08 czerwca 2010
W
powietrzu rozniósł się odległy grzmot. Niebo było pochmurne, zanosiło
się na burzę. Jednak nawet na te warunki było nadzwyczaj ciemne.
Niemalże czarne.
Altair stała pod swoją ludzką postacią w
śmierdzącej, bocznej uliczce Nowego Jorku. Pochylony przed nią wampir
charczał na nią wlepiając w nią swoje nienaturalnie piękne, niebieskie
oczy. Dyszał jak ofiara hiperwentylacji. Był zmęczony. Zmęczyc wampira
to sztuka, ten jednak nie zdołał jej uciec więc zmuszony był stanąc do
walki. Nie był zresztą pierwszy.
- Czas umierac. - szepnęła do
niego robiąc krok naprzód. Z gardła wampira wydarł się dziki warkot.
Uśmiechnęła się do niego pobłażliwie. Ten w odpowiedzi skoczył w jej
stronę wysuwając kły które były imponująco długie, nawet jak na wampira.
Anioł Śmierci w ostatniej chwili rozpłynął się w czarny dym i mężczyzna
uderzył głową o mur. Zawył wściekły.
- No dalej, pokaż się. -
warknął. Coś złapało go za kark i brutalnie pchnęło na bruk. Widząc
ostrze wycelowane w jego skroń zamarł w bezruchu.
- Wiesz co
to jest, prawda? - Altair zsunęła z głowy kaptur i spojrzała wampirowi w
oczy. Patrzył na nią z pokerową twarzą. Jednak umiała odczytac jego
emocje. Niedowierzanie, bezradnośc, strach... Były to uczucia, które
bardzo rzadko pojawiało się u wampirów. To było ich wadą. Za to jej wadą
był brak współczucia.
- To Żądło. Legendarny miecz wykuty przez smoki, nasączony jadem tysiąca najpotężniejszych hydr.
Czas goni, coś szepnęło jej w głowie.
Wampir cały czas leżał w bezruchu i zezował na koniec ostrza.
- Powiedz mi proszę, ilu ludzi zabiłeś bo chciało ci się jeśc? - spojrzała
na niego z odrazą. Nie odpowiedział. Mimo to twarze osób które posłał
na drugi świat wypłynęły na wierzch jego umysłu. Kobieta z dzieckiem,
mężczyzna ze śmiesznym krawatem... Mogła to wszystko zobaczyc.
-
Fuj - skomentowała. Zanim wampir cokolwiek zauważył leżał już martwy a
stara, skrzepnięta krew ciekła leniwie z rany na jego czole. Rany po
Żądle.
Altair przykucnęła przy nim ze zrezygnowaniem i
dotknęła dłonią jego twarzy. Spod jej palców wydobyło się słabe, białe
światło. Z ciała mężczyzny zaczął ulatywac biały dym, niezauważalny dla
ludzkiego oka. Wykonała kolisty ruch ręką mrucząc pod nosem określoną
formułkę. Dym zabłysnął i rozpłynął się w powietrzu.
Czarnowłosa
dziewczyna wstała i wyczyściła brudną chusteczką ostrze. Spojrzała w
górę, na dach któregoś z tych opuszczonych budynków.
Jakaś postac mignęła jej przed oczami, niczym duch.
A może jej się zdawało..?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz