27 listopada 2011
Akalsis.
Więzienie dla ludzi, za których czyny odebrano im ten me. Więzienie
miało plan 50-cio metrowej wieży, obwarowanej z każdej strony. Na teren
więzienia prowadził długi, niestabilny linowy most powieszony nad
nadzwyczaj niespokojnym i burzliwym morzem. Niejeden podczas przechadzki
przez most do tego piekła postanowił popełnić samobójstwo wyrywając się
z rąk prowadzących. Zdarzało się to często, a częściej, to sami
prowadzący wrzucali tam swoich więźniów. Szczęście 9Jeśli można to tak
nazwać) miał każdy, któremu darowano życie, aby potem je na zawsze
zamknąć w klatkach kilometr pod ziemią. Do tychże celi prowadził
korytarz szczelnie upchany magią i pułapkami. Bez klucza nie ma
mniejszych szans, aby się przedostać przez ten krótki odcinek. Następnie
spiralne schody prowadzące kilometr pod ziemię, powiadano, że każdy,
który chciał po niech zejść zabierał ze sobą zapas jedzenia i koc, żeby
móc odpocząć i ewentualnie usnąć. Było to jednak trudne, słysząc lament z
dna wielkiej czeluści klatki schodowej. Więźniowie dostają jedzenie, a
właściwie walczą o nie, ponieważ podaje się je przez specjalne zrzuty do
każdej klatki. W każdej klatce z kolei są przynajmniej 3 osoby, a
posiłek tylko jeden. Na dzień. Przed wielką stalową bramą stało dwóch
strażników. Dwumetrowe bestie z toporami, które bynajmniej nie służyły
do rąbania drew. Ale, cięłyby je jak masło. Za bramą uwiązane dwa
cerbery. Wciąż jednak nie wiem, czemu mówi się to tym "podwójne piekło
Hadesa". Nad wieżą zawsze unosiły się ciemne chmury. Często pruły niebo
długimi ostrzami piorunów. Deszczu nie było końca. Jednak, dziś działo
się coś dziwnego. Coś wisiało w powietrzu i pachniało zgnilizną. Chmury
kłębiły się w spiralę i wolno sunęły w kierunku wieży. Na krańcu mostu
pojawiła się postać. Przez zawieje, wydawało się, że stoi tam kilka
minut, lecz ta powoli sunęła mostem, którym targały wichury, ale ta
jednak zachowywała normalną równowagę. Strażnicy wysunęli topory w przód
na dowód niemal koniecznej egzekucji. Sylwetka ciemnej zakapturzonej
istoty dotarła wolno do kamiennej przystani. Nic nie zrobiła sobie z
bestii chroniących wieży. Drzwi z cichym łoskotem otwarły się. Strażnicy
leżeli martwi jakby coś ich rozerwało od środka. Spod kaptura wysunęła
się kobieca twarz. Bez wyrazu. Jak gdyby nigdy nic szła korytarzem, ale
żadna z pułapek nie raczyła pozbawić jej głowy. Stanęła na pierwszym
stopniu blisko kilkunastotysięcznej armii schodów. Nie spieszyło się
jej. Wolno ślizgała się ze schodka na schodek. W tym tempie zajmie jej
to ze trzy dni. Dobijając w końcu do samego dna dusznej spirali napotka
kolejne stalowe drzwi. Nie były tak nieodporne na magię jak te pierwsze.
Jednak to nie był problem. Nie kiwając ani palcem zamki wyłamały się, a
drzwi z łoskotem upadły do wewnątrz. Stanęła na środku pomieszczenia,
koła, wokół którego wiły się klatki skazańców, a jeszcze bardziej sami
skazańcy. Pociągnęła wzrokiem po każdej osobie w więzieniu i z uśmiechem
tak szerokim, że wydawał się ciągnąć po całej twarzy uniosła się metr
ponad ziemię. Krwawy i rządny śmierci wyraz twarzy wskazywał na brak
pozytywnych zamiarów. Bynajmniej względem więźniów.
-Stańcie się moim dzieckiem, zostańcie moim potomstwem! - Krzyczała, a jej twarz rozrywał ponad przeciętny, morderczy uśmiech. Gestem ręki wskazywała na kolejne osoby, po czym więźniowie upadali, rozerwani, jak strażnicy, a ich krew sunęła strumieniami pod stopy kobiety. Płyn wił się pod nią i wolno, tworząc trzy wirujące wokół niej węże posuwał się do jej dłoni. Wydawało się, jakby było jej coraz mniej. Krwi ubywało w oczach. Nad jej dłonią widniała już tylko maleńka kropelka szkarłatnego płynu. Ukryła go troskliwie w buteleczce wielkości paznokcia. Opadła na ziemię i marszem opuściła martwe więzienie. Podjęła drogę na górę.
-Nigdzie dalej nie pójdziesz... - Kobieta stałą już w drzwiach. Na moście stała znajoma sylwetka łucznika z wymierzoną strzałą w jej głowę.
-Pójdę - oznajmiła krótką. Seth wypuścił strzałę. Cel zniknął, jakby się rozpłynął w powietrzu. Odwrócił się, by zobaczyć, czy nie ucieka mostem, jednak kiedy to uczynił poczuł potężny cios nogą w plecy, który wyrzucił go nad morze. Nim jeszcze zrozumiał co się stało, wciąż spadając otrzymał kolejne uderzenie wbijające go morską taflę. Kiedy wypłynął, przez podrażnione solą oczy dojrzał już tylko wrogą sylwetkę znikającą na tle księżyca...
-Stańcie się moim dzieckiem, zostańcie moim potomstwem! - Krzyczała, a jej twarz rozrywał ponad przeciętny, morderczy uśmiech. Gestem ręki wskazywała na kolejne osoby, po czym więźniowie upadali, rozerwani, jak strażnicy, a ich krew sunęła strumieniami pod stopy kobiety. Płyn wił się pod nią i wolno, tworząc trzy wirujące wokół niej węże posuwał się do jej dłoni. Wydawało się, jakby było jej coraz mniej. Krwi ubywało w oczach. Nad jej dłonią widniała już tylko maleńka kropelka szkarłatnego płynu. Ukryła go troskliwie w buteleczce wielkości paznokcia. Opadła na ziemię i marszem opuściła martwe więzienie. Podjęła drogę na górę.
-Nigdzie dalej nie pójdziesz... - Kobieta stałą już w drzwiach. Na moście stała znajoma sylwetka łucznika z wymierzoną strzałą w jej głowę.
-Pójdę - oznajmiła krótką. Seth wypuścił strzałę. Cel zniknął, jakby się rozpłynął w powietrzu. Odwrócił się, by zobaczyć, czy nie ucieka mostem, jednak kiedy to uczynił poczuł potężny cios nogą w plecy, który wyrzucił go nad morze. Nim jeszcze zrozumiał co się stało, wciąż spadając otrzymał kolejne uderzenie wbijające go morską taflę. Kiedy wypłynął, przez podrażnione solą oczy dojrzał już tylko wrogą sylwetkę znikającą na tle księżyca...