29 sierpnia 2010
|
Walka
z samotnością. Wyruszysz w daleką podróż. Niby wygnanie, z dnia na
dzień. Nie będziesz mogła się pożegnać. Nie będziesz mogła rzucać
"ostatnich spojrzeń". Po prostu ruszysz w nadanym Ci kierunku.
Dostaniesz ode mnie mapkę z wyznaczoną drogą. Drogą, prowadzącą przez
mini pustynie, puste lasy, torfowiska i miejsca, gdzie wymordowano
niegdyś stado. Miejscem twego celu będzie Mu'llrac. Miejsce, gdzie nie
ma żywego osobnika. Gdzie grasują widma przeszłości i prawdziwych
boleści. Zjawy te wywołują panikę i..omotanie psychiczne. Będziesz
musiała się z tego wyrwać i przeżyć walkę z samą sobą. Z własnymi
słabościami. Gdy już tego dokonasz, możesz wrócić do stada.
***
Mu’llrac…
Spojrzałam
na mapkę, którą przed chwilą dostałam od Aspeney. Dała mi ją do ręki i
bez słowa odwróciła się, po czym zniknęła. W ciemności tej cudownej
nocy, ona rozpłynęła się, tak, jakby nigdy tu przede mną nie stała.
Chciałam pytać. Dlaczego? Jak? Nie miałam kogo spytać. Rozejrzałam się
dookoła, stałam przed jaskinią, a wokół siebie czułam tylko pustkę i
ciszę, która była tak..gęsta..namacalna. Jeszcze raz rzuciłam niepewne
spojrzenie na kawałek pergaminu trzymany w moich dłoniach. Ta nazwa.
Wyglądała jakby się żarzyła, chociaż była napisana tak jak wszystkie
inne. Wyglądała tak jakby wołała, chociaż była niema, nie mogła być
inna. Wgryzała się w mój umysł, zostawiając za sobą głębokie ślady.
Zmuszała do przemyśleń. Mu’llrac.
Nie chciałam iść, ale wiedziałam, że muszę. Skoro ta mapka dostała się w
moje ręce, to mogło oznaczać tylko to, że właśnie ja, mam za zadanie
dotrzeć do tego miejsca, które nawet na kawałku pergaminu, odznaczało
się wybitną niegościnnością. Ale czemu nie mogę z nikim porozmawiać?
Czemu nie mogę nikogo spytać, poprosić o pomoc? Chociaż się pożegnać…?
***
Nie
mogłam dalej czekać. Czekanie było zbyt przerażające. Zerknęłam ostatni
raz na mapkę i ruszyłam w odpowiednim kierunku. Miejsca, które znałam,
ich widok, był dziwnie obcy. Jakby wszystko dawało mi do zrozumienia, że
nie mogę dalej tutaj być, jeśli nie zrobię tego, co zostało mi zlecone,
jeśli tam nie dotrę, właśnie tam. Znów
na czterech łapach, znów z łbem zwieszonym nisko przy ziemi i strzygąc
uszami przemierzałam las. Ostatnie znajome zapachy drażniły moje
nozdrza. Zamknęłam oczy, zdałam się na instynkt. Na wyczucie omijałam
przeszkody. A
w głębi siebie ciągle prowadziłam walkę, czy dam radę. Byłam pewna, że
będę musiała stawić czoła mojemu największemu lękowi. Wiedziałam, że
będę musiała być sama, a tego bałam się najbardziej.
***
Po
kilku godzinnej, leśnej wędrówce, zmagając się z własnymi wahaniami,
niesłownej bitwie sprzeczności, stary zagajnik zaczął się przerzedzać.
Gałązki cicho pękały pod naciskiem moich łap, drzewa były jakieś
cieńsze, bardziej kruche, mizerne, niektóre całkiem utraciły liście i
swoją potęgę. Linia lasu wydawała się jakby węższa, dostrzegałam jej
krawędzie. Nagle zmuszona byłam się zatrzymać. Przede mną jakby z nikąd
wyrosła ogromna kamienna ściana, urwisko. Kilka metrów obok zauważyłam
szczelinę. Nie duży prześwit, ale jednak wystarczająco szeroki, żebym
mogła nim przejść. Znów zawładnęły mną wątpliwości. Czy nie jest za
późno, żeby zawrócić ? Może jeszcze na tyle blisko, żeby odnaleźć As i
oddać jej mapę, kładąc uszy po sobie i pokazując wszystkim, że
nawaliłam, że nie byłam wystarczająco silna? Z mojego gardła wydarł się
gardłowy pomruk niezadowolenia. W końcu nie byłam tym tchórzem, co się
boi. Nie tak mnie uczono i nie tak sama siebie widziałam. Zrobiłam krok.
Weszłam w szczelinę i nie obejrzałam się za siebie. Powoli czarna,
twarda ziemia ustępowała jasnemu, delikatnemu piaskowi. Prześwit był
równy, dość szeroki, ale i tak szłam ocierając się bokiem o jego
chropowatą ścianę. Dodawało mi to pewności siebie, stabilności. Teraz
zastanowiłam się nad faktem iż tak łatwo przyszło mi wrócić do dawnej
postaci, po tak długiej przerwie. Nieraz próbowałam na nowo zaznajomić
się ze swoją poprzednią naturą, ale czułam się dziwnie, kiedy ogon
bezwładnie opadał i zamiatał podłogę. Ta postawa, cztery łapy. No i brak
dłoni. To było dla mnie niepokojąco obce. A teraz wszystko było takie
proste i naturalne. Chłodny piasek, który mieszał się z nagrzaną za dnia
ciemną ziemią, w tej chwili całkiem zdominował twarde podłoże. Wreszcie
ujrzałam koniec szczeliny.
***
Gdy
wyszłam z prześwitu, który doszczętnie zmaltretował moje czułe łapy, a
sierść została niemiłosiernie zwichrzona, przez ostre krawędzie skał,
ukojenie przyniosło mi uczucie chłodu bijące od pięknych, iskrzących się
w świetle Księżyca, maleńkich kamyczków, które składały się na
niezliczone ilości piasku. Przebrnęłam przez ciemny kanion, po to by
teraz stanąć na ostudzonej nocnym zimnem pustyni.
Kiedy
noc zaczęła ustępować promieniom słonecznym rozejrzałam się dookoła i
dopiero uświadomiłam sobie moje położenie. Od kilku godzin bezradnie
brnęłam w głąb pustyni. Wszystko było wypalone, suche. Od jakiegoś czasu
myślałam tylko o tym, jak dostać się do celu. Ale teraz poprzednie
wahania wróciły. Czyżby chcieli mnie sprawdzić? Może… Nie, to nie jest
możliwe. Łapy zapadały mi się w piachu. Słońce wyglądało zza horyzontu
coraz pewniej. Robiło się cieplej. Zwątpiłam w jakikolwiek sens tej
wyprawy. Szłam dalej, bo nie miałam innego wyboru. Nie czułam zmęczenia,
czułam tylko niechęć…
Krajobraz zaczął się zmieniać. Piach nie był już taki nagrzany i łapy
nie zapadały się w nim tak głęboko. W oddali zauważyłam drzewa.
Przyśpieszyłam, z jednej strony ciesząc się z tego, ze w końcu ucieknę
od tej otwartej, gorącej przestrzeni, a z drugiej czułam, że jestem
coraz dalej domu.
***
Byłam
przerażona, chociaż teoretycznie nie było się czego bać. Na mojej
drodze nie stanęły do tego czasu żadne przeszkody. Nic mnie nie
atakowało, nie uczepiło się mnie, nawet pogoda nie sprawiała problemów, a
jednak bałam się. To wszystko dlatego, że moje koszmary i lęki, właśnie
stawały się realne. Byłam tu sama, w tym obcym miejscu. Nawet kiedy nie
miałam humoru wolałam siedzieć z innymi, niż być sama. Może nie zawsze,
w sytuacjach krytycznych zaszywałam się w swoim ulubionym, znanym
zakątku. Ale ta sytuacja nie była krytyczna, a tego miejsca wcale nie
darzyłam sympatią.
Stałam
na skraju lasu. Z tym, że ten las nie wyglądał przyjaźnie. Drzewa,
pozbawione liści rozciągały nad moją głową suche gałęzie, przypominały
one ciemne, dziurawe parasole, co nie napawało optymizmem. Ostrożnie
stawiałam kroki na szarej, spopielonej ziemi. Z pewnością ten zagajnik
był opustoszały. W takim miejscu nic nie było w stanie przeżyć.
Najstraszniejsza
w tej sytuacji była właśnie ta pustka. Wolałabym już, żeby jakieś
rozwścieczone bestie rzucały mi się do gardła, niż to, że ciągle muszę
wsłuchiwać się w tą ciszę. Mimo wszystko nadal się nie zatrzymywałam,
nie dawałam sobie ani chwili wytchnienia. Chciałam jak najszybciej
dotrzeć do celu, żeby wrócić do stada. Takie było moje założenie. Kolejne
godziny mijały, a ja nadal nie przerywałam marszu. Spojrzałam na te
smutne konary i w mojej głowie pojawiło się wspomnienie.
Zamiast
okropnego lasu, widziałam wspaniały, zielony gąszcz, świeciło słońce, a
zapach był słodki. Stanęłam oniemiała. To miejsce było zupełnie inne od
tego jakim było kilka sekund temu. Mimowolnie uśmiechnęłam się i szłam
pewniej. Całkowicie zapomniałam o tym, co miałam do zrobienia, co mnie
czekało. Ale coś jednak było nie tak. Czemu w tak urodziwym borku nie
było żadnych zwierząt? Wiewiórki? Lisy? Zające? Przecież tutaj panowały
idealne warunki! Moja świadomość nie chciała pozwolić mi przyjąć
realności tego miejsca. I miała rację. Stanęłam na czymś ostrym. Kiedy
podniosłam wzrok, cała zieleń i promienie słoneczne zniknęły. Znów
stałam w tym samym martwym lesie. Jeszcze raz spojrzałam na to, co
przywołało mnie do porządku. Kawałek szkła. Czy to możliwe, żeby w tym
miejscy byli ludzie? Nie, to nierealne. Tutaj nic nie miało prawa
istnieć! W oczach stanęły mi krwawe łzy. Strach zastąpiło prawdziwe
przerażenie. Rzuciłam się biegiem przed siebie. Nie zważałam na to, że
suche gałązki chłostały mnie po pysku. Na nic już nie zwracałam uwagi.
Po prostu biegłam. Usłyszałam
szelest, zastrzygłam uchem i zlokalizowałam jego źródło. Dochodził z
prawej strony. Zaniepokoił mnie ten dźwięk. Przecież las był pusty…
Odbiłam w tamtą stronę i rozglądałam się uważnie. Zagajnik się przerzedził. Tak jak za pierwszym razem, kiedy opuszczałam tereny HOTN…
Teraz jednak nie wpadłam na kamienną ścianę, a moje łapy ugrzęzły w błocie. Przede
mną rozciągało się ogromne torfowisko. Wilgotna trawa przeplatała się z
plamami brunatnej mazi. Jednak gdzieniegdzie można było dostrzec
bordowe gęstowie.
***
Zrobiło
się już ciemno, kiedy wreszcie dotarłam na skraj tego wilgotnego
miejsca. Omijając ziemiste kałuże doszłam do polany. Znów musiałam
dostać się do nieprzyjaznego, zimnego miejsca, na jego środku zauważyłam
coś co przykuło moją uwagę. Gdy
podeszłam bliżej stwierdziłam, że są to szczątki jakiegoś zwierzęcia.
Większego niż wilk. Ale poznałam po budowie czaszki, że jest to jednak
psowaty. Dopiero wtedy zorientowałam się, że dookoła leży więcej
szkieletów… Młode, małe kostki jak i te duże, były porozrzucane na tym
placu. Wzięłam głęboki wdech. Wydawało mi się, że widziałam coś pomiędzy
drzewami. Zamknęłam oczy i na nowo otworzyłam. Spojrzałam w to samo
miejsce. Stał tam wilk! Zawahałam się przez moment. Nie musiał wcale być
przyjacielsko nastawiony… Jednak zrobiłam krok w przód. Po wielkości
wnioskowałam, że to dorosły samiec. Kiedy znacznie się zbliżyłam basior
znikł. Jakby rozpłynął się w powietrzu. W wilczej postaci mapa, którą
cały czas miałam przy sobie, przywiązana była do mojej nogi. Zmieniłam
się w człowieczą postać, żeby móc na nią spojrzeć. Rozwinęłam pergamin i
zastanowiłam się gdzie dalej iść. Nie miałam ochoty tu zostawać. Byłam
obeznana ze śmiercią i kośćmi, nie żebym się ich brzydziła, bała… Po
prostu chciałam przyspieszyć. Dotrzeć w końcu na miejsce. Nie chciałam
tu dłużej stać. To miejsce miało dziwny klimat…. Nawet nie wracając do
ciała wilka, rzuciłam się do biegu.
***
Tak!
Wreszcie! Ogarnął mnie niesamowity entuzjazm. Byłam w końcu na miejscu.
Dotarłam do celu. Niedługo będę mogła wracać do domu. Do HOTN. Czy to
wszystko mogło być takie proste? Do najmilszych wypraw tego nie zaliczę,
ale nie było trudno, tu dotrzeć… Dziwnie wyglądało otoczenie w którym
się znalazłam… Była to niewielka jakby polana. Ale wydeptana, twarda
ziemia dodawała nieco odpychającego klimatu. Na niebie nie było widać
tarczy Księżyca, co sprawiało, że czułam się jeszcze nie pewniej.
Granatowe, ciężkie chmury nagromadziły się nad moją
głową. Nic nie prześwitywało, przez ich grube warstwy. Cieszyłam się,
że w końcu tu doszłam, bo wiedziałam, że to oznacza rychły powrót do
swoich, ale coś mnie niepokoiło. Ruszyłam
w stronę lasu. Kiedy doszłam do skraju pustego placu, gwałtownie się
zatrzymałam. Rozejrzałam się dookoła z paniką w oczach. Przede mną stał
manekin, naturalnej, ludzkiej wielkości. Blady, o pustym spojrzeniu.
Zwykła lalka, manekin… Odruchowo cofnęłam się. Za owym potwornym,
plastikowym tworem stał następny. Podobny, ale na jego głowie widniały
sztuczne, czarne włosy. Coś materialnego, fizycznego, czego bałam się
najbardziej. Zwykła fobia. Strach przed manekinami… Zdezorientowana
cofnęłam się. Na granicy polany i lasu stało pełno tych potworów. Nie
odważyłabym się do nich zbliżyć. Wszyscy mówili, że nie ma się czego
bać, ale ja nie umiałam pozbyć się lęku przed tym. Znów się zmieniłam. W wilczej postaci usiadłam na środku placu otoczonego drzewami, za którymi kryły się moi stręczyciele.
Zamknęłam oczy, a po chwili poczułam oddech na szyi. Bałam się rozewrzeć powieki, ale jednak to zrobiłam. Strach
pomieszany ze zdziwieniem wymalował się na moim pysku. Zobaczyłam Mi,
ale w bardziej... Niematerialnej postaci. Niematerialnej?! Wyglądała jak
duch, po prostu jak duch!
-Lu, czego się boisz?
-Mi…? Nie dam rady przejść między nimi…
Postać mojej przyjaciółki zaniosła się demonicznym śmiechem.
-Jesteś
zbyt słaba, żeby przejść, obok kawałka sztucznego tworzywa? – nie mogła
opanować rechotu, patrzyła się na mnie tak…Tak z pogardą… Po mojej
drugiej stronie pojawiła się twarz Aspeney.
-Dlaczego
kazałaś mi tu przyjść? – niemalże wrzasnęłam, a mój głos był cienki i
piskliwy. Ruda uśmiechała się ironicznie. Schyliłam się tak, że mój nos
prawie stykał się z ziemią, owinęłam łapy ogonem. Dosłyszałam syknięcie dziewczyny.
-
Nawet gdybym ci miała to wytłumaczyć, to byś nie zrozumiała. – Znów
zamknęłam oczy, nie mogłam słuchać więcej takich słów. Takiego tonu.
Położyłam się na chłodnej ziemi i schowałam pysk pod łapami. Kiedy
bojaźliwie wyjrzałam co się dzieje, zobaczyłam mnóstwo innych osób.
Team, BH, CG, Destroy, Scarlett, Jenna… Wszyscy patrzyli na mnie z taką
wyższością. Te złośliwe uśmiechy. Byłam zbyt zmęczona i osłabiona tą
samotną wędrówką, żeby myśleć trzeźwo. Mijały
minuty, może nawet godziny. Nie miałam odwagi odsłonić oczu. Jednak
musiałam coś zrobić. Nie mogłam tutaj tak leżeć. Powoli wstałam, a
wszystkie widmowe postacie poruszyły się, niektóre zaczęły chichotać.
Rozejrzałam się znów. Teraz dotarło do mnie, że to nie mogli być oni.
Nikt by mnie tak nie odtrącił…
Musiałam
znaleźć sposób, żeby dostać się do domu. Tylko jak…? Dookoła stały te,
manekiny. Niby niegroźne, stateczne, a jednak mnie przerażały. Na
sztywnych nogach zrobiłam kilka kroków przed siebie. Chciałam iść,
wracać, ale umysł podpowiadał, że to zły pomysł, chciał zatrzymać ciało.
Postawiłam się, przeszłam jeszcze kawałek. Moi widmowi ‘towarzysze’
zebrali się wokół mnie i nagle przeszył mnie ogromny ból, spowodowany
bardzo wysokim dźwiękiem. Rozdarł ciszę, a ja o mało co nie upadłam. Nie
poddałam się. Znów brnęłam dalej. Widma przesuwały się razem ze mną. W
końcu przeszłam między nimi, a ten pisk nie ustawał. Spojrzałam
na ścianę lasu i wychylające się zza drzew, blade, puste twarze
sztucznych ludzi. Zakuło mnie w piersi. Miałam problem ze złapaniem
oddechu.
-Więc
o to w tym wszystkich chodziło… Żeby pokonać strach….-szepnęłam do
siebie. Podkuliłam ogon i ruszyłam wprost w objęcia mojego lęku.
Wszystko we mnie wołało, żebym się cofnęła. Nie szła w tamtą stronę.
Czułam, że nie mogę teraz się złamać. Rzuciłam się do biegu i
przemknęłam obok jednego z manekinów wywracając go. Poczułam się
lżejsza. Ten straszny dźwięk ucichł. Nie widziałam nikogo obok siebie. O
wiele lepiej. Wiedziałam, że teraz czeka mnie tylko powrót do domu.
Nigdy nie chcę wrócić do tego miejsca… Mu’llrac.
____
Fuck
yea! W końcu to napisałam! Namęczyłam się jak nie wiem, ale skończyłam.
Wiem, końcówka do bani, ale nie miałam już siły się przykładać.
Potem będę czytać wszystkie wasze opowiadania i noty, bo dziś już nie mam siły. *facedesk*
|
Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.
Chat
(25)
Event: "Poszukiwania zaginionego Orzecha"
(1)
Event: "Uchronić Stado przed Klątwą"
(4)
Event: "Wyprawa do Tinolandii"
(1)
Historia Stada
(29)
Historie
(10)
Inne
(10)
IPCY
(6)
Jedyny Słuszny Pan
(7)
Koniec początku początek końca
(4)
Konkursowe
(28)
Kosmici
(10)
Ludzie - opowiadanie stadne
(4)
Misja różowego rycerza
(2)
Nasza przeszłość
(25)
Nie powiązane ze stadem
(31)
Ogniska
(5)
Opowiadanie stadne
(20)
Opowiadanie świąteczne
(5)
Pierścień Czarnego Feniksa
(9)
Początek bez końca
(14)
Podobni do nas lecz bardziej okrutni
(7)
Poezja
(20)
Pożegnania
(12)
Proza
(420)
Przemyślenia
(7)
Tajemnica chatki
(4)
The Rush
(7)
Wybrańcy obrońcy stada
(23)
Z dziennika mamuśki
(4)
Z życia stada
(16)
Zadania
(36)
Zloty
(10)
Acebir
Acodine
Ai
Aldieb
Alethia
Altair
Anaid
Arashi
Arjuna
Asmodeusz
Aspeney
Baru Saya
Batista
BlackHollow
Corey
CrystalGlace
Dalia Seron
Destroy
Dragon Soul
Error Buen
Fene
Fragaria
Glola
Gold Fire
Hecate
Hiacynt
Imloth
Ireth
Jah
Jenna
Kayoko
Kirke
Kitsune
Koga
Kuo
Lady Killer
Liam
Luna
Membu
Mi-Chan
Michelle
Midnight
Mortis Tempesta
Naphill Naomi
Naysha
Neferetti
Nikita
Nitroglyzerin
Nyks
Padma
Quick Furious
Raksha Morte
Rozalia
Scarlett
Setenes
Seth
Syriusz
Szera
Team
Tee Saatus
Tequila Isha
Texi
Theliss Gesha
Tiara
Tiffany
Tin
Tristan
Valkkai
Vendela
Venus
Viera
Zbiorowe
Zoltan
Czego szukasz?
30 sierpnia 2010
Walka z samotnością. [Luna]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz