Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

17 sierpnia 2010

Zadanie [Anaid]

17 sierpnia 2010
Zadanie.


    Łapy zwinnie odbijały się od ziemi, coraz bardziej przybliżając do celu. Jeszcze kilka chwil. Te parę centymetrów dzielących ją z upragnionym. Ostatni sus i...
   
Wilczyca dopadła zwierzyny. Wbiła pazury w zad, powalając potężnego jelenia. Przebiła krtań. Umościwszy się wygodnie koło zdobyczy, dobrała się do najsmakowitszego. Szarpnęła, odrywając kawał mięsa. Z uwielbieniem wciągnęła woń pożywienia. Po niedługiej chwili wilczyca miała cały pysk umorusany krwią. Ten zapach, ten smak.. Już od dłuższego czasu nie pożywiała się. Tym bardziej nie tak obficie. Wadera mlasnęła jęzorem i westchnęła z zadowoleniem. Przełknęła kolejny kęs i kolejny. Czując już, że zjadła już wystarczająco, dźwignęła się z ziemi. Przeciągnęła się leniwie i rozłożyła skrzydła. Ostatni posiłek przed zadaniem. Trzeba się wykazać. Śnieżne Wzgórza, Śnieżne Wzgórza.. w którą to stronę? Gdy już wiedziała w jakim kierunku ma zmierzać, nie zwlekając, ruszyła.
     Wadera biegła w mało obeznanym kierunku. Węch. Zapach. Kieruj się tym. Wtedy dasz radę. Poruszała nozdrzami. Dwa dni drogi stąd. Jednak żwawe tempo poruszania się w krótszym czasie doprowadzi ją do Śnieżnych Wzgórz.
      Ośnieżone szczyty były już dobrze widoczne. Wilczyca nie robiła przerw. Leciała, omijając korony drzew i intensywnie wpatrując się w białe punkty, coraz bardziej powiększające się. Już tylko parę godzin.
      Stanęła u stóp wzgórz. Ac miał rację. Dostanie się tam, to nie lada wyczyn. Śniegi zaczynały się trochę wyżej. Dalej widać było mieniący się w słońcu lód. Poczęła się wdrapywać, ostrożnie stawiając łapy. Dotknęła opuszką łapy białego puchu. Śnieg. Jak dawno go nie widziała. Dobra, nie czas na rozczulanie się. Stanowczo postawiła łapę i nagle ześlizgnęła się o parę metrów w dół. Lód. Szlag by to trafił. Powoli, idiotko, bo zaraz spadniesz. Wskoczyła wyżej. Wbiła pazury w zamarzniętą wodę.
      Trzy godziny żmudnej wspinaczki, a szczyt jeszcze daleko. Jaskinia. To jest to. Zaczęła szukać czegoś wzrokiem. Jak na zawołanie. Ujrzała wgłębienie w lodzie. Grota. Weszła do niej. Ciemno i zimno, jednakże mogła się zdrzemnąć i przez chwilę odpocząć.Ułożyła się i położyła łeb na łapach. Przymknęła zmęczone ślepia. Po niedługiej chwili otworzyła je, wyczuwając czyjąś obecność. Wbiła wzrok w dwa rażące bielą punkty. Wstała i cofnęła się na bezpieczną odległość. To musiał być nie kto inny jak.. Śnieżna Dama. Bladoniebieska, potężna wilczyca wyszła z ciemności. Anaid starała się nie ruszać. Co Ty robisz, głupia! Ratuj się! Trzepnęła łbem i spojrzała wyzywająco na Białą.
- Dawaj, kochana. Pokaż, na co Cię stać. - rzekła, spoglądając na Damę. Ta ruszyła na przeciwniczkę, rzucając w nią lodowymi sztyletami. Brązowa rzuciła się do ucieczki. Ślizgała się po lodzie lepiej niż niejeden łyżwiarz. W pewnym momencie Biała doskoczyła do wilczycy, łapiąc ją za łapę. An warknęła głucho. Szarpnęła. Nie da rady. Jest za silna. Walcz! Chyba nie jesteś na tyle niemądra, aby się poddać. Odwróciła się, wyginając ciało. Kłapnęła paszczą w ogon Śnieżnej. Był lodowaty. Puściła, a wadera, korzystając z okazji, zaczęła biegać wokół Białej jak wariatka. Zdezorientowana Dama próbowała złapać mniejszą od siebie, raz, po raz rozwierając wielki pysk, wyposażony w setki lodowych, mocnych zębów. Robiąc ostatnie okrążenie, wystarczyło popchnąć Śnieżną, by spadła z wysoka i roztrzaskała się na miliony małych odłamków.
        Anaid nawet nie zauważyła, że ratując się przed Białą, wspięła się znacznie wyżej. Czerwone błyski. Szkarłatny Rubin już blisko.Wilczyca weszła jeszcze wyżej, pokonując zakręty. Niewielka wyrwa w skale. W niej dobrze widoczny, jednak mały klejnot. Co najgorsze, pod warstwą lodu. Zmieniła postać na ludzką. Wyjęła sztylet, zaczęła nim miarowo uderzać w przeszkodę. Odgarnęła niesforne kosmyki włosów, zasłaniające jej widoczność. Szybciej, no. Jeszcze parę razy. Jeszcze, jeszcze... Już. Koniec. Delikatnie, z największą ostrożnością wyjęła z lodu Rubin, aby go nie uszkodzić. Włożyła do skórzanego woreczka i włożyła do kieszeni. W drugiej miała scyzoryk, także schowany w woreczku.
        Droga powrotna upływała szybciej. Znacznie szybciej.
        Jeden dzień.
        Do terenów Stada Nocy już niedaleko.
        Dziewczyna szła spokojnie, co chwila sprawdzając czy klejnot nadal jest w kieszeni. Westchnęła z ulgą. Chciała skrócić sobie drogę. Robiło się ciemno. Wieczór. Przechodziła koło jakiejś małej, ludzkiej wsi. Nagle poczuła nóż pod szyją. Ni stąd, ni zowąd. Człowiek. Niewiele większy od niej, lecz bardzo silny. Mężczyzna.
- Poznajesz mnie? - usłyszała szept.
- N-nie. -wydukała.
- No cóż. Anaid kochana córeczko, tatuś wrócił.
Ciemnowłosą przeszedł dreszcz. Nigdy nie znała ojca. Był złym człowiekiem. Raczej wilkiem pod postacią ludzką. Matka opowiadała o nim same złe rzeczy.
- Oddaj Rubin.
- Nie.
- Oddaj, bo Cię spotka zły los. - pociągnął ją za włosy.
- Już mnie spotkał. - odparła krótko. Rakai powalił ją na ziemię. Kopnął w brzuch.
                           >>Podkład Muzyczny<<
- Gadaj, bo zginiesz.
- Jesteś.. Jesteś potworem. - rzekła łapiąc się za obolałe miejsce. Złapał ją za bluzkę i uderzył w twarz.
- Odechce ci się wyzywać własnego ojca. - z nosa leciała jej krew. Była wycieńczona.- Mów.
- W.. w lewej.. lewej kieszeni. - wyjąkała, przymknąwszy oczy. Wyjął zawiniątko i uderzył ją po raz kolejny, mocniej. Zadał cios w nogę nożem i odszedł zostawiając ją samą. Samą. Resztkami sił wyciągnęła drugi woreczek z kieszeni. Ścisnęła go w dłoni i wstała. Wyciągnęła sztylet z rany. Chwiejnie ruszyła przed siebie. Stawiała nogi niepewnie. Czuła, że zaraz się przewróci. Przewróci się i nikt jej nie znajdzie. Umrze. Trzymając się drzew, poruszała się, by znaleźć się jak najszybciej  w Stadzie. Własny ojciec. Robiło jej się ciemno przed oczami. Mimo tego, że świtało. Nigdy go nie znała. Nie widziała. Wychowywała się.. sama. Sama.. Nie może umrzeć. Nie. Nie teraz, kiedy znalazła miłość, rodzinę. Nie. Nie rób mi tego. Usłyszała jakieś odgłosy. Odgłosy stada. Nie umieraj. Wyciągnęła zawartość zawiniątka i wyrzuciła woreczek. Jedną ręką ciągle trzymała się za brzuch. Wyszła spomiędzy drzew. Przerażone spojrzenia członków stada skupiły się na niej. Otworzyła drugą dłoń, ukazując Szkarłatny Rubin. Uśmiechnęła się triumfalnie i upadła.
                                                       ***
Czytu, czytu , czytu. Zadanie wykonane. Chyba długa notka o.o'.  Może podkład trochę za długi. Podobało się?
      
AnaidFeatherHope, Córka Wiatru (14:01)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz