10 sierpnia 2010
You do not want, do not understand.
Proszę,
wyobrażajcie sobie dokładnie co czytacie. Bądźcie obok postaci. Czujcie
na sobie jej oddech. Patrzcie na nią. I czekajcie, co zrobi.
You do not want, do not understand.
Muzyka:
http://www.youtube.com/watch?v=3OkFLdPaoZQ&feature=related
***
Boli mnie. Niech boli inaczej. Proszę, pozwól. Nie, przestań! Przestań! Odejdź. Lub bądź. Przestań być złudzeniem. Bądź. Zobacz mnie. Usłysz mnie. Zrozum mnie... Proszę...
Jedna kropla padała za drugą. Obijały się o podłogę, pozostawiając rdzawe smugi. Większe skupiska przelewały do wgłębień, między białymi płytkami.
Zimno mi...
Podejdź. Przytul. Okaż się, być materialnym. Nie znam Cie. Ale kocham. Bo jesteś tu ze mną. Zostań, proszę. Swąd stęchlizny. W powietrzu woń cierpienia. Boli mnie. Tak długo biegłam. Nie wiem gdzie jestem. Nie możesz sprawić mi cierpienia. Chociaż Ty. Proszę. Zdajesz się mnie nie widzieć. Dlaczego?
Tak bardzo zimno...
***
Stała nad małym, trzęsącym się stworzeniem. Wielkie cielsko poruszało się rytm oddechu potwora. Łypała ogromnymi ślepiami, wprost w zielone oczka, jednak zdawała się ich nie zauważać. Przeszedł ją dreszcz. Nerwowym tikiem podniosła masywną łapę i zaorała deski czarnymi pazurami, pozostawiając szramę.
Postać przed nią znów zaniosła się szlochem i przysunęła do zagraconej ściany. Nie myślała. Z gardła zwierzęcia wydobywał się cichy charkot. Błękitna tęczówka emanowała jasną poświatą, ciemna zaś była zamglona. Machnęła ogonem, przypominającym szczurzy, zaczepiając jedno z pudeł i zrzucając je na ziemię.
Nagle kolejna kropla krwi, jedna z licznych, sączących się z ciętej przez metalową żyletkę rany kapnęła na podłogę. Rozprysnęła się, zderzając z posadzką. Dziewczyna wstrzymała oddech, widząc, że potwór znieruchomiał. Woń krwi.
Bestia postawiła uszy. Jej spojrzenie stało się mniej mętne. Zwróciła wzrok ku dziewczynie, tym razem skupiając go na niej. Włosie na grzbiecie natychmiast stało się sztywne i najeżyło, odsłaniając srebrne kolce, wystające z ciała. Skuliła uszy, wykrzywiając z wolna pysk, w nienaturalnie szerokim uśmiechu. Uniosła czarne wargi, wydając z siebie warczenie.
Kły, z jakiegoś błyszczącego metalicznie kruszca odbiły smugę światła. Atramentowa maź spłynęła po brodzie skubba.
Czarna sierść wilka, wyraźnie przerzedzona, w połączeniu z blizną na karku, ciągnącą się po łopatkę, dodawały sytuacji grozy. Pudełko sturlało się, trzeszcząc jeszcze przez chwilę. Kruczoczarny, rozwidlony język wysunął się na ułamek sekundy, by znów zniknąć w uzębionej paszczy. Widzę Cię. Widzę. Mięśnie naprężyły się w jednej sekundzie.
Skoczyła, niczym cień...
***
W ciemności nie dało dostrzec się nic. Poza wielkimi, białymi kostkami domina.
Dudnienie. Część pada na drugą, powodując jej upadek. Tak kula toczy się bez przerwy.
Giną jedna po drugiej. Na końcu ich drogi ja. Śledzę każdą upadającą kostkę.
Wiem, że w końcu padnie i ta, pod którą ja stoję. Świadoma, że każda minuta, sekunda dzieli od końca.
To, co czuję, nie jest niepokojem.
Ostatni będzie strachem, jednak po nim nastąpi cisza.
Dudnienie. Niczym w zegarku.
***
Tylko częścią wszechświata. Małą, malutką. Nie pozostanie ślad. Nikt nie będzie pamiętał.
***
Wyszła z szopy. Blady księżyc oświetlił stopniowo masywną bestię. Ciemne futro nasączone było posoką, jako, że lubiła bawić się ludzkim ścierwem. Jak każdym. Zatrzymała się na chwilę, zlustrowała otoczenie odległym spojrzeniem. Tak długo napawała się cierpieniem i strachem. Były to jej ulubione narkotyki. Oblizała długi pysk z rdzawej cieczy. Rześkie powietrze dotarło do jej płuc, co sprawiło przyjemność, chociaż wolała swąd krwi. Wytrzepała suche futro i ruszyła przed siebie wolnym krokiem, zupełnie nie płynnym. Prowadźcie łapy. Znacie przecież drogę.
Nie zjadła. Zmasakrowała.
***
Kostka spadła.
Nawet zgniłe deski, którymi ktoś zabarykadował okna, były zupełnie przesiąknięte krwią. W tle szczątków dziewczyny o bladej cerze leżała srebrna żyletka. Umoczona w rdzawej cieczy, wyróżniała się błyszcząc metalicznym blaskiem. Śmierć, która odwiedziła starą szopę krok w krok za cierpieniem była wyjątkowo brutalna. Wciąż słychać było uporczywe kapanie. Ten sam płyn, ta sama ofiara, inny napastnik.
***
Nie sprawiaj sobie bólu sam, bo ktoś inny zrobić może to inaczej.
Podoba ci się, gdy masz pod kontrolą.
Myślisz że cierpisz, nie widziałeś cierpienia.
Nie czułeś.
Okaleczasz się, bo czujesz ulgę.
Ale konsekwencje będą kroczyć za Tobą do końca.
Koniec, nieunikniony, może nastąpić wiele wcześniej.
Nie chcesz zabić, chcesz poczuć.
Poczujesz, innym razem zabijesz.
Bez sensu...
Wszystko bez sensu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz