06 listopada 2011
Jeśli widziałaś kiedyś czyjąś śmierć, pomoże Ci to bardzo w tym zadaniu.
Testrale są zwierzętami niebezpiecznymi, niektórzy nazywają je Omenem Śmierci.
Jednak da się je oswoić, przy odpowiednich predyspozycjach, które każdy Szaman powinien mieć.
Stworzę portal, wysyłając Cię w odległe od Herd Of The Night miejsce, gdzie żyje stado tych niesamowitych zwierząt. Będziesz musiała zdobyć zaufanie testrali i zahipnotyzować wybranego z nich,wykorzystując jedne z prostszych zaklęć, swoją charyzmę i umiejętności szamańskie oraz znajomość ziół, by wrócić na nim do domu, bowiem te zwierzęta umieją trafić w każde miejsce.
Pamiętaj, że owe stworzenia nie mówią. Na dowód, że zadanie nie zostało ukartowane, musisz przynieść mi w sakiewce włos z ogona przedstawiciela tej rasy.
Zdaj się na siebie!
Powodzenia.
Bardzo długo namyślałam się przed ostateczną decyzją wyruszenia w zapewne fascynującą i ważną podróż. Zabrałam wszystko co było mi potrzebne. Sakiewkę na włos, kilka małych torebeczek z ziołami, jeden z kilku amuletów i kartkę z zaklęciem, które Anaid poleciła mi wykorzystać. Podeszłam do niej oznajmiając, że jestem gotowa, a ta zamknęła oczy dla większego skupienia. Po chwili poczułam falę energii przeszywającej mnie od stóp do głów, a przede mną pojawił się portal. Z pozoru nic wielkiego, tylko lekko rozmazany obraz tego, co znajdowało się za nim, jednak gdy weszłam do środka okazało się, że to miejsce zupełnie inne, wprost nie do opisania. Wszystko było białe, dosłownie wszędzie dookoła było biało. Można było oszaleć. To miejsce działające na psychikę, a moja akurat była dość silna. Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki wdech próbując ukształtować w wyobraźni wszystko tak, żeby miało sens. Obok mnie zaczęły się pojawiać namorzyny i drzewa zanurzone w wodzie, a ja sama wylądowałam w płytkim bagnie mocząc płaszcz i końcówki kręconych włosów schowanych pod kapturem. Ruszyłam pewnie przed siebie rozglądając się i próbując utrzymać wszystko na swoim miejscu umysłem. Dookoła było nie za ciemno, ale też nie zbyt jasno. Drzewa miały szarawo-zielony kolor i były pozbawione liści, a z wody co chwila wypływały małe pęcherzyki powietrza świadczące o schowanych tam zwierzętach czy innych stworach. Spodnie miałam po uda mokre, a stopy grzęzły w mule. To miejsce mimo wszystko nie napawało mnie strachem, a jedynie coraz większą ciekawością. Podeszłam pospiesznie do jednego z mniejszych drzew i dotknęłam jego pnia opuszkami palców. Od razu poczułam przeszywające mnie informacje, a jednak było ich zdecydowanie mniej niż tych, które były na terenach stada. Zaczęłam oddzielać wyobraźnią włókna od nitki, jak mnie kiedyś uczono, od razu podziałało i znałam dokładne położenie miejsca, w którym znajdowały się testrale. Ruszyłam więc krętą rzeczką wciąż się potykając. W takich chwilach żałowałam, że Dreamfall, koń-demon gotowy przyjść w każdej chwili został przydzielony mojej siostrze. Mogłabym teraz go przywołać i jechać sobie bezpiecznie na jego grzbiecie. Ale marzenia marzeniami, a ja dotarłam do małej wysepki wyścielonej płaskimi korzeniami. Spojrzałam w górę, nie było widać nieba, jedynie gęsta plątanina chudych gałęzi. Podeszłam nieco bliżej legowiska i niemal od razu poczułam bijącą od niego energię. Coś niewidocznego siedziało tam i obserwowało mnie najwyraźniej zadowolone ze swojej pozycji. Zamknęłam oczy próbując się wczuć w chi stwora. Wyciągnęłam w jego stronę jedną rękę trzymając w niej amulet, a drugą założyłam sobie włosy za ucho i zdjęłam kaptur z głowy. Z tego co zdążyłam zaobserwować, testrale lubiły smutek. Wygrzebałam więc jedno z moich najsmutniejszych wspomnień i posłałam całą jego siłę w stronę potwora. Dało się usłyszeć cichy jęk, a po chwili obok mnie pojawiła się piękna kobieta, ubrana w wytworna suknię. Miała białą skórę i zielone oczy, a długie nogi sprawiały wrażenie jakby miały się zaraz połamać, a biła od niej ta sama siła co od testrala. To musiał być więc on, tworzył pozory, może chciał mnie gdzieś zaciągnąć. Ruszyłam tylko bez słowa za kobietą próbując ogarnąć myślami całą sytuację. Szłyśmy tak kilka minut, a nogi mimo, że mokre wcale nie były zmarznięte. Nagle kobieta zaśmiała się cicho i zniknęła. Otoczyła mnie fala zimna sięgającego aż do kości, a ja sama upadłam na mokrą ziemię nieprzytomna. Poczułam tylko jak mnie niosą.
Testrale są zwierzętami niebezpiecznymi, niektórzy nazywają je Omenem Śmierci.
Jednak da się je oswoić, przy odpowiednich predyspozycjach, które każdy Szaman powinien mieć.
Stworzę portal, wysyłając Cię w odległe od Herd Of The Night miejsce, gdzie żyje stado tych niesamowitych zwierząt. Będziesz musiała zdobyć zaufanie testrali i zahipnotyzować wybranego z nich,wykorzystując jedne z prostszych zaklęć, swoją charyzmę i umiejętności szamańskie oraz znajomość ziół, by wrócić na nim do domu, bowiem te zwierzęta umieją trafić w każde miejsce.
Pamiętaj, że owe stworzenia nie mówią. Na dowód, że zadanie nie zostało ukartowane, musisz przynieść mi w sakiewce włos z ogona przedstawiciela tej rasy.
Zdaj się na siebie!
Powodzenia.
Bardzo długo namyślałam się przed ostateczną decyzją wyruszenia w zapewne fascynującą i ważną podróż. Zabrałam wszystko co było mi potrzebne. Sakiewkę na włos, kilka małych torebeczek z ziołami, jeden z kilku amuletów i kartkę z zaklęciem, które Anaid poleciła mi wykorzystać. Podeszłam do niej oznajmiając, że jestem gotowa, a ta zamknęła oczy dla większego skupienia. Po chwili poczułam falę energii przeszywającej mnie od stóp do głów, a przede mną pojawił się portal. Z pozoru nic wielkiego, tylko lekko rozmazany obraz tego, co znajdowało się za nim, jednak gdy weszłam do środka okazało się, że to miejsce zupełnie inne, wprost nie do opisania. Wszystko było białe, dosłownie wszędzie dookoła było biało. Można było oszaleć. To miejsce działające na psychikę, a moja akurat była dość silna. Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki wdech próbując ukształtować w wyobraźni wszystko tak, żeby miało sens. Obok mnie zaczęły się pojawiać namorzyny i drzewa zanurzone w wodzie, a ja sama wylądowałam w płytkim bagnie mocząc płaszcz i końcówki kręconych włosów schowanych pod kapturem. Ruszyłam pewnie przed siebie rozglądając się i próbując utrzymać wszystko na swoim miejscu umysłem. Dookoła było nie za ciemno, ale też nie zbyt jasno. Drzewa miały szarawo-zielony kolor i były pozbawione liści, a z wody co chwila wypływały małe pęcherzyki powietrza świadczące o schowanych tam zwierzętach czy innych stworach. Spodnie miałam po uda mokre, a stopy grzęzły w mule. To miejsce mimo wszystko nie napawało mnie strachem, a jedynie coraz większą ciekawością. Podeszłam pospiesznie do jednego z mniejszych drzew i dotknęłam jego pnia opuszkami palców. Od razu poczułam przeszywające mnie informacje, a jednak było ich zdecydowanie mniej niż tych, które były na terenach stada. Zaczęłam oddzielać wyobraźnią włókna od nitki, jak mnie kiedyś uczono, od razu podziałało i znałam dokładne położenie miejsca, w którym znajdowały się testrale. Ruszyłam więc krętą rzeczką wciąż się potykając. W takich chwilach żałowałam, że Dreamfall, koń-demon gotowy przyjść w każdej chwili został przydzielony mojej siostrze. Mogłabym teraz go przywołać i jechać sobie bezpiecznie na jego grzbiecie. Ale marzenia marzeniami, a ja dotarłam do małej wysepki wyścielonej płaskimi korzeniami. Spojrzałam w górę, nie było widać nieba, jedynie gęsta plątanina chudych gałęzi. Podeszłam nieco bliżej legowiska i niemal od razu poczułam bijącą od niego energię. Coś niewidocznego siedziało tam i obserwowało mnie najwyraźniej zadowolone ze swojej pozycji. Zamknęłam oczy próbując się wczuć w chi stwora. Wyciągnęłam w jego stronę jedną rękę trzymając w niej amulet, a drugą założyłam sobie włosy za ucho i zdjęłam kaptur z głowy. Z tego co zdążyłam zaobserwować, testrale lubiły smutek. Wygrzebałam więc jedno z moich najsmutniejszych wspomnień i posłałam całą jego siłę w stronę potwora. Dało się usłyszeć cichy jęk, a po chwili obok mnie pojawiła się piękna kobieta, ubrana w wytworna suknię. Miała białą skórę i zielone oczy, a długie nogi sprawiały wrażenie jakby miały się zaraz połamać, a biła od niej ta sama siła co od testrala. To musiał być więc on, tworzył pozory, może chciał mnie gdzieś zaciągnąć. Ruszyłam tylko bez słowa za kobietą próbując ogarnąć myślami całą sytuację. Szłyśmy tak kilka minut, a nogi mimo, że mokre wcale nie były zmarznięte. Nagle kobieta zaśmiała się cicho i zniknęła. Otoczyła mnie fala zimna sięgającego aż do kości, a ja sama upadłam na mokrą ziemię nieprzytomna. Poczułam tylko jak mnie niosą.
Obudziłam
się w kamiennym kręgu, a kobieta krążyła dookoła mnie. Ciągle czułam
wspomnienia, te najbardziej bolesne, a stwór zatrzymał się przede mną
świdrując moje ciało zielonymi oczami. Ona próbowała zepsuć mój umysł,
rozwalić psychikę, doprowadzić do szaleństwa. Zaczęła się zmieniać.
Najpierw przede mną stanął biały królik, który po chwili przyjął postać
białowłosego chłopaka. Zniknął on na chwilę i pojawił się znów jako
Wymyślacz. Postać zmieniała się jeszcze kilka razy w dobrze znane mi
osoby. Ja jednak zamknęłam oczy i postanowiłam odepchnąć umysłem
potwora. Gdy je otworzyłam przede mną była mała, fioletowa kałuża, a w
niej odbijał się jakiś dziwny świat. Czułam się naprawdę źle, miałam
ochotę zapaść się nieodwracalnie pod ziemię. Po chwili zrozumiałam
jednak co powinnam zrobić i wyjęłam karteczkę z zaklęciem zapisanym
przez An. Bez problemu przeczytałam je na głos, a kałuża zaczęła
zmieniać kolor. Dotknęłam jej palcem, a przede mną pojawiła się znów
kobieta. W mojej głowie zabrzmiały słowa: „Imponujące...”. Podeszłam do
niej i znów wysłałam najgorsze wspomnienie. Jej usta wygięły się w
krzywym, ale szczerym uśmiechu. Sięgnęłam ręką do kieszeni i wyjęłam z
niej jedną z kilku torebeczek i wysypałam jej zawartość na głowę
zdziwionej kobiety nie spuszczając jej z oczu. Mieszanka na powrót do
pierwotnej postaci była bardzo przydatna, kiedy ktoś użył niekorzystnie
przemiany. Przede mną pojawił się więc 3 metrowy, biały stwór miotający
się na wszystkie strony. Szybko zaczęłam powtarzać zaklęcie, a potwór
zaczął się uspokajać. W końcu zasnął. Podeszłam więc do niego, zabrałam
jeden z włosów z ogona i wrzuciłam go do sakiewki. Serce biło mi bardzo
szybko, ale czułam się szczęśliwa. Najwyraźniej okiełznałam to dzikie i
nieprzewidywalne stworzenie. Znów wysłałam mu jedno ze wspomnień, a ten
wstał i schylił potężny łeb. Niepewnie podeszłam do niego i wskoczyłam
na masywny grzbiet.
Nie zdążyłam nawet do końca pomyśleć o polanie, a już otaczały mnie znajome twarze, które... po chwili rozmazały się.
-Nie
ze mną te numery.- znów znalazłam się na grzbiecie stwora. Miałam zbyt
mocną psychikę, by mógł on nią sobie władać. Pomyślałam z całych sił o
Lunie, Aldieb, Anaid, Lacie, Arashi i innych postaciach, które często
spotykałam na polanie. Poczułam przyjemną falę ciepła. Siedziałam teraz
na klifie, a obok latały motyle. W krzakach za mną coś zaszeleściło, a
ja uradowana ruszyłam do An by przekazać wieści o moim zadaniu i dać
sakiewkę z włosem.