25 czerwca 2010
Opowiadanie na konkurs + powrót Glo >8D
***
Monstrum warcząc biegło przed siebie, z niesamowitą prędkością. Wielkie łapy uderzały o ziemię, sprawiając, że piach rozsypywał się na boki. Targana furią,pędziła niemal na oślep. Miała jednak cel, odziany w białe szaty. Z pyska ciekła jej piana, ślepia zaś jarzyły się. Już coraz bliżej.Masywne stworzenie wytężało wszystkie mięśnie, byle by tylko biec szybciej.
Zapach mokrej ziemi zaczynał być nie do zniesienia. A jednak wciąż siedziała obok leżącego zwierzęcia, na granicy świadomości, gładząc białą dłonią jego futro.
Allelujah, wstań, proszę, wstań...
Wyciągnęła z kieszeni mały worek, pełen czerwonego proszku. Wzięła z niego garść i wysypała ją w okolicy karku psa. Dotknęła opuszkami palców zamkniętego ślepia Allelujah. Tam, gdzie jej skóra dotknęła ciała zwierzęcia,przybierało ono czerwony kolor. Sama zamknęła oczy.
***
Suka zastrzygła uchem. W niesamowitym tempie podniosła się i skoczyła do gardła kobiecie. Ta jednak w tym samym momencie znów sięgnęła do małego,brązowego worka i sypnęła jego zawartością w stronę stworzenia.Allelujah syknęła, a sierść na jej grzbiecie najeżyła się.Wolnym krokiem poczęła obchodzić dwunogą, która śledziła ją spokojnym wzrokiem.
- Nie na mnie dane Ci się mścić. - Szepnęła.
Samica warknęła głośno i znów skoczyła ku mówczyni, szczerząc białe kły.Czarnowłosa błyskawicznie sięgnęła po kolejną garść proszku i sypnęła nim w oczy atakującej. Głośne skomlenie rozniosło się po lesie. A kiedy tak rządna krwi bestia otworzyła ślepia, bladej wampirzycy już nie było.
***
Czuła pianę w pysku. Zagubiona, rozwścieczona obiła się od ziemi. Nie widziała jego pyska, jednak sylwetka wydawała się znajoma. Ciągle była w dziwnym stanie. Nie mogła zrozumieć tego, co działo się wokół niej. Drzewa bujały się na boki, a nic na co patrzyła nie chciało ustać w miejscu. To ją frustrowało. Nie dawało istnieć w spokoju. Moment, w którym jej pazury przebiły skórę zwierzęcia i ten sam, kiedy zwierzę błyskawicznie odwróciło się i zaorało szponami jej bok, jakby od zawsze przygotowane na ten atak, jakby wiedzące, że samica czai się nieopodal.Odpowiadając na obronę, Jah zacisnęła bezlitosne szczęki w okolicy karku wilka. Masywniejszy i większy basior pochwycił wychudzoną za szyję i cisnął nią o drzewo. Kiedy ciało atakującej gruchnęło o drzewo, wzbijając w powietrze kłąb fioletowego proszku, którym w jej oczach pokryta była kora, ta na moment odzyskała świadomość. Na moment las stracił swe jaskrawe kolory, zatrzymał się.Wilk przed nią przestał być potworem, o stalowych kłach, a fioletowe pokrycie drzew zniknęło, podobnie jak latające między drzewami błękitne postacie. Kuląc uszy i warcząc, atakowany spojrzał w brązowo-błękitne ślepia. Krew pociekła z pyska ich właścicielki. Otrząsnęła się po szoku i znów stawał się sobą. Dlaczego wciąż tak słaba? Być może nie powinna walczyć krótko po przemianie. Wstała, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Oblizała pysk z czarnej posoki i najeżyła się, gotowa do ataku. Basior zaśmiał się ochryple i kręcąc z pogardą głową zmrużył ślepia,jednocześnie robiąc krok ku Jah.
- Quick, czekaj! - Drugi potwór nagle wyłonił się z cienia i stanął przed wilczycą patrząc jej w oczy.- Lairaia...? - Zapytał szeptem. Jego ślepia nagle zabłysły. - Co Ty tu robisz... W Naszej samotni... Skąd wiedziałaś gdzie? - Od kiedy pamiętała, zawsze był pewny siebie. Zawsze zamknięty. A teraz wydawał się niemal tak zagubiony jak Ona sama. Niemal szczęśliwy, że ją widzi.Zza krzaków wyłonił się trzeci osobnik, wchodzący w skład wielkiej trójcy i nieznana wilczyca. Tak, oni pomogą jej znaleźć to, czego szuka. Albo chociaż dowiedzieć się, czym to jest. Czego tak bardzo jej brakuje. Tymczasowe miejsce, w którym poszuka siebie.
Czy złapiesz? Nie jest to już śmierć. Śmierć już była. Wymyśl coś innego...
________
http://www.youtube.com/watch?v=KgiHw4X7kLc&feature=related
[I od tąd zaczyna się inna bajka. xP]
***
Czarne łapki muskała świeża, mokra jeszcze trawa. Kroczyłam po pochyłym zboczu, a celem mym był jego szczyt.Tak długa droga. Tyle czasu, by odnaleźć siebie. A teraz, zostało już jedynie kilka kroków. Czułam, że szczęście, które od jakiegoś czasu schowane było pod czarną płachtą lodu w mym wnętrzu, zmytą teraz przez promienie lśniącej tarczy,widniejącej na błękitnym niebie, zaczyna kiełkować na nowo. I wiedziałam, że jestem świadoma. Że mgła się rozmywa. Już tylko kilka kroków...
***
Biegła prosto przed siebie, roześmiana.Białowłose szczęście, jak zawsze w błękitnej sukni, o alabastrowej cerze. W dłoni trzymała jasną wstęgę, która wiła się tuż za nią.Emanowała, oświetlając zatopiony w ciemnościach nocy las. Zatoczyła piruet, a jasny ogon,zdawał się chętny do ucieczki, chętny odlecieć,lecz trzymany przez bladą dziewczynę, jedynie powiewał na wietrze.Wbiegła między drzewa.Cieniste postacie, zwykle dumnie kroczące, teraz zdawały się tańczyć razem z nią, delikatne i ciepłe. W samym lesie było ciemno. Zwolniła, widząc kilka metrów dalej bladą postać, siedzącą w śnieżnobiałej sukni, tuż obok ciała wielkiego psa. Mówiła coś.Dziewczyna, zwana szczęściem, zatrzymała się. Dojrzała u czarnowłosej wampirze kły.
- Allelujah jest pod opieką. Pod opieką Lairai. Wróci do życia. -
***
Czułam,że gdyby ten pagórek był o kilka metrów wyższy, nie dałabym rady go pokonać. Szłam bez przerwy od tylu dni... By tylko odnaleźć siebie.Odnaleźć, by móc wrócić i pokazać innym, że potrafię. Oddychając ciężko zrobiłam kolejny krok.
Szczyt. Podmuch zimnego wiatru sprawił, iż poczułam, że bez względu na wszystko, byłabym w stanie gnać, tylko po to, by stanąć w tym miejscu, by poczuć, że jestem w domu. Przymknęłam ślepia, zaciągnęłam się zimnym, rześkim powietrzem, niby najdroższym narkotykiem. Rude futro zatańczyło na wietrze.
W tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że od kiedy opuściłam te tereny, stąpałam na granicy świadomości. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy kolejne promienie słońca poczęły przygrzewać moje futro. Zbiegłam po zboczu, niemal na oślep. Szczęście zostało uwolnione, niemal nim promieniowałam. Stanęłam zdyszana między zwierzętami.
Mi Chan podbiegła i przytuliła mnie.Tak samo zareagowała Birdlay, Nikita oraz Tiara. Miałam ochotę wbić się w powietrze, nie byłam jednak w stanie. Tiffany, od zawsze moja młodsza siostra, wtuliła się w moje futro. Aspeney, od zawsze moja starsza siostra, zacisnęła jedynie kły i skuliła uszy. Jednak jej spojrzenie było ciepłe, przyjazne w stosunku do mnie. Aldieb, najwyższa królowa tego miejsca jedynie skinęła pyskiem w moją stronę.
Szara mgła, która zaślepiała mnie od tak dawna, nareszcie poczęła się rozmywać. Tego co czułam, nie da się okazać słowami.
Spojrzałam tęskno w stronę skał, zza których przybyłam. Cztery wilcze sylwetki wciąż patrzyły na mnie. Nie chcieli, bym tu wracała. Troje przyjaciół i ukochany... Pozostawieni dla domu. Właściwie i ich domu. Nie wszystkich. Ale jednak. I dotarłam dzięki Nim.
Chociaż ja byłam tak szczęśliwa... Nareszcie w domu...