17 sierpnia 2010
Początek bez końca cz. VI
Ciemność.
Nicość.
Bez cierpienia.
Bez jakichkolwiek uczuć.
Puls.
Ostatnie uderzenie.
Koniec....
Cisza....
Szum deszczu i wiatru ucichł. Nic nie słyszałam kiedy serce uderzyło po raz ostatni i stanęło poddając się. Poczułam się lekko. Chłód skał i odrętwienie ulotniły się. Uniosłam delikatnie powieki. Obraz był niewyraźny. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Po co się śpieszyć... Jeszcze chwilę odpocznę. Drgnęłam lekko i poruszyłam uchem. Gdzieś z daleka jakby dobiegało ciche tykanie zegara. Czyjeś zbliżające się kroki. Zacisnęłam powieki próbując stłumić jakiekolwiek dźwięki.
-Szera.. - Rozległ się szept. Ktoś mnie wołała, ale ja nie chciałam odpowiadać. - Szera... - Pożałowałam w duchu, że wspaniała cisza gdzieś odeszła. Otworzyłam powoli oczy. Unosiłam się w czarnej przestrzeni skulona. Powoli i delikatnie uniosłam łeb i wyprostowałam się. Z góry padało na mnie delikatne srebrne światło okalające moją sylwetkę. Wyciągnęłam łapy szukając dla nich oparcia, ale nic nie znalazłam. Spłoszyłam się, kuląc, kiedy wokół mnie zaczęły przesuwać się obrazy jakby umieszczone na kliszy. Wyprostowałam się zaciekawiona. Wysunęłam łapę do przodu i poczułam jak powoli się przesuwam. Nie szłam normalnie. Sunęłam w przestrzeni niby lecąc. Przyjrzałam się obrazom. Niewiele w nich mogłam dostrzec. Przesuwały się z zawrotną szybkością rozmazując zawartą w nich treść. Znowu kroki. Obróciłam delikatnie łeb. Z ciemności wynurzyły się dwie wilczyce. Jedna z nich śnieżnobiała o głębokich czarnych oczach ukazujących tajemniczość. Przeniosłam wzrok na drugą postać. Miała ona kruczoczarną sierść i białe przepełnione troską oczy. Szły w moją stronę spokojnym, majestatycznym krokiem.
-Witaj Szero. - Odezwała się biała wilczyca. - Jestem MoonDance. - Miała czysty głos, ale można było w nim dostrzec nutę wyższości i zaciętości. - To jest...
-MoonLight. - Dokończyła czarna. Jej głos również był czysty i dźwięczny, tyle, że w nim przebrzmiewała radość i uczucie. -Nie spodziewałyśmy się, że Nas odwiedzisz Bezimienna.
Patrzyłam na nie, nie wiedząc co mam myśleć. Wilczyce stanęły przede mną czekając na moją reakcję. Biała stała z tyłu spoglądając na mnie trochę nieufnie.
-Bezimienna? - Wydusiłam z siebie.
-Nazwałaś się Szerą, ale tak naprawdę nie potrafisz powiedzieć kim jesteś. - Odparła Biała. "Stałam" w bezruchu, niezdolna jasno myśleć.
-Kim Wy jesteście?
-MoonDance i MoonLight. - Odparła Czarna wesoło.
-Tyle wiem. - Mruknęłam spoglądając na nie. Przypominały mi kogoś tylko nie wiedziałam za bardzo kogo.
-Jesteśmy Tobą. - Dodała w końcu z uśmiechem na pysku. Uderzyło to we mnie z całą siłą. A więc to mnie przypominały? Nie, to niemożliwe.. Poczułam jak wszystkie emocje się we mnie kotłują. Nie wiedziałam co myśleć.
-Znowu będziesz płakać? - Odparła pogardliwie Biała wychodząc do przodu. Spojrzałam na nią. Stała z delikatnie rozstawionymi łapami i uszami odchylonymi do tyłu. Jej wzrok był zacięty. Emanowała od niej siła, jakby otaczając ją niewidzialną powłoką. - Zaczniesz się nad sobą użalać i mówić, że masz spieprzone życie i nie możesz z nim nic zrobić? - Prychnęła. Poczułam jak zbiera we mnie gniew. Złość spowodowała, że po policzkach spłynęły mi łzy. Kątem oka zobaczyłam jak Czarna skuliła się, a mokre krople płynące z oczu moczyły jej futro. Zerknęłam na Białą. Patrzyła na mnie z nienawiścią.
-Nic o mnie nie wiesz. - Warknęłam.
-Wiem o tobie wszystko. - Odparła spokojnie.
-A więc wiesz, że nienawidzę swojego życia!
-Jak możesz go nienawidzić skoro go nawet nie pamiętasz. - Mruknęła. Poczułam jak moje serce przeszywa milion ukłuć, jakby szpilki wbijały się w nie powoli, aby zadać jak największy ból. Uderzyła w bardzo czuły punkt. Wiedziała o tym.
-Nie pamiętasz, bo nie chcesz pamiętać. - Załkała Czarna spoglądając na mnie. Jej oczy były przepełnione bólem. - W zakamarkach swojej świadomości ukryłaś wszystko. Zaczęłaś życie od początku kasując resztę wspomnień. - Spojrzałam na kliszę przesuwającą się obok mnie. Z każdym nowym obrazem odczuwałam różne emocje. Ból, radość, smutek. Przed oczami mijały nieznane mi obrazy. - Zadano ci ból, od którego nie mogłaś uciec, aż do pewnego czasu. Straciłaś zaufanie do najbliższych. Nie potrafiłaś go odzyskać. Ci, na których liczyłaś nie pojawili się wtedy kiedy ich potrzebowałaś. Płakałaś w samotności przez cały czas ukrywając to przed innymi. Stałaś się świetną aktorką. Twoje życie to gra, nad którą straciłaś kontrolę. Nie przyjęłaś w końcu pomocy, którą Ci zaproponowano. Nie potrafiłaś tego zrobić.
-Stałaś się dla nich okrutna. - Przejęła Biała. Jej czarne oczy były we mnie wbite. Świdrowała mnie wzrokiem, który postanowiłam wytrzymać. Nie odwróciłam spojrzenia stawiając czoła samej sobie. - Nie mogłaś odzyskać zaufania, które straciłaś.
Jej słowa ucichły jakby stłumione. Poczułam jak w mojej głowie zaczynają odtwarzać się obrazy kłótni, cierpienia, łez. Skuliłam się w sobie odczuwając to ze zdwojoną siłą. Wspomnienia dawnej radości wypłynęły na wierzch, ale to uczucie uleciało ze mnie bardzo szybko. Pamięć powoli wracała. Zacisnęłam kły bez skutku starając się powstrzymać nowe łzy. Kolejne.... Znowu...
<Podkład>
-Przestań!! - Wydarłam się nie mogąc wytrzymać presji. Spuściłam wzrok. Poczułam grunt pod łapami.
-Bo? Sama to spowodowałaś. Nikt nie kazał ci byś tym kim jesteś. Sama wybrałaś tę drogę, z której nie możesz znaleźć powrotu. - Warknęła. Doskoczyłam do niej wbijając kły w kark. Poczułam jak przebijam skórę. Pisnęłam i odskoczyłam od Białej. Odczułam jak lepki czerwony płyn kapie na podłogę po drodze zlepiając futro na moim karku. Spojrzałam na MoonDance. - Zaatakowałaś siebie? Nie zrobisz tego ponownie...
-Jak będę musiała.
-Musiałabyś pokonać lęk, a nie jesteś do tego zdolna.
-Licz się ze słowami.
-Nie żartuj...
-Potrafisz tylko ranić?
-Jestem odzwierciedleniem twojej połówki. Sama sobie zadaj to pytanie.
-Zamknij się. - Szybkim ruchem przejechałam jej pazurami po łapie. Skóra pękła, a ból przeszył moje ciało.
-Idiotyzm.
-Taki jak u ciebie. - Wilczyca warknęła na tą obelgę, ale zaraz zmieniła wyraz pyska.
-Znowu ranisz. - Uśmiechnęła się triumfalnie. Chciałam na nią skoczyć kiedy stanęła przede mną zapłakana MoonLight rozdzielając nas.
-Przestań. To nie ma sensu.
-A co w życiu ma sens? - Milczała. - To, że nie mamy panowania, nad niektórymi rzeczami? Że życie nie szczędzi nam cierpienia tylko po to abyśmy zrozumieli, że bez walki nic nie osiągniemy? Mam to gdzieś. Chcę zapomnieć o tym co było. Po co pamiętać to co złe.
-A więc dlaczego nie potrafisz wybaczyć? - Odparła Biała wyłaniając się z za Czarnej. Tym razem ja milczałam. - Nosisz w sercu urazę, której nie potrafisz wymazać. To nazywasz zapomnieniem? - Spojrzałam jej w oczy.
-Nie mamy kontroli, nad niektórymi odruchami i nic tego nie zmieni. Jestem jaka jestem. Potrafię tylko biec... Nic nie robię tylko uciekam... Ale mimo to... *"Niezależnie jak długo biegnę, łańcuchy okalające moje serce nie opadają."
-Biegniesz bo jesteś wolna. Czasami trzeba odpuścić, aby zrozumieć własne błędy i móc podążyć dalej.
-Nie chcę odpuszczać.
-Więc nie zatrzymuj się w tym biegu życia. Biegnij na przód, ale zwolnij, aby zawalczyć o to w co wierzysz.
-Nie wiem w co wierzę.
-Na to pytanie nie udzielę ci odpowiedzi.
-Dlaczego?
-Bo jestem tobą. - Spojrzałam na Białą. Biła od niej siła, której ja w sobie nie mogłam znaleźć. Bardziej przypominałam tą skuloną wilczycę stojącą obok niej. MoonLight... Nie. Delikatny uśmiech pojawił się na moi pysku. Wyprostowałam się unosząc wysoko łeb. Nasz wzrok znalazł się na tej samej wysokości. Może i bywam słaba, ale nie w tedy kiedy walczę o marzenia i o to co dla mnie ważne. Spojrzałam na MoonDance wyzywająco. Uśmiechnęła się mrużąc oczy. Skinęła lekko łbem. Odkłoniłam się. - Na nas czas, tak jak i na ciebie. Chcesz poznać swoją przeszłość?
-Nie jest ważne to co było, lecz to co będzie. - Zaśmiała się tylko. Skinięciem nakazała Czarnej odejść. Ta uśmiechnęła się do mnie i wesoło odbiegła rozmywając się w ciemnościach. Biała skierowała się w jej ślady. - Powiedz mi kim jest Kired. - Przypomniałam sobie, że za wiele o nim nie wiem.
-Upadły. - To były jej ostatnie słowa. Kiedy ona się rozpłynęła klisze wokół mnie zmieniły kierunek. Zaczęły się cofać i zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Uśmiechnęłam się po nosem czując w sobie nową siłę. Zamknęłam oczy. Szera... Wracaj... Już idę. Zamknęłam oczy. Powrócę nie zważając na to co mnie czeka. Uderzenie serca. Głęboki wdech. Otworzyłam oczy i podniosłam się. Wszystko mnie bolało od upadku. Spojrzałam na niebo mrużąc miodowe oczy. Deszcz nadal padał. Uśmiehcnęłam się. Poczułam jak krople rozbijające się o moje ciało sprawiają mi radość. To jeszcze nie koniec. Racja. Spojrzałam na siebie. Byłam w postaci człowieka co mnie zdziwiło. Zsunęłam się z głazów. Przede mną stała czarna wilczyca o czarnych głębokich oczach. Uśmiehcnęłam się i podeszłam do niej wtulając twarz w sierść na jej karku. Ta pod wpływem mojego dotyku rozprysnęła się na tysiące czarnych ptaków, które zawirowały wokół mnie i utworzyły skrzydła wychodzące z moich pleców.
-Jakiś żart... - Westchnęłam zmieniając się w geparda. Później się tym zajmę. Złożyłam skrzydła, aby więcej nie myśleć o zbędnym bagażu. Spojrzałam na ciemne niebo i ruszyłam przed siebie biegiem. Wsłuchałam się w rytm wybijany przez moje łapy. Co dalej? To się dopiero okaże...
___________________________________
Obecnie wróciłam, ale niedługo prawdopodobnie czeka mnie kolejny wyjazd.
Co do opowiadania nie jest to najlepsze z tych co napisałam, ale cóż. Nie wszystko jest doskonałe.
* Cytat z "Wolf's Rain"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz