemy patyki z ogniska. Pobiegniemy razem. Ogniem odstraszymy gnolle. Birdlay polecisz i będziesz nas wspomagać z powietrza.Tiara ty weźmiesz Lu na grzbiet i polecisz przodem wskazując drogę. Ja na Saklavi otworzę pochód.Za mną Tiff, Jenn, Mi. Któraś z Was weźmie Glolę na grzbiet. Dalej Anaid i Szera , Tee z Lady zamkną pochód.Pasuje?
Odpowiedział jej niemal bojowy okrzyk. Uśmiechnęła się. Tiara położyła się z zamiarem zaśnięcia. Większość z nas też wracała do snu.Rozejrzałem się i też położyłem chcąc jeszcze chwilę odpocząć. Już zamykałem oczy...jednak nie było nam dane odetchnąć. Cisze przerwały krzyki gnolli...Wszystko działo się tak szybko. Wszyscy zerwali się w popłochu.
-Chwytać patyki! -wrzasnęła As już z jednym w ręce i wskoczyła na grzbiet swej klaczy. Reszta poszła w jej ślady. Bird już wznosiła się w powietrze, zaraz za nią Tiara z Luną na grzbiecie. Pierwsza linia już biegła za Rudą ,druga chwytała patyki. Ja stałem oszołomiony wpatrując się w gnolle nacierające ze wszystkich stron.
-TEE!- Warknęła Lady Killer. Trzecia linia już się oddalała. Chwyciłem patyk i razem z Lady zrzuciłem się za pozostałymi. W kilku susach pokonaliśmy wzgórze i biegliśmy ku ścianie lasy kierując się za szybującym pegazem,a raczej płomieniem pochodni Luny. Coś stało między lasem a nami. Zmrórzyłem oczy. Hybrydy! A niech to szlag!
-TEE! -Usłyszałem wrzask As z przodu.- Wal w nie piorunami!
Dwa razy nie musiała powtarzać. Potężna błyskawica uderzyła w dużego gnolla. Upadł bez życia. Pozostałe rozglądały się zdezorientowane. Zacząłem walić na oślep omijając tylko naszych, co było trudne zważając na kluczącą nad nami Bird...Wbiegliśmy do lasu. Uderzyłem jeszcze parę razy za nami i skupiłem się na biegu. Gnolle atakowały z boku. Machałem zawzięcie płonącym kijem,a stwory się cofały. Widziałem ,że kila osób już nie ma kijków.Szlag! Sunęliśmy jednak do przodu. Zdawało mi się ,że widzę prześwit między drzewami kiedy Tiara krzyknęła.
-To tutaj!
Przyśpieszyliśmy. Wbijałem pazury w ziemie pragnąc szybciej biec. Pędziliśmy tak szybko ,że nie nadążałem za dotykaniem ziemi. Nagle powietrze przeszył krzyk,a następnie jęk. Odwróciłem się. Mi leżała krzywiąc się a jej łapa była dziwnie skręcona. Potwory były blisko...Nie zastanawiając się dłużej zawróciłem. Rzuciłem patyk w stronę gnolli i przykucnąłem. Chwyciłem Mi za skórę na karku i wciągnąłem ją na swoje plecy.
-Trzymaj się! -Krzyknąłem zaciskając zęby. Wystrzeliłem do przodu. Po kilku susach zobaczyłem resztę. Tiara z Luną na grzbiecie ,Bird i As na swojej klaczy stały już po drugiej stronie. Anaid z Glolą uczepioną kurczowo jej futra już zeskakiwała z pnia. Jenna i Tiffany były na środku a Lady Killer z Szerą przytrzymywały drzewo. Podbiegłem do nich i odwróciłem się. Byli już tak blisko.
-Szybciej! -Wydarłem się. Jenn z Tiff zeskoczyły z drzewa, Lady Killer wskoczyła na pień który niebezpiecznie się zachybotał.
-Tiara! Weź Mi! -krzyknąłem wiedząc ,że z nią nie utrzymam równowagi a sama nie da rady.Klacz podleciała do nas. Wrzuciłem jej Mi na grzbiet i podbiegłem do korzenia. Zostałem tylko ja i Szera.
-Biegnij! No dalej!-krzyknąłem.
-Nie! Tee! Szybko!
-Nie! Szera ty pier..
-NIE!-Przerwała stanowczo-jestem lżejsza! Pień się zaraz zawali!.
Nic nie rozumiejąc wskoczyłem pierwszy.Nie chciałem tracić czasu. Przeszedłem kilka kroków ,a drzewo zachwiało się. Przystanąłem. Złapałem równowagę i ruszyłem dalej. Gdy dzieliły mnie od skarpy może dwa metry poczułem ,że pień spada. Utwierdził mnie w tym krzyk przerażenia pozostałych. Desperacko odepchnąłem się od spadającego drzewa i wyciągnąłem łapy przed siebie. Wygiąłem ciało w łuk chcąc dosięgnąć ziemi. Gdy wydawało mi się ,że się nie uda moje pazury chwyciły brzegu. Natychmiast uderzyłem brzuchem w skarpę i zjechałem kawałek. Desperacko próbowałem się utrzymać,ale nie miałem już sił, gdy nagle jakieś ręce chwyciły mnie za łapy i podciągnęły trochę. Wyślizgnąłem się im, ale jakiś szczęki chwyciły mnie za skórę na karku i wciągnęły. Dysząc wbiłem pazury w ziemię. Żyję. Odwróciłem się i spojrzałem w dół. Szera trzymała się jakiejś gałęzi ale ześlizgiwała się...
-ŁAPCIE SZERĘ!- Wydarłem się i poczołgałem w bok ,aby zrobić miejsce. Usłyszałem świst. Krzyki i po chwili gepardzica leżała obok mnie. Odetchnąłem. Przewróciłem się na bok i uśmiechnąłem. Chciałem tutaj tak chwilę poleżeć ale naglę znowu ktoś krzyknął i kamień uderzył mnie w łopatkę. Mimo skrajnego wyczerpania zerwałem się i odwróciłem. Hieny rzucały w nas kamieniami.
-Uciekać!-Nie wiem kto to krzyknął ,ale posłuchałem go. Razem z innymi rzuciłem się ku ścianie lasu.Co jakiś czas słyszałem jęki i syki trafionych ,ale gdy tylko znaleźliśmy się po osłoną drzew stanęliśmy. Upadłem dysząc. Ktoś po chwili podszedł do mnie i oparł łeb na moim karku. Jenna...
Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy. Przez chwilę słychać było tylko szybkie oddechy gdy odezwała się Glola.
-Ej...Powinniście coś zobaczyć...-Z niechęcią podniosłem się i ruszyłem w jej kierunku. Sporo z nas już tam było i wpatrywało się w jakiś niewidoczny dla mnie punkt. Przepchnąłem się na przód i moim oczom ukazał się mały drewniany domek z ,którego dochodziły dziwne dźwięki. Metaliczne zgrzyty, a potem przeszywające wycie...Wbiłem pazury w ziemię ze złości. Kilka osób syknęło.Jenna oparła się o mój bark, a As którą widziałem katem oka zacisnęła pięść.
-Moi drodzy, dotarliśmy.-Szepnęła.
----
Tya. No nie wiem sam. Pisałem w pierwszej osobie czego zwykle nie robię. Starałem się wszystkich ogarnąć i umieścić w opowiadaniu. Mam nadzieję ,że nikogo nie skrzywdziłem i ,że nie jest takie złe. Niech pisze dalej ten komu pasuje. Aha, i przepraszam ,że tyle z tym zwlekałem.
Tee Saatus (22:53)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz