25 lipca 2010
Wyszłam
z jaskini wdychając w nozdrza rześkie powietrze. Ruszyłam powoli przed
siebie, stąpając po mokrej od rosy trawie, jednocześnie zdając sobie
sprawę z dokuczliwego drapania w gardle.
Urgh. Walić to. Najwyżej się rozchoruję.
Przyspieszyłam do biegu rozkoszując się ciepłymi powiewami powietrza i rozmyślając o tym co zrobię, jak dotrę do celu.
Wczoraj
wieczorem dopytałam się Tiary, gdzie dokładnie znajdowała się chatka,
na którą trafiła podczas wykonywania swojego zadania. Ti razem z Aspeney
zabiły ludzi w niej mieszkających, ale chatka nadal stała. Jakiś głupi
człowiek mógł się tam wprowadzić, zacząć wycinać lasy lub wymyślić
jeszcze coś idiotyczniejszego. Już samo to, że wybudowali tą chałupę na
NASZYCH terenach było niedopuszczalne. Budynek należałoby zniszczyć, ale
chatka stałą tam tak długo, że mogły się wprowadzić do niej jakieś
zwierzęta, a w środku mogły pozostać przedmioty szkodliwe dla
środowiska, albo takie które po podpaleniu by wybuchły. Chciałam się
najpierw ich pozbyć, nie mogłam ryzykować.
Zwolniłam
wyczuwając słaby zapach ludzki. Szłam, ostrożnie stąpając po ściółce
leśnej i rozglądając się uważnie dokoła. Odskoczyłam przestraszona,
kiedy szturchnęłam łapą jakąś puszkę, po czym syknęłam ze złością przez
zęby.
- Trudno - mruknęłam - później się tym zajmę.
Ruszyłam
dalej, z niesmakiem patrząc na szkody, jakie pozostawili po sobie
dwunożni. Mimo, że czas zdążył je już zatrzeć, nadal były widoczne.
W
końcu ujrzałam drewniany budynek. Zdwoiłam czujność, obserwując go z
uwagą. Trawa w okolicy była wydeptana, rośliny połamane, a zauważyłam
też kilka ściętych drzew.
W
tym momencie wyczułam obcy mi zapach. Czułam już go wcześniej, ale nie
zwróciłam na niego większej uwagi. Teraz woń była dużo silniejsza. Było w
niej coś znajomego, jednak nie mogłam dopasować jej do żadnego ze
znanych mi stworzeń.
Pewnie
ludzie coś ze sobą przytargnęli i teraz się zepsuło - pomyślałam i nie
wyczuwając niczyjej obecności podeszłam bliżej, na werandę i stanęłam
przed drzwiami. Uniosłam przednie łapy, lewą opierając na drewnie, a
prawą naciskając klamkę. Nic z tego. Drzwi były zamknięte na klucz.
Poszłam za róg domu i znalazłam tam otwarte na oścież okno. Oparłam się
przednimi łapami o parapet, zaglądając do środka. Meble i wnętrze było
wykonane z drewna. Nie zauważyłam żadnych ozdób, ani zbędnych
przedmiotów. Pod oknem stała komoda, po jej dwóch bokach identycznie
pościelone łóżka. Dalej, po lewej stronie był stół, a naprzeciwko drzwi
wejściowe. Tuż za stołem znajdowało się wejście do jakiegoś
pomieszczanie, jednak z miejsca, w którym stałam, nie dało się tam
zajrzeć. Dalszy widok zasłaniało mi przepierzenie, zaczynające się od
prawej ściany i kończące się na środku pokoju. Na lewo od niego, za
przejściem, był mniejszy stolik, jednak tak samo jak poprzedni był
pusty. Za przegrodą zauważyłam jakieś maszyny. Wyglądały dziwnie w tym
miejscu, kontrastując się z drewnianym wystrojem wnętrza. W całym
pomieszczeniu panował idealny ład i porządek, miejsce wyglądało na
nieużywane od miesięcy.
Odepchnęłam
się od okna i powędrowałam dalej, otaczając dom. Do jego tylnej ściany
było dobudowane jakieś dodatkowe pomieszczenie, z wielkimi podwójnymi
drzwiami, jednak były zamknięte na kłódkę. Nie mając ochoty się z nimi
siłować, powróciłam pod okno.
Wskoczyłam
do pokoju, odpychając się od parapetu, by przeskoczyć nad komodą i
wylądowałam na podłodze. To co rzuciło mi się najpierw w oczy, to brak
jakichkolwiek zanieczyszczeń. Nigdzie nie było plam, pleśni czy kurzu,
czego można byłoby się spodziewać po opuszczonym domu. Poszłam dalej,
stukając pazurami po drewnianej powierzchni. Zajrzałam za cienką
ściankę, ze zdziwieniem odkrywając cały rząd mechanizmów, poustawianych
pod dwoma ścianami. Zauważyłam kilka znanych mi komputerów, ale reszty
urządzeń nie potrafiłam rozpoznać. Niektóre miały ekrany, inne same
przyciski i dźwignie. Były różnych rozmiarów, niektóre stały na stołach,
a inne były tak duże że, żeby się zmieścić, musiały zostać umieszczone
wprost na podłodze. Ciche buczenie zdradzało o tym, że maszyny były
włączone.
Coraz
mniej mi się to podobało. W dodatku wewnątrz chatki, niezidentyfikowany
zapach był jeszcze silniejszy. Nieprzyjemny dla nozdrzy, sprawiał, że
rodził się we mnie niepokój.
Zerknęłam
w bok, po raz pierwszy zauważając jeszcze jedne drzwi. Zaciekawiona,
postąpiłam tak samo jak przy drzwiach wejściowych, ale te w
przeciwieństwie do poprzednich, z łatwością ustąpiły. Z pomocą nikłego
światło docierającego tu z trudnością z otwartego okna, zajrzałam do
środka. Pokój był mały i kwadratowy. Naprzeciwko mnie stało mahoniowe
biurko, z przysuniętym do niego krzesłem. Na podłodze leżał beżowo
brązowy dywan. Po za tym w pomieszczeniu, tak jak i w pozostałej części
chatki, nie było żadnych ozdób. Weszłam do środka, z nadzieją, że znajdę
coś na biurku. Nagle, poleciałam na pysk, zahaczając łapą o szmatę leżącą na podłodze[tekst
by As 8D] i tracąc równowagę. Odwróciłam się ze złością, z zamiarem
ochrzanienia, niczemu winnego przedmiotu, jednak w tym momencie w
deskach ujrzałam metalową płytę. Odsunęłam materiał, odsłaniając, cały
kwadrat połyskującego tworzywa. Przy jednym boku blachy był umieszczony
mały okrąg. Po chwili domyśliłam się, że służy do podnoszenia metalowej
zapadni. Złapałam uchwyt zębami i pociągnęłam z całej siły. Nic.
Zaparłam się łapami o podłogę i pociągnęłam jeszcze raz. Klapa powoli
się uniosła. Ciągnęłam dalej, cofając się kilka kroków, w końcu blacha
otworzyłą się i spadła z hałasem na ziemię, ukazując kamienne schody
prowadzące w dół i po kilku stopniach niknące w ciemnościach.
Rozejrzałam się po pokoju, w poszukiwaniu jakiegoś przenośnego źródła
światła, ale nic takiego nie dostrzegłam.
- Trudno – mruknęłam sama do siebie i weszłam na schody, wkraczając w mrok. Po
kilku minutach, nie byłam wstanie nawet dostrzec swoich łap. Chwilę
potem schody się skończyły, zmieniając się w równą powierzchnię.
Nieprzenikniona ciemność przytłaczała mnie z każdej strony, paraliżując
umysł i napełniając serce lękiem. Ostrożnie stawiałam kroki, wytężając
wszystkie zmysły, by nie nadziać się przypadkiem na jakąś przeszkodę.
Nagle
odskoczyłam zaskoczona, wyczuwając z mojej prawej strony pustkę.
Zamarłam w oczekiwaniu, nie wiedząc czego się mogę spodziewać.
Chwila… uspokój się idiotko. To przecież oczywiste, że mogą być tu jakieś odgałęzienia. – skarciłam samą siebie w myślach.
Ruszyłam
dalej, omijając boczne przejścia i idąc przez cały czas środkiem
tunelu. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, z tego, że dobiegają mnie
czyjeś głosy. Ludzkie głosy…
Próbowałam
wychwycić z nich jakieś słowa, jednak wciąż byłam za daleko. Moje
mięśnie mimowolnie się napięły, gotowe w każdej chwili by ruszyć do
ataku lub ucieczki. Z
każdym krokiem coraz wyraźniej słyszałam głosy. Ludzi było dwoje,
kobieta i mężczyzna. Rozmawiali swobodnie, najwyraźniej nie spodziewając
się, że ktoś ich może podsłuchać.
Zatrzymałam
się, zauważając przymknięte drzwi, z pod których sączyło się jasne,
żarówkowe światło. Podeszłam bliżej, w nadziei, że dowiem się czegoś
więcej.
-
Obiekt 321 jest bardzo silny. Jestem ciekawa jaki będzie efekt naszych
prac nad nim. – moich uszu wyraźnie dobiegł kobiecy głos.
- Tak, ale wygląda na zwykłego wilka, raczej nie pochodzi z tamtego stada. - padła odpowiedź.
Stada...? Coraz
bardziej zaciekawiona, przesunęłam łapą drzwi i wetknęłam między nie, a
framugę, nos, zerkając do środka. Podłoga była pokryta szaro-białymi
kafelkami. Całe wnętrze przypominało laboratorium, którego nigdy na oczy
nie widziałam, ale słyszałam z opowieści. Na środku stał stół
operacyjny, na którym leżał wilk. Jednak nie wyglądło na to, by
pochodził z HOTN. Nad nim pochylała się rudowłosa kobieta, w białym
fartuchu. Wyczułam od niej zapach, który unosił się w chatce i całej jej
okolicy. Znowu coś powiedziała, kierując słowa do osoby, która nie
sięgała mojego pola widzenia. Odpowiedział ochrypły, niski głos.
Kobieta
spojrzała w moim kierunku. Zaskoczenie wykrzywiło jej kształtną twarz,
usianą piegami. Krzyknęła coś, czego nie zrozumiałam i rzuciła się w
moim kierunku. Odskoczyłam od drzwi, ale drogę zagrodziła mi kamienna
ściana tunelu. Z pokoju wybiegły dwie postacie, zagradzając mi przejście
w obydwie strony. Przejście do laboratorium było wolne, ale wiedziałam,
że wchodząc tam pozbawiłabym się szans na ucieczkę. Przyjrzałam się
postaci, stojącej po mojej lewej stronie. Barczysty mężczyzna obserwował
mnie uśmiechając się złośliwie. Był wielki jak na człowieka. Całą swoją
posturą przypominał raczej niedźwiedzia. Jednak to co zdumiało mnie w
nim najbardziej to prawe ramię. Całe było wykonane z metalu.
Podskoczyłam
z piskiem, kiedy nagle, tuż obok mojego ucha, strzelił bicz. Rudowłosa
też miała metalową protezę, ale tylko dłoni, w tej chwili wyrastał z
niej długi bat. Nie mogła z czymś takim prowadzić żadnych badań, więc
domyśliłam się, że jakimś sposobem musiała wymieniać końcówkę.
Uśmiechnęła się niemal dobrotliwie i odezwała przymilnym głosem.
- No chodź, nie zrobimy Ci krzywdy.
Ta, a ja jestem królikiem i kopie dziury. – pomyślałam ironicznie.
Zerwałam
się z miejsca, biegnąc w stronę mężczyzny, ale nagle zrobiłam zwrot i
skoczyłam na kobietę. Zamiast ją zaatakować, odepchnęłam się z całych
sił, przewracając ją na ziemię i zawracając skoczyłam na ścianę, a potem
tuż pod nogi drugiego człowieka. Z radością dostrzegłam jego
zdezorientowaną minę i prześlizgnęłam się pod jego umięśnionymi nogami.
Już chciałam pobiec dalej, ale w tym momencie otrzymałam potężne
uderzenie metalową pięścią w głowę. Ostatnią myślą, jaka ukazała mi się
przed straceniem przytomności było to, że to niemożliwe, żeby tak szybko
zareagował.
***
Zamrugałam
powiekami, próbując otworzyć oczy. Ostre światło raziło mnie,
sprawiając ból. Chciałam podnieść łeb, ale nie miałam dość sił. Byłam
taka słaba…
W końcu udało mi się otworzyć oczy. Ze
zdziwieniem stwierdziłam, że znajduję się w klatce. Łapy miałam
związane sznurem. Nagle świat przesłoniła mi twarz tej samej rudowłosej
kobiety. Nachyliła się nade mną, wkładając rękę między pręty. W dłoni
trzymała strzykawkę. Wbiła igłę w moją łapę i wstrzyknęła zawartość.
Sierść na grzbiecie zjeżyła mi się ze złości. Gdybym mogła z rozkoszą
rozszarpałabym ją na strzępy. Ale nie miałam sił by nawet kiwnąć palcem.
Obraz mi się rozmazał. Znowu ogarnęła mnie ciemność.
-----------------------------------------------------------------------------------
no.
To teraz macie mnie ratować 8D
Be se postanowiłąm z siebie zrobić ofiarę O3o'
----
Dobra, coś o tych ludkach:
Prowadzą
badania i eksperymenty, na zwierzętach z HOTN, ponieważ odkryli, że
zwierzęta z naszego stada, nie należą do zwyczajnych. Biedny wilk
którego badali, musiał przez pomyłkę wkroczyć na nasze tereny.
Jednak
sami Ci ludzie też nie są zwyczajni, pomijając metalowe protezy,
odznaczają się niewiarygodnym refleksem, szybkością i zwinnością.
----
Następną część pisze Aspeney. W drugiej części masz wprowadzić resztę osób o3o'
Osoby,
które chcą wziąć udział w stadnym opowiadaniu muszą podpisać się pod tą
notką. Jednak tym samym zobowiązują się do napisania chociaż jednej
części!
Dobra, mam nadzieje że opowiadanie sie podoba o_o'