Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

8 czerwca 2010

" I'm dying, praying, bleeding and screaming. " [Aspeney]

08 czerwca 2010


***
Stała przy lustrze wody. W głowie grała kojąca, jak dla niej, melodia. Wlepiła waniliowe oczy w taflę. Wyciągnęła rękę w stronę chłodnej wody. Samotna, zaniepokojona. Na jej twarzy nie grały żadne emocje. Nic. Pustka. Dotknęła palcem tafli. Czując, jak ciesz muska jej skórę z każdej strony, posunęła rękę dalej, zanurzając całą dłoń.

Obudziła się w jaskini. Spocona, przerażona, zimna. Pojedyncze kosmyki włosów kleiły się do jej twarzy. Otarła dłonią twarz. Dotąd pełne życia oczy, zmatowiały i nie skrzyły się. Rozejrzała się po jaskini. Siedziała w samym środku szatańskiego emblematu.
Zamknęła martwe ślepia. Dłońmi oparła się na czerwonym piachu, z którego był owy wzór.
Szybka, krótka wizja przemknęła jej przed oczyma. Szaleńcza, diabelska postać. Otworzyła je. Czyżby zagościł w nich strach? Strach przed czym?
Obłąkana, zagubiona.
Ocknęła się. Machnęła energicznie ręką, jakby chciała odgonić złego ducha. Porywisty wiatr rozwiał cały znak, w którym była.
-Zniszczona doszczętnie.- Mruknęła do siebie i wstała, podpierając się ściany groty. Ustała z trudem na nogach, które co chwilę chwiały się na boki. Wyszła na zewnątrz. Promienie słońca omiotły całe ciało Rudej. Zasłoniła oczy ręką, źrenice gwałtownie się zmniejszyły.

Usłyszała tę melodię. Po raz kolejny, tak jak na początku. Rozejrzała się. Nie ujrzawszy nikogo, zanuciła.
“I’m dying, praying, bleeding and screaming.”
***
Nie czuła już pustki. Skierowała się na polną ścieżkę, otoczoną karłowatymi zaroślami. Nie zauważyła, że szare znamiona na całym ciele były znacznie ciemniejszej barwy, niż dotychczas.
Usłyszała głos drobnej blondynki. Nawet jej nie widziała, ale od razu poznała. Na jej twarzy zawitał pierwszy od wielu dni uśmiech. Zaszła żwawym krokiem na polanę. Jej oczy znów emanowały życiem. Podeszła do Luny radosnym krokiem.

-No i z czego suszysz ząbki? – Odezwała się jasnowłosa, po czym odwzajemniła powitanie uśmiechem.
-Inaczej mi. Miałam dziwny sen. Jakby ktoś wdarł się do mego ciała i chciał… Mniejsza. Cieszę się, że cię widzę. – W końcu odpowiedź miała być radosna. Ukazała dwa dłuższe kły w pozornym uśmiechu.
Luna spojrzała na unosząc jedną brew. Pierwsze zdania widocznie ją zaniepokoiły.
Rzeczywiście, nie była sobą. Bynajmniej rano.

-Dźg! – Ruda parsknęła śmiechem i dźgnęła Lu w żebra, chcąc jakoś odwieść od podejrzliwych myśli. Drobna dziewczyna potrząsnęła głową i przejechała palcami po szyi rudej, szczerząc się przy tym jak głupia.
Zamruczała i zerknęła na pokaźne drzewo. Poderwała się i wspięła się na nie, dla odrobiny oddechu.

„Sweet Sacrifice”…
-Hm? Co? – Ruda spojrzała na Lunę.
-Ale co co? – Spojrzała na nią jeszcze dziwniej, przekręcając głowę na bok.
As machnęła ręką na odchodne
-Wydawało mi się, że coś słyszę. Ze mną jest coraz gorzej. – Zakpiła z siebie.

Nieznajoma klacz zawitała na polanie.

Czuła się wolna. Od wszystkiego, lekka jak piórko, bez zmartwień. Wstała, rozłożyła ręce na boki i z pogodną myślą ruszyła krok po kroku przez gałąź.
Mada, bo tak miała na imię owa klacz, skierowała niespokojne spojrzenie na Rudą.
-Nie spadnij. – Prychnęła, nie spuszczając mnie z oczu.
-Nie spadnie. – Odparła Luna, zanim cokolwiek As zdążyła powiedzieć.

Postawiła pierwszy krok, zaraz po nim drugi sus. Obróciła się na palcach, niczym baletnica, będąc pewna siebie, szczęśliwa. Skoczyła, robiąc tym samym trzeci krok. Znalazła się w połowie konaru.
„I’m dying, praying, bleeding and screaming”
Te słowa... Niepokój zawitał na jej twarzy. Spojrzała przed siebie, jakby szukała tam wytłumaczenia. Zagubiona w myślach, nie panowała nad sobą. Wiatr dmuchnął od boku. Gołe stopy nie były w stanie utrzymać się na grubej gałęzi. Ześlizgnęła się.
Nie wydobyła z siebie krzyku. Zahaczała kolejno rękoma o gałązki, chcąc się złapać.
Luna, widząc spadającą, poderwała się i stanęła tuż pod nią. Gotowa, by złapać. Gotowa do poświęceń.
Ruda spojrzała w dół. Gałęzie obijały się o jej ciało. Poniekąd widziała zbliżającą się ziemię.
Gotowa, by umrzeć. Zacisnęła powieki i dłonie.
-Kocham Go. Kocham ją. Kocham ich, kocham was. - wyszeptała.

Nie zauważyła, że pod nią był kolejny, gruby konar. Gruchnęła na niego z impetem i całym ciężarem swego ciała. Słyszała jedynie chrzęst łamiących się żeber. Zawisła tam przez chwilę.
Nie była sobą.
Luna i Mi wdrapały się do niej, a Mada i Anaid stały pod drzewem, obserwując całą sytuację. Z nadzieją patrzyły na rudowłosą, która tkwiła na konarze w bezruchu.
-Żyje…? – Nieznajoma klacz spojrzała na dziewczyny, które starały się jakoś ‘’ocenić sytuację’’.
-Żyje, pewnie, że żyje! – Odparła mi, karcącym tonem.

-As…? Co jest? Czemu to zrobiłaś? – Blondynka starała się spojrzeć w waniliowe ślepia bladoskórej. Była w szoku. Zacisnęła dłonie, czując ból po bokach.
-Nie wiem, to nie ja, nie chciałam tego… - wysyczała przez zęby połamana dziewczyna. Mi i Lu zsunęły ją ostrożnie po drzewie. Zasiadły przy niej i czuwały.

Minęła noc. W tym czasie Aldieb zdążyła odwiedzić Aspeney w jej jaskini.
-Na co ci to? – Wypowiedziała pierwsze słowa z wyraźnym wyrzutem.
Nie odpowiedziała. Nie miała sił na tłumaczenie.
-W końcu planowałam to od miesięcy, co nie? – wywarczała, w pół siedzącej pozycji.
-Jak chcesz. – Uniosła ręce do góry, w broniącym geście. Wyszła, zostawiając ją samą.

***
Wytoczyła się po południu na polanę. Zasiadła pod tym samym drzewem. Słowem się nie odezwała. Zapanowała niezręczna cisza.
-Precz! Skoro nie chcesz się ukazać, precz! – popadła w szaleńczy gniew. Skierowała lustrujące spojrzenie na Madę. Klacz spuściła łeb, wiedząc, że ją rozgryzła.
-Ona nie żyje. Nie powróci. – Wymamrotała, nie patrząc na Rudą.
-Niech cię szlag. Masz odwagę by się pokazywać pod innymi postaciami… Ale nie masz sił i na tyle odwagi, by stawić nam czoła?! Dobrze wiesz, że nic ci nie zrobią! – wyjęczała. Gra, jaką prowadziła z nią Mada, bardzo ją zirytowała. 
-Chcesz wrócić? – Zapytała, patrząc na nią nieopatrznym wzrokiem.
-Tak, ale to nie takie łatwe.- Odparła klacz.
-Spójrz na mnie! – uniosła ton.
Klacz momentalnie uniosła łeb. Lustrowały się nawzajem.
-Wskrzeszę ją. – Wypowiedziała, po chwili ciszy.
-Wskrzeszę ją i tyle. Chcesz tego, widzę. Nie umiesz bez nas żyć, przyznaj się…- W końcu się uśmiechnęła.
Mada kiwnęła łbem na zgodę i pobiegła w stronę lasu.
Wróciła po 15 minutach. Z daleka było widać, że u boku zwisa jej ruda kita.
Aspeney uśmiechnęła się pod nosem.
-Dawaj ją tu. – Wskazała na miejsce przed sobą. Sama poszła do jaskini, nie zważając na krwawiącą ranę obok żeber. Klacz ułożyła ostrożnie ciało lisicy.
Ruda rozgniotła w naczyniu liść drzewa oliwnego – symbol długowieczności, nieśmiertelności. Dodała czerwonego piachu. Wzięła pewnie w dłoń finkę i nacięła skórę na nadgarstku. Kilka kropel spłynęło wprost do naczynia. Klęknęła obok ciała lisicy. Umiejscowiła dłonie nad jej ciałem. Robiła koliste ruchy, popadła w trans. Oczy spowiły się mgłą, zaczęła wypowiadać słowa w języku nieznanym dla innych.
„Obrócona w proch, powstaniesz”. Roztarła mieszaninę na dłoniach, tworząc drobne iskierki. Jasna poświata skierowała się na martwe, brudne ciało lisicy. Ruda, czując ogromną, przekazywaną energię, uniosła się. ‘Falowała’ w powietrzu. Nogi swobodnie zwisały, osuwały się o ziemię.

Odrzuciło ją na metr od ciała. Podbiegła na klęczkach, jakby nie mogła zmarnować czasu.
-Moja krew, twoją krwią. – Przecięła grubą, dhampirzą skórę wzdłuż dłoni. To samo zrobiła z malutką łapą lisicy. Złapała ją. Ich krew się połączyła, wydzielając mocny promień światła.
Głuche milczenie. Nikt nie był w stanie nic powiedzieć. Każdy czekał na rezultaty ‘szamańskich sztuczek’ Rudej. Spojrzała na klatkę piersiową, w oczekiwaniu na jakikolwiek ruch.
-Jest, jest! – uniosła się i przejechała ręką wzdłuż ciała lisicy. Na twarzy zawitał szczęśliwy uśmiech. – No dalej…- Spojrzała na nią zaszklonymi oczyma.
Lisica poruszyła się. Po minutach dojścia do siebie, wstała…

___
Jest to połączenie trzech opowiadań.
Jedno nawiązuje do zadania Aldieb – wytłumaczę ci na gadu, jeśli jeszcze nie wiesz, co mam na myśli.
Drugie – zadanie na Przywódcę Szamanów.
Trzecie – Wskrzeszenie Gloli, która niedługo powinna się pojawić.
No, kochane. Resztę pozostawiam wam.

Aspeney, Laaste Asem (14:28)