Podkład muzyczny
Byłam
łowcą, a stałam się zwierzyną. Drapieżnik, gdy się pomyli ma zawsze
drugą szansę. Dla ofiary pomyłka oznacza śmierć. Teraz tak było. Znowu?
Niby nigdy nic nie dzieje się dwa razy tak samo, ale jednak wszystko
jest ze sobą powiązane...
Biegłam długo nie pozwalając
sobie zwolnić. Wszystko działo się nie po mojej myśli. Siły zaczęły mnie
opuszczać. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zawsze bieg sprawiał mi
radość lecz teraz przemienił się w tragedie, której nie potrafiłam
zapobiec. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Nie... Nie teraz.
Zobaczyłam prześwit między drzewami. Moja szansa. Teraz, albo nigdy.
Wbiłam pazury w ziemię, wyprężyłam grzbiet i resztkami sił wybiłam się w
przód nabierając prędkości, która nie była bezpieczna dla mojego
wycieńczonego ciała. Wszystko postawiłam na jedną kartę. Zobaczymy jak
silna jestem. Poczułam jak gałązki chłostają mnie po pysku i bokach.
Niektóre zadrapania zostawiały po sobie cieniutkie, zabarwione na
czerwono kreski. Poczułam szarpnięcie koło oka. Wyczuwałam jak nacięcie
powoli wypełnia się krwią, a mała kropla delikatnie spływa po futrze.
Moje myśli zwróciły się ku elfowi. Akair był mocny i sprytny, ale w
szybkości nie mógł mi dorównać. Tym razem to ja byłam górą. Uśmiechnęłam
się lekko. Moją radość jednak coś przerwało. Poczułam jak kręci mi się w
głowie. Zachwiało mną. Coś musnęło mój bok. Kątem oka dostrzegłam
masywne drzewo, które minęłam o włos. Oczami wyobraźni ujrzałam siebie
wbijającą się w pień drzewa z trzaskiem. Zacisnęłam kły starając skupić
się na drodze, ale czułam, że jeszcze trochę, a stracę kontrolę nad
mięśniami. Drzewa rosły już coraz rzadziej. Niedługo wydostanę się z
tego cholernego lasu. Zapomniałam jak dawno nie biegałam po wolnej
przestrzeni. Tutaj czułam się jak w jakimś zamknięciu. Dopiero teraz
doszło do mnie jak tu jest ciasno. Każdy cień rzucany przez roślinę był
niczym pręt od klatki... Poczułam lekki powiew wiatru, który wcześniej
ginął wśród twardej ściany lasu. Nareszcie... Wybiegłam na otwartą
przestrzeń. Nie dane mi się byłą nią cieszyć. Usłyszałam za sobą głos.
Zbliżała się pogoń. Biegłam dalej przed siebie nie zatrzymując się i nie
zwalniając. Nie odpuszczę. Póki wystarczy mi sił. Tym razem nie dam się
tak łatwo. Moje myśli powoli stawały się rozbiegane.
Dasz radę.
Dam... A jednak. Los przygotował dla mnie co innego. Ujrzałam
otwierającą się przede mną przepaść. Zatrzymałam się zostawiając ślady
po pazurach. Podeszłam do krawędzi zerkając na czarne chmury ukrywające
błękit nieba. Odwróciłam się widząc sylwetkę nadbiegającego wilka. Nie
dam mu wygrać. Spojrzałam w dół na skaliste zbocze. Wyobraziłam sobie
jak to będzie wyglądać. Nie będę się zastanawiać. Zamknęłam oczy. Teraz
ja pociągnę za sznurki... Chciałam zrobić krok w przód, ale nie mogłam.
Nie.. Nie dam rady sama tego zakończyć. Jestem na to zbyt słaba...
Dlaczego? Teraz kiedy w końcu postanowiłam odzyskać kontrolę nad swoim
życiem wszystko idzie nie tak jak trzeba. Co teraz? Nie miałam zamiaru
się poddać, ale nie wiedziałam jak walczyć. Czułam się jak mały bezradny
kociak chcący stanąć po raz pierwszy o własnych siłach, ale nie
wiedzący za bardzo jak się za to zabrać, a tym bardziej jak to zrobić.
-Nie waż się iść dalej! - Krzyknął elf.
-Bo? - Poczułam jak słabnę. A więc? Co dalej?
Nie...
Podkład muzyczny
Zmęczenie
mnie dopadło. Zdziwiłam się tylko, że tak późno to się stało. Moje
ciało osunęło się ostrożnie nie napotykając na swej drodze stałego
gruntu. Powoli opadłam w przepaść. Lot w pewnym sensie sprawiał mi ulgę.
Czułam, że już nic mnie nie trzyma. Powinnam się bać. Bać tego co
będzie później. Bólu, który czeka mnie przy spotkaniu z ziemią... To
jednak nie miało teraz większego znaczenia. Poczułam tylko swobodę
jakiej nigdy nie miałam. Dlaczego to musiało się tak skończyć? Nie wiem.
Jest to tajemnica, która nigdy nie zostanie ujawniona. Ale czy to teraz
ważne?
Ziemia znajdowała się bliżej niż mi się wydawało. Moje
bezwładne ciało obróciło się parę razy i uderzyło o skały. Pisnęłam
tylko. Na nic więcej nie miałam już siły. Zamknęłam powieki. Poczułam
jak wiatr tańczy w mojej sierści kołysząc ją delikatnie na boki. Tak
dawno tego nie robił. Jednak po chwili uciekł wirując radośnie między
półkami skalnymi. Zapadła cisza, która jednak nie trwała długo.
Usłyszałam jak pierwsze krople deszczu spadają ku ziemi w swoim własnym
wyścigu, aby potem tylko rozbić się o nią. Poczułam jak woda powoli
wsiąka w moje futro łagodząc ból i przynosząc ukojenie. Spłukała ona
krew i bród z mojego ciała. Leżałam nie mogąc się ruszyć. Przymknęłam
powieki. Wypłynęły spod nich łzy, które znikły zmieszane z kroplami
deszczu. Nikt nie zauważy, że płaczę...
Przepraszam... Nie przepraszaj... To jeszcze nie koniec...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz