Doszłam do strumyka, na drugą stronę można było przejść jedynie po niezbyt szerokiej kłodzie zwalonej brzozy. Weszłam na korzenie powalonego drzewa i postawiłam stopę na konarze. Zamknęłam oczy i delikatnie rozłożyłam ręce. Nie czuję nic. Zrobiłam krok. Wyprana z emocji. Kolejny krok. Zaczyna boleć. Krok. Przeszywa mnie ból, na wskroś. Krok, zachwiałam się. Czemu nie ma mnie kto przytrzymać? Wesprzeć... Wzięłam głęboki wdech, ale powietrze nie przyniosło ulgi. Stałam pewnie, na środku kłody. Usiadłam na niej, a moja stopa delikatnie zanurzyła się w wodzie. Mogłam wstać i przejść na drugą stronę rzeki, wrócić na początek, lub zejść na dół. Wstałam, rozpięłam czarną koszulę, zsunęłam wytarte ciemne jeansy. Zeskoczyłam do wody.
-No expression, no expression... - Zanurzyłam się w wodzie cała, kiedy się podniosłam woda spływała po mojej twarzy, kosmyki włosów przykleiły się do policzków. Nic nie widziałam. Zanurzyłam się ponownie. Pod wodą otworzyłam oczy. Czegoś mi zabrakło. Opuścił mnie ten przerażający ból. Czułam chłód bijący od mojego ciała. Jakaś aura roztaczała się naokoło mnie. Płynęłam, wciąż płynęłam. Szalony, szalony pędzący świat.
Teraz wróciła rozpacz, pomieszana ze strachem i niemocą.
-The dreams in which I'm dying are the best I've ever had. Czemu mi to robisz... - W końcu wynurzyłam się i odgarnęłam włosy z twarzy. Po policzkach spływały mi krople, ale nie wody. Krwi. Łzy, moje krwiste łzy. W tym momencie nie było mnie takiej jaką mnie wszyscy znali, nie było mnie takiej jaką On miał.
Wyszłam na brzeg rzeki i usiadłam na ziemi. W samej bieliźnie, krew z moich oczu spływała po moich policzkach, brodzie, piersiach i kończyła na zmoczonym piachu robiąc szkarłatne plamy. Poczułam, że umarłam. Po raz kolejny w moim martwym życiu umarłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz