23 sierpnia 2010
Siedziałam
na brzegu łóżka usiłując zrozumieć cokolwiek z zapisanej kartki, którą
znalazłam dziś rano w kopercie. Nic, puste, powyrywane z kontekstu
słowa.
Uciąć. Zniknąć. Zabrać. Nie udało się. Ujęli. Nie chcieli. Litość.
Zabili. Zniekształcono. Wyrzuciłem. Zniszczyłem... Porażka. Wzbudził.
Nie mógł. Ona też. Krzyczała. Mała. Zapłakana. Pomoc.
I
wiele innych... Czytałam to już czwarty raz szukając jakiegokolwiek
sensu. Ten list musiał być bardzo stary. Nawet nikt go nie zaadresował.
Wpatrywałam się w ową kartkę jakby w jakiś niesamowity sposób miała się
sama odszyfrować. Nagle usłyszałam bardzo głośny dźwięk alarmu. Jakby z
pobliskiego domu.
Wilczyca podeszła do okna i zastrzygła uchem. Oparła przednie
łapy na parapecie i zawiesiła wzrok na jasnej smudze ciągnącej się po
niebie. Była wyraźnie zaniepokojona. Wrzały w niej uczucia strachu,
smutku, złości. Wszystko to jak zwykle stłumiła w sobie. Zerwał się
mocny wiatr. Wilczyca zawyła przeciągle, głośno i żałośnie...
Po
chwili stałam już na dwóch nogach, nie wiem co skłoniło mnie do
przemiany. Było tak inaczej. Wlepiłam spojrzenie w srebrną tarczę
Księżyca. Wezbrała się we mnie nieopisana złość. Wiatr zatrząsł drzewami
z niesamowitą siłą. Zawirował w pustym pokoju ze świstem i tak szybko
jak się pojawił, tak szybko zniknął. Zacisnęłam palce na ramie okna.
Złota poświata na niebie mnie przerażała, ale i fascynowała. Dźwięki
alarmu przerwały trzaski i szum. Jakby się coś paliło... Nie było dymu,
nie widać było ognia, nic nawet nie czułam. A jednak ten wewnętrzny
niepokój, że coś jest nie tak, mnie nie opuszczał. Zaczęłam się
rozglądać, histerycznie szukając czegoś innego, strasznego. Na siłę
chciałam znaleźć powód mojego zaniepokojenia. Niebo rozdarł jaskrawy
błysk. Sekundę potem domem zatrząsł potężny grzmot. Na moje usta wpełzł
uśmiech. Tak perfidny, ociekający złością uśmiech. Za moment znów spokój
przerwał gwałtowny hałas. Grzmot pomieszany z trzaskami i szumem, a
także świstem wiatru. W parapet głucho stukały ogromne krople deszczu.
Te dźwięki tak idealnie się skomponowały ze sobą. Z mojego gardła wydarł
się chrapliwy śmiech. Nieopanowany, dziki śmiech. Inny. Nie taki jak
zawsze. Zupełnie inny..
------
...No
i wtedy na polanę wpadł Walter. Tak, właśnie ten z Hellsinga! Każdy
miał minę podobną do "O__________O". Każdy, oprócz Cegły.
-WTF!? - Komuś z tłumu wymsknął się szept.
-
WWWEEEE! - CG spojrzała na Waltera, tak jakby miała zaraz zemdleć.
Cegiełka i jej nie znikające z pyska " *-* ", nie była w stanie nic
powiedzieć....
-------
Omg, a to na dole to specialnie dla CG XDD Wiem, żenujące, powtórzenia itp.
A główne opowiadanie oparte na faktach. Moich wczorajszych wydarzeń.
Że krótkie i bez sensu, no i w moim stylu to wiem. Ale musiałam.
Nie mogę znaleźć dla tego odpowiedniego podkładu muzycznego :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz