Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

24 lipca 2010

Początek bez końca cz.IV [Szera]

24 lipca 2010

Nadal otaczała mnie ciemność, ale powoli wracała do mnie świadomość tego co się dzieje i tego co się przed chwilą stało... Powróciły też wszystkie bodźce ze zdwojoną siła. Poczułam jak pieką mnie płuca, a w uszach nadal mi szumiało. Napady drgawek osłabiły mnie całkowicie. Zacisnęłam szczękę. Nie chciałam się teraz budzić. Mimo wszystko wolałam pozostać w stanie błogiej nieświadomości. Nic Ci nie jest? Instynktownie otworzyłam oczy i uniosłam się. To nie był głos elfa. Rozejrzałam się. Nikogo nie było. Gdyby nie ognisko, które płonęło cichymi trzaskami przypominając o swojej obecności nic bym nie widziała. Kto to mógł być? Głos wydawał mi się bardzo znajomy. Poczułam ukłucie w sercu. Spojrzałam w niebo, jakbym tam chciała ujrzeć odpowiedź na swoje pytanie. Przypominało ono otchłań, w której nieświadomie można się bezwiednie zanurzyć. Tylko ogromna tarcza srebrzystego księżyca przywracała świadomość. Popatrzyłam na płomień wesoło tańczący i pochłaniający gałęzie w swoich gorących objęciach.
-Co cię gnębi? - Usłyszałam głos elfa. Obróciłam powoli łeb. Mogłabym przysiąc , że przed chwilą go tutaj nie było. Siedział po turecku spoglądając na mnie jakby chciał przeniknąć w głąb mojej duszy, ale bez powodzenia. - Byłem po drewno. - Spojrzałam na kupkę gałęzi leżącą koło niego. Nie usłyszałam go. Jak to możliwe? Nie myśląc o tym więcej przeniosłam wzrok na płomienie.
-Czego ode mnie chcesz? - Zapytałam spokojnie. Nie miałam obecnie siły, aby rzucić się na niego, choć miałam na to wielką ochotę. Ocalił Cię. Podniosłam raptownie łeb rozglądając się.
-Coś się stało?
Nie zwróciłam uwagi na zadane mi pytanie. Zawiedziona, że nikogo nie zauważyłam spuściłam łeb. Elf nadal czekał na moją reakcję, ale nie miałam zamiaru zaszczycić go odpowiedzią.
-Widzę, że inaczej się nie da. - Kątem oka zauważyłam jak wstaje i rusza w moją stronę. Chciałam odskoczyć, ale nie zdążyłam. Wyczerpane ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Elf szepcząc w nieznanym mi języku przyłożył do mojego ramienia okrągły przedmiot, który w kontakcie ze skórą rozbłysł niebieskim światłem. Z gardła wydobył się przeraźliwy, pełen bólu krzyk. Poczułam jak elf przyciska mi łeb do ziemi tłumiąc przerażający dźwięk, którego echo nadal powracało. Zobaczyłam poświatę powoli otaczająca moje ciało. Mimo otumanienia doszedł do mnie krzyk w głowie. Krzyk pełen bólu, rozpaczy i cierpienia. Smutek ogarną mój umysł. Łzy, które hamowałam zaczęły spływać mi po policzkach. Ból rozchodził się od ramienia po całym ciele. Wszystko mi drętwiało, ale tym razem nie pozwoliłam, aby ogarnęła mnie ciemność. Zacisnęłam kły aby nie zemdleć.
-Spokojnie. Jeszcze trochę. - Głos elfa był łagodny i kojący. Spojrzałam na niego z nienawiścią. Miałam ochotę zanurzyć kły w jego ciele. Po chwili uśmiechnął się radośnie i odskoczył. Skoczyłam za nim, ale poczułam, ze coś jest nie tak. Zachwiałam się tracąc równowagę i upadłam.
-Co je.. - Urwałam spoglądając na swoje łapy... a raczej na dłonie. Podczołgałam się do wody i spojrzałam w taflę. Odbijała się w niej kobieca twarz. Miała jasnobrązowe, długie, pofalowane włosy okalające jasną twarz z piegami. Elfie uszy wystawały zza gęstych fal. Jedyne co było znajome to oczy o miodowym kolorze. Z piskiem rozpaczy odsunęłam się od wody. Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie dopasowaną do koloru moich oczu sukienkę do połowy uda, a moje odsłonięte ramiona ukazywały czerwony symbol, o którym całkiem zapomniałam. Przeniosłam wzrok na elfa. Obraz rozmazywał mi się od łez.
-Witaj Temari. Pewnie mnie nie pamiętasz. Jestem Akair. - Skłonił się lekko i spojrzał na mnie jakby... z miłością. - Witaj w domu ukochana.
Tego było za wiele. Miałam już dość wrażeń jak na jeden dzień.
-Coś ty ze mną zrobił?! Przywróć mi moją prawdziwą postać! - Wrzasnęłam nie kontrolując się.
-To jest twoja prawdziwa postać. - Odparł łagodnie.
Potrząsnęłam głową siadając w pozycji embrionalnej. Położyłam głowę na kolanach wybuchając płaczem. Już nie mogłam wytrzymać. Poczułam się bezsilna..
Wracaj do domu! Podpowiadał mi głos w głowie. Ale po co?

Podkład muzyczny.
Po co miałam wracać? To nie był mój świat, nie potrafiłam się w nim odnaleźć. To nie było moje życie, nie potrafiłam go kontrolować. To nie byłam prawdziwa ja, chociaż nie udawałam na co dzień. Po prostu moje JA nie istniało. Byłam marionetką, której sznurki od czasu do czasu były pociągane przez różne osoby, które się litowały lub robiły to dla własnych celów. Życie to nie bajka. Wielkie mi odkrycie... Wie to każdy kto choć trochę go zakosztował. Nie wielu je przetrwa do końca. Zostaną ci najsilniejsi. A ja taka nie jestem. Jestem słabeuszem, który użala się tylko nad sobą i nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce. Tylko czekałam na wyrok kolejnej osoby. Poczułam jak kolejne łzy spływają mi po policzkach. Kolejna oznaka słabości. To prawda. Miałam przyjaciół, na których mogłam polegać i przyjaciółkę, której mogłabym bez obaw powierzyć swoje życie. Miałam też Kireda, którego bezmyślnie odrzuciłam i kazałam Mu zniknąć z mojego życia. Jak widać posłuchał... Jak zawsze... Byłam bezmyślna kiedy niedoceniłam tego wszystkiego.  A teraz kolejna osoba pociągnęła za sznurki. Teraz żadne z nich mi już nie pomoże. Bo życie to nie bajka, a ja nie jestem jej główną bohaterką... A teraz jest już za późno...
Mimo to podniosłam się. Poczułam jak powietrze zafalowało wokół mnie.
-Sama zadecyduję kim jestem. - Wycedziłam przez zęby. - I nie mów do mnie ukochana Temari. Zwą mnie Szera. - Warknęłam. Zdziwiło mnie to. Poczułam jak wracają mi siły. Spojrzałam na łapy. Tak. To były łapy. Odzyskałam swoją postać geparda. Odsłoniłam kły i spojrzałam na Akaira.
-To niemożliwe! Procesu nie można odwrócić! Nigdzie nie popełniłem błędu! - Krzyknął z wściekłością ukazując się jako wilk. - Zostaniesz tu.
-Spróbuj mnie zatrzymać. - Rzuciłam mu wyzwanie.
-Nie zrobię ci krzywdy najdroższa.
-Twoja strata. - Rzuciłam się na niego. Syknęłam przygniatając go do ziemi. - A to za najdroższą. - Wbiłam kły w jego łopatkę. Pazury samowolnie wysunęły się robiąc kolejne rany na jego ciele. Mimo to nie chciałam go zabić. Teraz wolałam odejść z tego miejsca. Uniosłam łeb czując jak dreszcz rozchodzi się po moim ciele. Zanim nadeszła fala gorąca odbiłam się i puściłam pędem przed siebie. Może jeszcze jest szansa, aby odmienić to nędzne życie? Nie... Może jest szansa, że mi wybaczą? Tak. Skryłam się już w lesie, gdy usłyszałam uderzenie kolejnych czterech łap. A więc postanowił mnie gonić...
Szera (16:18)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz