Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

5 czerwca 2010

Z pamiętnika Kostuchy cz. 1 [Altair]

Zaczęłam pisac to opowiadanie w październikutamtego roku, jak mi było jeszcze bardzo wesoło. Dzisiaj je poprawiłam. Ostrzegam, że jest trochę przydługie.
*********
  Wieczórdwudziestego dziewiątego lutego. Roku nie pamiętam. Na logike możnajednak wziąc że był to już wiek dwudziesty pierwszy- po drogachjeździły już samochody z napędem hybrydowym i miałam juz okazjęodwiedzic ludzi, którzy odwodnili się na śmierc siedząc ponad dwa dnibez przerwy przy komputerach. 
  Stałam na rogu ulicyGrunwaldzkiej i Kaszubskiej, oglądając plan miasta Toruń. Cóż, takimarny jest mój los, że gdy zabładzę to nikogo nie mogę poprosic opomoc, bo ludzie albo przechodzą obok mnie albo przeze mnie. Dosłownie.Tak więc wywijam mapą próbując zorientowac się gdzie mniej więcej jestgóra, a gdzie dół. 
- Aha!- krzyknęłam w końcu gdy odnalazłamna mapce swój cel- ulicę Lotników. Odłożyłam plan miasta na swojemiejsce- do kosza na śmieci, i pomaszerowałam w stronę ulicy św.Józefa. 
  Tego dnia miałam odwiedzic pana w podeszłym wieku,byłego mafiozę, niestety jego imienia tak na rozkaz sobie nieprzypomnę! Ludzie mówią, że znam każdego z nich, wiem kiedy sięurodzili, wiem kiedy umrą- jakie to do nich podobne. Ludzie uwielbiająkoloryzowac. Musiałabym zapamietac wszystkie daty śmierci przynajmniejsześciu miliardów ludzi, którzy aktualnie żyją. Dodajmy do tegopozostałe miliardy ludzi z poprzednich wieków i z przyszłości. Toprawie tak, jak nauczyc się na pamięc tysiąca książek telefonicznych. Amoja pamięc jest absurdalnie prosta i krótka. 
  Idąc sobiespokojnie jakąś obskurną ulicą, jakiś facet w czarnym Audi z łysą głowąco wyglądała jak strusie jajo przejechał obok mnie i ochlapał błotemmój czarny płaszcz. Chamstwo. On chyba nie wie z kim zadziera! Wiemgdzie mieszka (teoretycznie), mogę go odwiedzic po godzinach i wywołacu niego sarkoidozę albo nasłac na niego wszy!
- Uważaj jakjedziesz łajdaku!- wrzasnęłam w stronę odjeżdżającego auta pokazujączaciśnięta pięśc. No tak, zapomniałam z tego wszystkiego, że mnie niesłyszy. Pokazałam mu środkowy palec i odwróciłam się na pięcie.
  Oh,ah, jak dobrze. Wreszcie znalazłam się na ulicy Lotników. Moje stopybyły zmarznięte tak, jakby ktoś je polał ciekłym lodem- żadne buty niesą dla mnie wygodne i mam od nich odciski, chodzę więc na bosaka, azimą jest to uciążliwe więc zakładam moje ulubione, wełniane skarpetki.Niestety skarpetki bardzo dobrze wchłaniają wodę i po kilku minutachnie czuję palców. To takie uciążliwe. Ciężkie jest życie Śmierci,wierzcie mi.
   Z obszernego rękawa wyjęłam małą, aczkolwiekbardzo ciężką i grubą książkę- biografię człowieka którego mam dzisiajzwinąc z tego świata. Każdy człowiek takową ma, nawet o niej nie wie,bo wszystkie są w tym wielkim archiwum u mojego "pracodawcy" i nigdynie trafiają do masowego druku.
  Usiadłam pod drzwiamijakiejś starej kamienicy i otworzyłam książkę na 2 391 284 687-stronie- tu znalazłam aktualny adres zamieszkania niejakiego MarcoRossi. Zachichotałam gdy dowiedziałam się, jak facet się nazywa. ImięMarco kojarzy mi się z prosiakami. Nie wiem dlaczego. Pan Marco, latsiedemdziesiąt jeden, zwiał z Włoch do Polski i mieszka teraz wposzarzałym od brudu dwupiętrowym domu z piwnicą. Skromnie, jak nakogoś kto wcześniej obłowił się w kasę. Zapukałam do drzwi. 
  Pamiętamjeszcze te czasy, kiedy wywarzałam drzwi i z wrzaskiem wpadałam dodomu. Ale w tedy jakieś czterdzieści osiem procent ludzi umierało nazawał serca, a nie na to, co tam mi napisano (a właściwie zlecono, np.na wylew). A w tedy to ciągnęło za sobą mniejszą pensję (a jest już itak mała że nie stac mnie na nędzną MP3 chociaż haruję jak dziki wółdzień i noc), i wcale nie mam zamiaru już wysłuchiwac nawijania mojegoszefa. Ale ubaw był po pachy. Tak więc zapukałam po raz drugi. Nic. Aleprzecież pali się światło, więc co jest grane?! Załomotałam pięścią wdrzwi tak mocno, że pękła mi kośc w śródręczu.
  No to sięwkurzyłam. Kopnęłam z całej siły drzwi, a te wyleciały z zawiasów i zhukiem uderzyły o podłogę. Wlazłam na drugie piętro i odszukałammiekszanie pana Rossi. Znowu drzwi gruchnęły o podłogę. 
 Niedobrze.
Zpokoju gościnnego wyleciały dwa wielkie dogi mające w oczach chrapkę namoje flaki. Zastukałam moją kosą o podłogę. Psy nagle zamarły w biegu,zamieniając się w żywe posągi. Zatrzymywanie czasu to jedna z moichulubionych sztuczek. Przeszłam do gabinetu. Pan Rossi siedział wfotelu, tak samo jak jego pieski był bardziej martwy niz żywy. Ale zato wyglądał jak mafioza- złoty zegarek, buty wypolerowane tak, żemogłam się w nich przejżec (nie żebym lubiła się przeglądac). Znowustuknęłam kosą. 
  Mężczyzna dokończył drapanie się po nosie które mu przerwałam w połowie zatrzymując czas. I w tedy mnie zobaczył.
  I wrzasnął.
No to zaczynamy teatrzyk- pomyślałam. Ale w tedy dziadek wyjął spluwę. I w tedy ja wrzasnęłam
CDN
Altair, Anioł Śmierci (15:41)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz