03 listopada 2011
Proza poetycka
http://www.youtube.com/watch?v=2Hre5fkdq-0&list=FL8n5nVUJT7yTU9FrcpHTYSQ&index=15&feature=plpp_video
Krystaliczną strukturę ciszy przeciął krótki, urwany skowyt. Szara sylwetka skulona przy piaszczystym brzegu pokręciła głową, jakby chcąc odgonić ponure myśli wciąż zaprzątające jej umysł. Siedziała od bardzo dawna, starając się odnaleźć sens w konstelacjach gwiazd. Otworzyła oczy, by objąć wzrokiem ciągnący się po nieboskłon przejrzysty pas granatu raz po raz zdobiony delikatnymi falami. Uniosła wzrok czując na sobie spojrzenie księżyca. Uśmiechał się do niej z góry, roztaczając wokół siebie świetlistą łunę. Zagryzła wargę znów czując w ustach gorzki smak nadchodzącej burzy wspomnień. Schowała twarz w dłoniach i załkała cicho. Las ciągnący się połaciami za nią zdawał się również płakać, wokół unosił się szelest upadających jesiennych liści, walczących między sobą o pierwszeństwo wylądowania na miękkim poszyciu.
Podniosła
się i wytarła z twarzy łzy. Rzuciła krótki uśmiech towarzyszowi
ostatnich wyznań, nieskalanej wiatrem tafli jeziora i bez słowa odeszła.
Kroczyła niespiesznie między szepczącymi niezrozumiałe dla niej prawdy
drzewami, a w myślach walczyła sama ze sobą. Wiedziała gdzie zmierza
krocząc w ciemności, była przekonana do słowa, które wciąż powtarzała w
myślach wsłuchując się w ciszę.
Gdzieś
w oddali dostrzegła jaskrawy uskok w mroku. Smuga złotawego światła
przecinała ciemność, wieszcząc tym samym o krańcu lasu. Z każdym krokiem
dostrzegała coraz więcej szczegółów miastowej uliczki. Kiedy drzewa
rozchyliły się zupełnie, a kobieta przekroczyła bramę dzielącą świat
pełen zapachu mokrej ziemi i ten, w którym unosił się głuchy pomruk
maszyn, przystanęła. Uniosła wzrok ku latarni, której ostry blask
roztaczał się wokoło. Na bladym obliczu znów zakwitł uśmiech, mimo tego
że oczy przepełnione były cierpieniem.
Zamknęła
oczy, pozwalając by przyjazna ciemność okoliła ją swoim ciepłym
ramieniem. Szara postać stojąca u stóp spoglądającej jej w twarz latarni
czuła, że wie już wszystko, a przede wszystkim czego pragnie. Postąpiła
jeszcze przed siebie, czując, jak cały świat stąpa wraz z nią. Kiedy
gdzieś po środku asfaltowej szosy stanęła, zatrzymał się również wiatr,
zatrzymały szepty lasu, zatrzymało jej serce, nawet latarnia zdawała się
gasnąć.
Wokół nie było ludzi, noc dawno zatopiła w swej czerni otoczenie po kres horyzontu.
Dwa
obrzydliwe, żółte oczyska reflektorów, łypiąc sprzed czarnej maski,
oślepiły smugami jasności. Oddech ugrzązł w piersi, na ten ułamek
sekundy ciągnący się w nieskończoność serce przestało łomotać. Nie
zdążyła wydusić z siebie nawet słowa, a słowem tym byłoby "wiem".
Struga
delikatnych krwistoczerwonych maków ozdobiła ulicę jednocześnie znacząc
ją piętnem śmierci. Rdzawe smugi, niby wstęgi zawiązujące sojusz życia
ze śmiercią. Dywan agonii coraz szczelniej pokrywał jezdnię naokoło jej
ciała. Ktoś, kto nadszedł zasłonił usta dłonią, ktoś inny krzyknął,
jeszcze inny uciekł z miejsca wypadku. A ona leżała, wciąż uśmiechając
się przyjaźnie, niemymi przeszklonymi oczyma wpatrując w nieboskłon,
odnajdując sens w konstelacjach gwiazd.
***
Say.. what?
Polski. Czekam na ocenę.
Wiem, do mnie też nie dociera, ale zawsze pracuje się nad statystyką, prawda?
[Mm... yup, Acodine zyje i nie dotyczy to Niej, byla tylko swiadkiem przyjmujacym to wszystko z cichym westchnieniem zalu.]