"Tam
gdzie się kończy horyzont
Leży
nieznany ląd.
Ziemia
jest troszkę garbata,
więc
go nie widać stąd."
Cegły,
poustawiane jedna na drugiej. Kiedy wreszcie jesteś w stanie przekroczyć linię
horyzontu, napotykasz właśnie mur.
Dlaczego
nikt go nie widział? Dlaczego wszyscy chcący zobaczyć, co faktycznie znajduje
się za linią łączącą niebo z ziemią rezygnowali w końcu z wędrówki, dochodząc
do wniosku, że wmawiane im pierdoły na temat kulistości ziemi są prawdziwe? I
dlaczego, do jasnej cholery, te, które chciały wierzyć we wmawiane pierdoły
mimowolnie sunęły przed siebie, aż nie dotarły do muru?
*
Teraz
siedziała, zgarbiona, zwieszając nogi w dół terakotu. Wzrok wbijała w dal
zasnutą mleczną mgłą. Na ramiona narzucony miała ciemny płaszcz, na głowie
czapkę z pomponem. Uniosła zawiniętą w papierek chałwę i odgryzła kawałek przez
chwilę smakując go w ustach. Przełknęła, zwracając się do bratniej duszy obok
siebie - Wiesz, jakie to jest tuczące? - W Jej głosie dało się wyczuć nutę
ponurego rozbawienia.
*
Stara,
roztaczająca wokół woń wspomnienia po zmarłej właścicielce sofa, stojąca
samotnie pod śmietnikiem. Wyblakła, darzona sentymentem, niepotrzebna, a kiedyś
tak uwielbiana. Zabawne, bo to do niej najtrafniej można by porównać świat po
jednej stronie barykady.
Siedziała
plecami w tę stronę. Stronę miast, stronę ludzi, w stronę wszystkich tych
napędzanych bullshitem trybików.
A
do czego siedziała przodem? Co może się znajdować za murem?
Tylko
mgła.
Nieznana,
kusząca? Kusząca zdesperowanych. Każdy kiedyś pozna jej smak. Straszna,
ponieważ nieznana i niepewna. Wystarczy wykonać kilka kroków by już nigdy nie
móc wrócić. Zawsze jest ucieczką, ale jak niepewną?
*
Nie
wiedzieć dlaczego, wiatr wcale nie muskał jej oblicza, jak zwykł. Nigdzie nie
słychać było też żadnych dźwięków. Tak więc zmięcie papierka po chałwie
wywołało ciekawą zmianę w sountracku. Dziewczyna cisnęła nim w mgłę, szybko
zniknął z oczu przyjaciółek. Blondwłosa wytarła rękę o płaszcz i odwróciła
oblicze unosząc wzrok, by móc spojrzeć w twarz siostrze siedzącej tuż obok.
Splotła Jej palce ze swoimi, łapiąc dziewczynę za rękę.
-
Szera, nie chcę, żebyś tam szła. - Odezwała się znów kręcąc głową. Konsternacja
wyraźnie zarysowała się w Jej głosie.
Popatrzyła
na ich spleciona palce. Nie była w stanie spojrzeć Jej w oczy. Wiedziała, że w
tedy się zawaha. Na jej bladej twarzy pojawił się smutny uśmiech. Czarne włosy
opadły na twarz, gdy powstrzymywała łzy. Odwróciła wzrok by spojrzeć na mur.
Mur, który dzielił ją od tajemnicy. Wstała ciągnąc blondwłosą za sobą. Sofa
zaskrzypiała cicho, jakby w błagalnym jęku, aby z nią zostać. Czarnowłosa
podeszła do muru i położyła na nim dłoń. Po jej policzku spłynęła łza.
-
Popatrz. Jestem tak blisko spełnienia swych zamiarów. Jest to tak namacalne, a
zarazem tak odległe i przerażające.
Spojrzała
w górę i odsunęła się kawałek od muru. Nie była pewna jak wygląda wszystko za
nim. Nie była pewna co tam znajdzie. Jednak nie chciała się odwracać do niego
plecami. Nie chciała spoglądać na to, co zwane było normalnym życiem. Trzymała
przyjaciółkę za rękę, trwając pomiędzy dwoma światami.
*
I
znowu siedziały oparte plecami o sofę, a głowa czarnowłosej spoczywała na
ramieniu siostry. Nadal trzymała Ją za rękę. Nie była w stanie Jej teraz
puścić. Wiedziała, że to może być ostatnia chwila by powiedzieć wszystko, co
kłębiło się w myślach. Ale nie była w stanie nic ubrać w słowa. W jej głowie
panował tak dobrze znany chaos. Chaos, który deptał swą ścieżkę w stronę muru.
Otworzyła usta, ale natychmiast je zamknęła. Co niby miała powiedzieć. Wszystko
wydawało się tak nierealne. Tak nierealne jak świat, w którym teraz trwała. W
umyśle przebiegała ścieżki życia, które przeplatały się ze sobą, a zakończone
były przepaścią. Ona dotarła na samą krawędź i teraz czekała na zielone
światło.
*
Teraz
siedziała tutaj, razem z Nią. Podniosła się puszczając Jej dłoń. Jej ciepły
dotyk, zastąpił zimny uścisk wiatru. Podeszła do muru i stanęła przy nim.
Obejrzała się, by spojrzeć na blondwłosą, ale Jej sylwetka rozmazała się
delikatnie we mgle. Czarnowłosa obróciła wzrok na mur i opuszkami palców
przejechała po nim, czując jego szorstką fakturę. Było to niczym zasmakowanie w
czymś, co jest osiągalne, ale równające się z poświęceniem wszystkiego.
-Ale
wiesz... Glola... Ja chcę tam iść... - Poczuła jak znowu do oczu napływają łzy.
- Ale chcę, abyś Ty została, aby ktokolwiek o mnie wspomniał. Abym była pewna,
że kiedyś naprawdę żyłam, a nie byłam tylko złudzeniem. Że komuś na mnie
zależało... - Wyszeptała, niezdolna już niczego ująć w słowa.
Dziewczyna
tylko zagryzła wargę i pokręciła przecząco głową. Zimny wiatr zadął
przyprawiając ją o gęsią skórkę, mróz coraz bardziej dawał się we znaki.
Podniosła się i rozmasowując zmarznięte ramiona dłońmi podeszła do gepardzicy w
ludzkiej postaci.
*
I
ta unosząca się wokół pustka, tak szaleńczo pragnąca wypełnienia.
Nagły
błysk przeciął szarość. Niespodziewany oślepił, zmusił powieki do opadnięcia. A
kiedy te znów się podniosły otoczenie wyglądało zupełnie inaczej.
Jakże
znajoma latarnia. Wyznaczająca granice, kontrast pomiędzy okręgiem oświetlonego
słabą łuną chodnika i nieprzeniknionego mroku naprzeciw. Owy chodnik był tak samo
szary i pozbawiony wyrazu jak zawsze. Znienawidzony widok. Krok wymagający
odwagi, lub bezruch wymagający cierpliwości.
Szukać,
czy pozwolić być szukanym?
Blondynka
wydała z siebie ciche westchnienie i spojrzała w oczy towarzyszki.
-
Którą drogę wybierze człowiek? Będzie odnosił się do latarni, potrzebuje punktu
odniesienia, z natury. Więc którą wybierze? - Przechyliła nieco głowę i
wskazała palcem kolejno w przód, w tył, w lewo i w prawo. - Ale te drogi są
ślepymi zaułkami. Wmówiono nam, że to lepsza opcja. Wmówiono wszystkim, że ten
wybór jest najlepszy. - Przerwała, i na moment wbiła wzrok w przestrzeń
marszcząc brwi. Westchnęła cicho. - Dobra, właściwie mają rację. To jest lepsza
opcja. Właśnie dlatego, że po ich myśli. Ale jeżeli stoisz tutaj i czujesz, że
wolisz zniknąć niż ich posłuchać, nie znikaj. Wybierz gorszą opcję, ale bądź.
Teraz pojawia się pytanie... gdzie iść? - Schyliła się i podniosła jeden z
kamieni na bruku. Podrzuciła go w dłoni. - Zostaw ich wskazówki w tyle. Po
ciemku łatwiej odnaleźć światło. - Zaśmiała się mrukliwie, zamachnęła. Kamień
wyrzucony przez dziewczynę przeciął powietrze i celnie trafił w żarówkę
latarni. Ostatnim, co pozostało po świetle było kilka ginący iskier i ostry
dźwięk tłuczonego szkła.
*
Milcząc
błagała dziewczynę o odsunięcie się od muru. W bezruchu przyciągała ją do
siebie za rękę najmocniej jak potrafiła. Zacisnęła powieki i wtuliła się w Nią.
Czuła nad uchem spokojny oddech siostry i za nic nie chciała pozwolić by jej
płuca wypełniła biała, mętna mgła. Poły ciemnego płaszcza furgotały cicho na
wietrze. Nie chciała płakać, nie chciała skomleć samolubnie błagając o
pozostanie. Chciała ją przekonać, pamiętając jak jeszcze niedawno sama kroczyła
po owym terakotowym murze, w nadziei że zawaha się, spadnie na nieznaną stronę
i będzie mogła z czystym sumieniem stwierdzić, że to wina wiatru.
-
Nie znasz jeszcze wszystkich dróg. Nie poddawaj się, proszę. - Wyszeptała
tylko.
*
I
znowu stały pod ciemną latarnią. Czarnowłosa stanęła naprzeciw Niej i
delikatnie uniosła dłoń, a jej palec zatrzymał się w miejscu, gdzie u siostry
biło serce.
-Ale
nie wiesz co robić, gdy to stąd pochodzą wszystkie wskazówki. Z miejsca, które
jest zarazem wskaźnikiem i zgubą. - Jej wzrok uniósł się do góry. Patrzyła w
miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze jaśniało światło. - Ale wiesz... - Włożyła
ręce do kieszeni, odchylając się lekko do tyłu, a jej twarz skrył mrok. - Gdy
zbyt długo przebywasz w ciemności Twój wzrok się przyzwyczaja, a każda nawet
iskierka światła sprawia jedynie ból i oślepia...
*
Czarnowłosa
uchyliła powieki. Znów stały przy murze. Dziewczyna poczuła szarpnięcie, ale
jej ciało było niczym zamienione w kamień. To miejsce miało hipnotyzującą aurę.
A ona dała się wciągnąć w tą grę... I nagle poczuła ciepło bijące od ciała siostry,
objęła Ją ramieniem i zmrużyła oczy, a ręką dalej gładziła chropowatą, a
zarazem tak delikatną powierzchnię muru.
-
Chciałabym z Tobą zostać, ale nie mogę. Chciałabym, abyś poszła ze mną, ale Ci
an to nie pozwolę... - Przytuliła Ją mocniej. - Wszystkie drogi są kręte i
wszystkie kończą się w jednym miejscu. Ja poszłam na skróty i trafiłam tutaj...
A to tylko dlatego, że nienawidzę stąpać ścieżkami, które inne wydeptali...
Wzięła
głęboki wdech, jakby pragnęła zatrzymać go na zawsze w płucach. Jakby to była
ostatnia chwila. Jakby właśnie natrafiła na klamkę od drzwi w murze, który
rozpościerał swoje ramiona wokół dwóch sylwetek.
Czarnowłosa
uniosła rękę, a jej palec zatrzymał się na czole blondynki.
-
Pamiętaj. Ten raz zostaw miejsce na przeszłość. Tylko o to Cię proszę. -
Szepnęła Jej cicho do ucha.
*
Otworzyłem
się jak książka, Teraz książka płonie
Zaciskając
pięści kroczyła środkiem pustej, asfaltowej ulicy. Każde ciężkie stąpnięcie
smolistego glana zdawało się pozostawiać po sobie podźwięk. Oddech rzęził jej w
piersi, łzy wypełniały oczy. Kopnęła z całej siły szklaną butelkę stojącą przy
chodniku, ta rozprysła się prowokowana przez metal pod twardą skórą buta.
Zatrzymała się kilka kroków dalej i zacisnęła zęby spuszczając głowę.
Przemieniłem
frustrację w siłę, zamieniłem łzy w gniew.
Słowa
wciąż obijały się o Jej głowę.
Dlaczego
okazujesz słabość?!
Nie
mów, że nie rozumiesz.
Przecież
tyle czasu tworzyłaś ten prosty schemat, opanowanie i głowa w górze, głowa w
górze. Spokój i tylko zgaszone spojrzenie. Dlaczego wszystko aż tak się
zmieniło? To dobrze? Wybrałaś walkę, stojąc już na krawędzi muru. Jak możesz
wątpić w tę walkę?
Upadła
na kolana a łzy potoczyły się po Jej policzkach. Wciąż zaciskała pięści czując
pustkę, niezrozumienie.
Dlaczego
nie możesz przekazać innemu tego, co zrobiłaś?
Nie
możesz przekonać, że tak naprawdę wszystko jest proste?
Dlatego,
że nawet to, co myślisz jest kłamstwem.
Wmówili
nam zasady. Te zasady są fałszywe. Ale w tym systemie którego nie da się
przełamać są też jedynym wyjściem. Uważasz, że to, co robią jest złe, a jednak
kiedy tylko nabierasz pewności co do tego staczasz się i tracisz sens. Oni
kłamią, ale czym jest kłamstwo, jeżeli wszyscy kłamią? Ciągle, bez przerwy?
PRZEJRZYJ
NA OCZY.
Wmawiasz
sobie, że Oni Ci wmawiają.
Prawda
jest prosta. Depresja komplikuje wszystkie drogi.
Skrzyżowała
dłonie na piersi, by wbić paznokcie w jasną skórę na swoich ramionach. Chaos
szerzący się wokół zdawał się pochłaniać ją z każdym kolejnym słowem coraz
bardziej.
Przecież
chodzi o to, żeby tak myśleć. Dobra jest droga obrana przez nich, świadomość
nazwij depresją. To jest życie, świat nigdy nie przybiera kolorów, zawsze jest
biało-czarny. Co jest prawdą?!
...
nie poddawaj się.
*
-
Nie zostawiaj mnie. Proszę. Nic nie rozumiem. A Ty jako jedyna nie rozumiesz
wraz ze mną. - Wymruczała wpatrując się w oczy dziewczyny. - Musisz zdobyć
siłę. A kiedy już ją zdobędziesz, od Ciebie będzie zależałą decyzja,
przeznaczyć ją na krok w jedną, czy drugą stronę. -
*
Nagle przed oczami stanęły jej wydarzenia
ostatnich miesięcy. Momenty, gdy myślała, że już jest dobrze i źle się z tym
czuła. Chwile, gdy życie przypominało boleśnie, gdzie tak naprawdę jest jej
miejsce. Była tylko niczego niewartym pomiotem, którym można dyrygować i się na
nim wyżyć. Tylko dlatego, że nie chciała być posłuszna. Widziała pierwszy
moment, gdy sięgnęła po ostrze. Ale nie czuła bólu. W końcu jak pomiot może
cokolwiek czuć? On jest tylko po to, by zastąpić brakujące miejsce...
Odwróciła
wzrok. Nie musiała na to patrzeć by wiedzieć. Czuła to w pamięci. Piętno...
Uniosła dłoń i przyłożyła ją do miejsca, gdzie powinno znajdować się serce.
Wygięte palce wbiły się w skórę, gdy szarpnęła za koszulkę.
I
znowu do tego wróci. Znowu zacznie się użalać nad sobą. Znowu powie, jak jej
życie jest złe. Spuściła wzrok, a jej czarne włosy skryły zmarniałe oblicze.
Czuła się wykończona. Przed oczami pojawiały się czarne plamy, gdy chciała
złapać oddech. Słowa zaszumiały, a ona upadła na kolana. Złapała się za głowę i
skuliła.
Bądź
jej przewodnikiem, światełkiem, w mroku, które będzie jej towarzyszyć.
Ale
światło dawno zgasło, a przewodnik stał się katem. A ona miała tego dosyć... To
był dla niej koniec. Game over...
*
-Nie
jestem Ci potrzebna do zrozumienia. To ja jestem czarną plamką na białym
płótnie, którą trzeba wymazać. - Na twarzy czarnowłosej pojawił się smutny
uśmiech. - Moja siła będzie tylko złudzeniem. Wystarczyło mi jej jednak an
tyle, aby sprzeciwić się prawu rządzącemu tamtym miejsce. - Mimowolnie
spojrzała w kierunku przeciwnym do muru, ale szybko powróciła ku oczom siostry.
- Ty bądź tą siłą. Zrób to, czego ja nie potrafiłam zrobić. Zrób przeciwny krok
do mojego, a równowaga zostanie zachowana...
Znów
siedziały, obydwie na terakotowym murze. Uderzenia serc, oddechy, ganione przez
czas niosły się echem wśród pustki.
-
Wizja spędzenia wieczności na tym murku nie jest taka zła. - Odezwała się
jasnowłosa do siedzącej obok. Znów trzymała ją za rękę. Wyciągnęła z kieszeni
drugie opakowanie chałwy i rozpakowała je zębami z papierka. Ugryzła mały
kawałek i milczała smakując go w ustach. Ich spojrzenia spotkały się, czerń
zatańczyła z zielenią. Nie musiała nic więcej mówić. Wystarczyło spojrzenie,
tak bardzo nasycone emocjami.
Księżyc
kołysał się leniwie wysoko nad widnokręgiem za nimi, odbijał się od włosów
przyjaciółek tworząc jasne refleksy. Otoczenie krok od nich ginęło w ciemności.
Niepokojące cienie wynurzały się z ich umysłów, tak dobrze znane. I tak bardzo
wspólne. Nienamacalna napięta nić.
"Bo od Nas tylko
zależy, ile trwać będzie wieczność.”
A
nić zakołysała się, gdy na twarzy czarnowłosej pojawił się uśmiech. Czuła się
bezpiecznie, gdy jasnowłosa siedziała obok niej.
-Wiesz,
skoro już siedzimy na murze, nie uważasz, że taka okazja byłaby zmarnowana? -
Odchyliła się do tyłu, zamykając oczy.
Przed
oczami wspomnień pojawiły się one dwie. Siedziały na sofie. Razem. Jasny
rozbłysk i siedziały na murze. Delikatny powiew wiatru i zapach chałwy...
"I kiedy odejdę, po
prostu idź dalej, nie płacz lecz się raduj każdą chwilą. Kiedy usłyszysz dźwięk
mojego głosu Wiedz, że patrzę z góry i się uśmiecham. JA nic nie poczułem, więc
dziecinko ty też nie czuj bólu Po prostu uśmiechnij się do mnie. "