27 czerwca 2010
Wędrowała. W krajobrazie marzenia, bo noc która ją otaczała, była
ciemna i nierealna. To wzgórze mogło być gdziekolwiek indziej na
świecie, a łagodne światła księżyca były bezkształtnym migotaniem we
mgle. Atłasowy wzrok. Cichy stanowczy szept przyprawiający o
mdłości.Upiorny i zarazem anielski. Niczym uskrzydlony demon badający
umysł. Kocica otworzyła szeroko oczy i łapała haustami powietrze
próbując przebudzić się ze złego snu.Szorstkie masywne łapy w akcie
ucieczki odbiły się zdecydowanym ruchem od wytrzymałej ziemi.Ziemi która
pochłonęła już niezliczone ilości krwi. Powietrze przesiąknięte było
strachem i nieprzyjemną dla nozdrzy nuty rozkładających się ciał.Spadła
na cztery łapy. Typowo dla kota. Jej aksamitna sierść rozwiana przez
wiatr ubrudzona była grudami gleby. Gdzieniegdzie można było dostrzec
gęstą posokę. Mimo zręczności kot nie miał szans w starciu z większym
przeciwnikiem. Obnażyła kły nerwowo rozglądając się za autorem
szeptów. Głęboka cisza przerywana przez odgłos sparaliżowanego
serca.Tylko tyle znajdowało się wokół ciemnej postaci skulonej pod
wielkim krzakiem. Pojedynczy liść spadł na jej naprężone ciało wywołując
dreszcz. Każdy oddech przyprawiał o coraz większe zmęczenie. Westchnęła
bezgłośnie wmawiając sobie że to tylko jej chora wyobraźnia nadsyła
przerażające wizje. Ruszyła truchtem. Większość mniejszych zwierząt
torowała jej drogę uciekając na boki. Czym zasłużyła sobie na wywołanie
takiego popłochu? Dla pewności odwróciła gwałtownie swój czarny pysk.
Nikogo.Zielone oczy wyrażały emocje których prosty ludzki umysł nie był
by wstanie pojąć. Przez oczodoły przebłagała pojedyncza blizna nie
dająca zapomnieć o licznych wypadach do nieprzyjaciół. Dotarła do
wysokiego dębu i wskoczyła na jedną z licznych gałęzi. Co było powodem
jej obaw? Siedząc tam w sercu dzikiego lasu ujrzała neonowe, szmaragdowe
oczy i usłyszała nieprzyjemny szept. Ten widok ukazywał
jej się tylko w głowie. Dziwne? Kocica posiadała sumienie które z
czasem zaczęło nabierać własnych charakterystycznych cech usposobienia i
wyglądu. Ale nigdy. Nigdy sumienie nie materializowało się.
Była zakochana w nie częstych rozmowach „ ze sobą”. Głos w głowie
oddawał jej przeciwieństwo. Przynajmniej w większym stopniu. Nie
chwaliła się nikomu że rozmawia z jakąś podświadomą częścią kociego
mózgu. Wierzyła że uznali by ją za wariatkę. Teraz zasunęła wpół powieki
tak by obserwować ruchliwą ścieżkę. Nieraz przechadzał się tędy królik
bądź dzik. Wystarczyło tylko zaczekać aż któreś znajdzie się pod
stanowiskiem patrolującym.
-Ściemnia się. Powinnaś wracać. – Drażniący szept przeobraził się w rozkaz.
Te
kilka słów spowodowały niemałe zaskoczenie. Kotka spadła z wysoko
ułożonej gałęzi na pysk. Głośny trzask utwierdził ją w przekonaniu że
coś złamała. Ciężki metalowy naszyjnik zerwał się z rzemyka i upadł
kilka kroków dalej. Wisiorek był dla niej najważniejszym elementem
estetycznym. Dostała go od Wandessy dawnej przywódczyni HOTN i z dumą
nosiła oznakę przynależności do stada. Szarpnęła się do góry. Była
zdolna do podniesienia się na trzy łapy więc znowu umocowała wisior na
zawiązanym, alabastrowym rzemieniu. Była by wstanie zabić wszystkich
dookoła by odzyskać sentymentalną przywieszkę. Z mgiełki wyłoniła się
jakaś postać. Szła spokojnie w kierunku kocicy. Zobaczyła wtedy wielkie
błyszczące źrenice jej oczu. Maleńkie czerwone żyłki. Błysk piękna,
pulsujący i drżący.
- Żyjesz - Szepnęłam bardziej do siebie.
- Jak można się bać własnego tworu? - Rudawa
kocica odpowiedziała nie zważając na słowa Venus. Uśmiechnęła się
kpiąco. Jej głos przeszyty był nienawiścią i zniecierpliwieniem.
Jakaś
świadoma część ciemnej kocicy kazała jej zabijać. Serce krzyczało
domagając się śmierci innej istoty. Nie mogła znieść, nie mogła
pomieścić w głowie stwierdzenia że jej sumienie żyje w osobnym ciele.
Złapała powietrze bojąc się że zaraz go dla nich dwóch nie wystarczy i
rzuciła się na przeciwniczkę. Stłumiony krzyk i krwotok towarzyszyły
bójce. Ruda postać nie broniła się. Stała tylko wpatrzona w Venus.
- Chcesz zabić swoje sumienie. To które dręczy cie za czyny złe?! – Cicho chodź dobitnie szepnęła do ucha czarnej.
Nie
mogąc wytrzymać natłoku uczuć najpierw zatopiła śnieżno białe kły w
brzuszysku. Zacisnęła szczękę wyszarpując kawał skóry i z niesmakiem
oddając z powrotem. Widząc brak reakcji złość narastała w niej
momentalnie.Rzuciła się do tętnicy. Głośny jęk wyprowadził ją z
równowagi mimo tego nie zaprzestała. Czuła jak serce rudej i jej pulsuje
w tym samym rytmie. Czuła że nie pozbawi życia jej silnie trzepoczącego
serca. Krew sama spływała do
jej ust. Została odepchnięta przez osobę trzecią. Oszołomiona upadła na
bok czując twardość podłoża. Otworzyła pysk by wydać z siebie krzyk ale
zrezygnowana zamknęła oczy. Straciła przytomność na której tak jej
zależało.
Szmaragdowe ślepia po otworzeniu
ujrzały bezpieczne i znane ściany jaskini Mi-Chan. Odetchnęła głęboko
wypuszczając powietrze ze świstem. Usiadła, słaba ale ukojona zerkając
nieprzytomnie. Jej ciało stało się tak rozkosznie ciepłe.
-
Zwariowałaś. – Uśmiechnęła się półgębkiem Mi widząc moje przebudzenie. –
Walczyłaś sama ze sobą. – Zawzięcie kontynuowała dialog. – Sama ze
sobą! Jeszcze trochę i pozbawiła byś się życia. Jesteś niebezpieczna dla
siebie. Odpocznij sobie. Naprawdę.
Mówiąc te
kilka słów przysporzyła mi wiele tematów do myślenia. Sama siebie? Czy
chciałam pozbawić się wyrzutów sama siebie unicestwiając? Teraz jednak
powinnam nie wytężać swojego obolałego umysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz