Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

11 czerwca 2010

Zadanie na głównego obserwatora. [Aldieb]

Główny Obserwator:
Widzisz, że jeden z członków stada wyraźnie dziwnie się zachowuje. Słyszałeś już o wielu podejrzeniach, między innymi, że jest przeklęty. Dowiedz się wszystkiego na ten temat i przekaż samicy Alpha. [trochę musiałam pozmieniać...]

Dzisiejszego ranka wybrałam się z Venus na polowanie. Mimo że nie należała już do HOTN lubiłam od czasu do czasu się z nią spotkać. Podczas poszukiwania zwierzyny opowiedziałam jej o ostatnich wydarzeniach w Stadzie Nocy i o tym jak Aspeney wskrzesiła Glolę. W końcu Ven zagadnęła:
- Jak Ci minęła noc?
- Dobrze.
- Ja nie mogłam spać, więc poszłam na spacer. Kiedy byłam blisko granicy swoich terenów usłyszałam dziwne hałasy – kotka przerwała, nastawiając uszu – Widzisz? Przed nami, zając.
Skinęłam machinalnie głową, ale myślami byłam gdzie indziej. Z opóźnieniem zorientowałam się, że Venus mnie wyprzedziła, skradając się do ofiary. Wypatrzyłam ‘kicacza’ i pobiegłam okrężną drogą, by zajść go od drugiej strony. Ven dała mi znaki, że możemy zaczynać. Skinęłam głową, a kotka śmignęła przez trawę płosząc zając w moim kierunku. Utkwiłam wzrok w pędzącej susami ofierze, czekając aż zbliży się dostatecznie. W odpowiednim momencie ruszyłam do ataku, wyskakując z zarośli tuż przed zającem i powalając go potężnym uderzeniem łąpy. Spojrzałam w kierunku Ven z wyszczerzem na pysku. Kotka zbliżając się do mnie zaklęła pod nosem i dała susa w bok, skacząc za uciekającym zającem. Wybałuszyłam oczy, zupełnie się tego nie spodziewałam. Ven wpiła się białymi kłami w gardło ssaka i już z martwym wróciła do mnie. Oczywiście zwymyślała mnie od niedorajd i fajtłap, ale potem nawet łaskawie postanowiła podzielić się posiłkiem [xD]. Wtedy usłyszałam za sobą znajomy rechot. Z gęstwiny wyszła Lady Killer, która najwyraźniej musiała być świadkiem całej sceny.
- Kic, kic, Aldieb. – mruknęła posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Tak, tak Moon, bardzo śmieszne –odburknęłam, ale wilczyca już się oddalała mówiąc coś jakby do siebie, ale spostrzegłszy cień podążający za nią domyśliłam się, że rozmawia z Bakarą.
Po południu przyszłam na polanę, wiedząc, że o tej porze są największe tłoki. Usiadłam tam gdzie zwykle, chowając się przed słońcem w cieniu rozłożystego drzewa. Dopiero po chwili zauważyłam, że osoby znajdujące się na polanie zawzięcie o czymś dyskutują. Wyłapałam jakieś pojedyncze słowa: „dziwnie się zachowuje”, „Co się z nią dzieje?”, a nawet padło słowo „opętana”.  Zastanawiałam się co to może znaczyć, jednak z rozmowy zebranych nie mogłam nic wywnioskować.  Podeszłam do Mi i usiadłam obok niej.
- Co się dzieje? – spytałam się, wiedząc, że gdybym rzuciła pytanie na forum niczego bym się nie dowiedziała.
- Nie wiesz? – spojrzała na mnie zaskoczona – Ona naprawdę się dziwnie zachowuje… A pomyśleć, że jeszcze dzisiaj żartowałyśmy sobie że jesteśmy opętane. – mruknęła, najwyraźniej bardzo przejęta, po czym podeszła do reszt by włączyć się w rozmowę.
A ja nadal nie wiedziałam o kim mowa.
Wiedząc, że od „kółka wzajemnej adoracji” niczego się nie dowiem, zamierzałam zaciągnąć informacji od kogoś innego, ale w tym momencie na polanę weszła Aspeney. Zaległa cisza. Sekundę potem ktoś wybuchnął sztucznym śmiechem. Bez trudu zdołałam się domyślić kto jest tym „świrusem”. Podeszłam do rudowłosej dziewczyny, która usiadła na brzegu polany, opierając się plecami o pień drzewa. Może po prostu miała zły humor…?
- Hejka As. – przywitałam się, jednocześnie spostrzegając ukryte spojrzenia posyłane w naszym kierunku.
Aspeney patrzyła na mnie przez chwilę. Zauważyłam, że jej jasne, waniliowe oczy ściemniały i jakby „zamarzły”, nie potrafiłam się w nich dopatrzyć ani krzty ciepła.
- Witaj Aldieb.
Jej głos, tak jak i oczy, a właściwie cała sylwetka, był zimny i niedostępny.
Wbiłam w nią wzrok, starając nie dać po sobie poznać, że jestem wytrącona z równowagi.
- Co się z Tobą do cholery dzieje? – niemal na nią warknęłam z nadmiaru emocji, mimo że próbowałam nad sobą panować.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, zaśmiała się tylko szyderczo, ukazując śnieżnobiałe kły.
Zimny i pozbawiony żadnych uczuć świdrował mi w uszach jeszcze długo po tym jak odeszła.
Opuściłam polanę. Zmierzałam w kierunku swoich terenów. Potrzebowałam z kimś porozmawiać, a najodpowiedniejszą osobą w tej chwili była Sanetille. W prawdzie jest niezwykle irytująca, ale przeważnie ma racje i potrafi mnie naprowadzić na prawidłowy trop.
W czasie drogi zaczęłam porządkować rozbiegane myśli. Miałam pewne podejrzenia, ale musiałam się co do nich jeszcze upewnić. Natomiast byłam przekonana, że TO nie jest Aspeney.
            Z rozmyślań wyrwał mnie stłumiony przez ściółkę tętent kopyt i odgłos przedzierania się przez chaszcze. Zwolniłam zastanawiając się kto to. Uśmiechnęłam się na myśl, że pewnie ktoś bawi się w berka, albo zorganizowali wyścigi. Ale potem zdałam sobie sprawę, że nie słyszę żadnych głosów, ani śmiechu. Z zarośli przede mną wybiegła Tiara. Kiedy zauważyła moją sylwetkę, miałam wrażenie, że chce zawrócić, ale po chwili rozpoznała mnie i zatrzymała się raptownie. Dreptała chwilę w miejscu, rozglądając się dokoła. W jej oczach dostrzegłam strach. W końcu się uspokoiła. Poczekałam, aż złapie oddech i spytałam delikatnie:
- Hej, Tiara, powiedz, co się stało?
- ONA CHCE MNIE POŻREĆ! – wrzasnęła na cały głos, po czym zdając sobie sprawę z tego co zrobiła odwróciła się gwałtownie podnosząc uszy i nasłuchując. Przestąpiła z nogi na nogę, machnęła nerwowo ogonem i znów się rozejrzała. Upewniwszy się, że nic jej nie grozi ponownie spojrzała na mnie.
- Ale kto? – spytałam, mając już w głowie gotową odpowiedź.
- Aspeney… - odpowiedziała szeptem.
Skinęłam głową, spodziewałam się tego, jednak miałam nadzieję, że się mylę.
- Dobrze… -mruknęłam i w tym momencie ujrzałam zadrapania i obdarcia na ciele klaczy – Em… idź na polanę, opowiedz co się stało, tam na pewno ktoś Ci pomoże. – mimo, że się starałam, nie udało mi się powstrzymać drżenia głosu.
Tiara skinęła łbem, obejrzała się jeszcze raz za siebie i pobiegła galopem w stronę centrum terenów HOTN.
            Westchnęłam ciężko, ale po chwili ruszyłam w przeciwną stronę, jednocześnie w myślach opracowując plan działania. Musiałam ją złapać tak, by jej nie zranić. W końcu ciało nadal należało do Aspeney i wierzyłam, że nadal w nim tkwi.
            Wpadłam do swojej jaskini. Wzięłam kilka głębokich oddechów, by się uspokoić. Stałam chwile w miejscu, rozważając kilka możliwych scenariuszy. W końcu zdecydowałam. Teoretycznie nie mogłam zębami przebić skóry Aspeney, ale wolałam nie ryzykować. Zebrałam kilka potrzebnych mi rzeczy i położyłam je w jednym miejscu. Powróciłam na środek jaskini. Wypowiedziałam kilka słów i przymknęłam oczy, czując znajome pieczenie wzdłuż całego ciała. Po kilku minutach otworzyłam oczy. Wciągnęłam z sykiem powietrze przez zaciśnięte z bólu zęby. Serce galopowało mi jak szalone. Po całym ciele rozchodziło się ostre pieczenie i tępy ból wywodzący się gdzieś z piersi.
Przemiana zawsze bolała. Nie zależnie jak często ją przeprowadzałam. Kolejny powód, dla którego nie lubiłam zmieniać się w człowieka. Wyciągnęłam długie ramiona i skrzywiłam się przyglądając im się krytycznym okiem. Nie czułam się dobrze w tej skórze. Nie potrafiłam się dobrze poruszać  na dwóch nogach. Ale kiedy Aspeney była pod ludzką postacią, łatwiej było mi ją w ten sposób złapać. Niby mogłam najpierw znaleźć As, ale podczas przeobrażania byłam całkowicie bezbronna, wolałam zrobić to w bezpiecznym miejscu.
Westchnęłam ciężko. Zarzuciłam na siebie przydługą koszulkę, wzięłam linę w rękę i wyszłam z jaskini. Ruszyłam biegiem w stronę miejsca gdzie spotkałam Tiarę. Po drodze musiałam się oczywiście wypieprzyć. Nawet kilka razy. Mówiłam już, że nie lubię ludzkiej postaci?
Jakoś tak w połowie drogi, kiedy leżałam jak długa na ziemi, zdałam sobie sprawę z tego, jaka byłam głupia. Nie miałam szans z Aspeney, która była dhampirką i zdecydowanie przewyższała mnie siłą. Podniosłam się i odgarnęłam ciemne włosy z twarzy. Otrzepałam pobrudzone ziemią kolana i dłonie, jednocześnie zastanawiając się co mogę zrobić. Bezwiednie ruszyłam przed siebie,  pozwalając by nogi prowadziły mnie gdzie chcą.
Po jakimś czasie zorientowałam się, że znajduję przed jaskinią Aspeney. Bez namysłu weszłam do środka. Owionął mnie chłodny powiew powietrza. Rozejrzałam się dokoła, spostrzegając książki, fiolki inne jakieś dziwne rzeczy, których nie ogarniałam. Z westchnieniem usiadłam na ziemi, rozkoszując się chłodnym kamiennym podłożem. Przeniosłam ręce do tyłu, by się na nich oprzeć i natrafiłam dłonią na coś prostokątnego. Podniosłam to i okazało się, że to jakaś książka. Od niechcenia zaczęłam ją wertować, przewracając kartki, jedna za drugą. W końcu natrafiłam na stronę, założoną jakimś amuletem. Z ciekawością zaczęłam czytać tekst, pisany odręcznie, czarnym atramentem. Gdy skończyłam czytać, na mojej twarzy pojawił się uśmiech pełen zadowolenia. Chwyciłam, jak się dowiedziałam, Amulet Światłości w dłoń i przeczytałam jeszcze kilka razy zaklęcie, tak by wyryło się w moim umyśle. Wstałam, odwracając się w stronę wyjścia i zamarłam jak sparaliżowana. Naprzeciwko mnie stała Aspeney. A dokładniej mówiąc Shesay w jej ciele. Powtórzyłam sobie w myślach potrzebne mi słowa, patrząc jak wargi rudowłosej dziewczyny wyginają się w złowieszczym uśmiechu. Wzięłam głęboki wdech i wymówiłam zaklęcie, dokładnie wymawiając słowa, jednocześnie znacząc amulet do góry.  Przez chwilę nic się nie działo. Widziałam jak Shesay przygląda się moim działaniom z pogardą. Najwyraźniej nie wierzyła, że mogę jej jakoś zaszkodzić. Szczerze mówiąc, ja też nie…
Nagle nastąpił błysk. Zaskoczona oślepiającym światłem, zrobiłam krok do tyłu i się potknęłam. Zamachałam rękoma, by złapać równowagę, ale skończyło się na tym, że wyjebałam się jak długa, na twardej skale, boleśnie tłucząc sobie bok. Ze stęknięciem, podniosłam się na rękach, mrużąc oczy, przy stopniowo gasnącym świetle. Kiedy całkiem znikło podeszłam chwiejnym krokiem do Aspeney, mrugając powiekami, by pozbyć się kolorowych plamek. Kucnęłam koło dziewczyny i odwróciłam na plecy, odgarniając rude włosy z bladej twarzy. Czekałam, wpatrując się w nią, dopóki się nie obudziła.
Zamrugała niemrawo powiekami, po czym gwałtownie otworzyła oczy, całkowicie przytomna.
- Dobrze Cię znów widzieć, Aspeney. – odezwałam się cichym głosem, spoglądając w jej waniliowe oczy.
- Obiecałaś… - zaczęła ochrypłym głosem i odchrząknęła – obiecałaś, że do tego nie dojdzie.
Spojrzałam w bok.
- Wiem… - mruknęłam. – jak widać, dotrzymywanie obietnic kiepsko mi idzie. – Zerknęłam na As uśmiechając się lekko. Jednocześnie zdając sobie sprawę, że spokojem malującym się na jej twarzy, kryją się silne emocje.
Westchnęłam po raz już chyba setny dzisiejszego dnia i podniosłam się z klęczek, jednocześnie pociągając Aspeney za sobą.
- Chodź, czeka Cię przepraszanie osób, którym Shesay postanowiła się naprzykrzać. – rzuciłam do niej, idąc ku wyjściu z jaskini i parsknęłam śmiechem, słysząc jak As jęknęła z niechęcią.
- Później mi to wynagrodzisz. – burknęła i podążyła za mną.

Aldieb (22:03)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz