27 listopada 2011
Proszę, przesłuchajcie najpierw [bez czytania tekstu] ten utwór: muzyka (Sopor Aeternus - No-One Is There). To pozwoli Wam się jako tako wczuć w stan, gdy to pisałam...
________________________
Zacznijcie czytać dopiero, gdy zacznie się sam utwór.
<podkład: Damien Rice - 9 Crimes>
*Pain, without love
Pain, I can't get enough
Pain, I like it rough
'Cause I'd rather feel pain than nothing at All...
Krok, za krokiem…
Tik, tak… Zegar tyka…
Po policzku płynął łzy…
Idę…
Nie wiem gdzie. Po prostu idę, aby myśli ciągnące się za mną niczym
cień, nie stały się ze mną jednością. Aby zostały tym samym kłębkiem
chaosu, który tworzył się przez lata. W miejscu, gdzie było kiedyś serce
zionie pustka. Wciąga ona emocje niczym czarna dziura.
-Szera? – Obracam gwałtownie głowę, aby ujrzeć zaniepokojoną twarz. – Wszystko dobrze?
-Tak. – Uśmiecham się i odwracam, a po policzku płynął łzy.
Krok, za krokiem…
Tik, tak… Zegar tyka….
Po policzku płynął łzy…
Wchodzę
po schodach. Wspinam się w górę czując niepokój. Czy aby na pewno
jestem tam, gdzie powinnam? Otwieram drzwi i cicho przekraczam próg.
Widzę go. Jedno słowo… Ręka unosi się by zadać cios. Czuję ból. Ja go
czuję… Chwila otępienia mija, a ja odchodzę z krzykiem niezrozumienia.
Drzwi zatrzaskują się za mną i zbiegam w dół. Uciekam od nienawiści,
która zalewa moje ciało. Ale jego twarz wraca we wspomnieniach. A wraz z
nimi kolejne krople nienawiści i bólu, niczym trucizny płynącej zamiast
krwi.
Krok, za krokiem…
Tik, tak… Zegar tyka….
Po policzku płynął łzy…
Kolejna
znajoma twarz, ale w jej oczach nie ma troski. Jedynie litość nad
dzieckiem, które próbuje na siebie zwrócić uwagę. Nie zatrzymuję się,
biegnąc dalej. Pędzę krętymi ścieżkami, by nikt nie mógł podążyć za mną.
Staję przed taflą wody i klękam, by spojrzeć na własne oblicze.
Delikatnie przejeżdżam palcami po miejscu, gdzie czuję pulsujący ból.
Ale znowu nie ma śladu. Nie ma śladu na skórze. Dowodu. Jedynie
nienawiść…
Wstaję i wchodzę do wody, zanurzając
się cała. Chłodzę ból, który nie zostawił śladu na zewnątrz, lecz wtopił
się we mnie, raniąc głęboko. Czuję jak się duszę, ale nie będę brała
oddechu. Oddechu, który będzie płytki i wymuszony. Wypuszczam resztki
powietrza, które bąbelkami uciekają ku górze, jakby w ostatniej chwili
chciały odzyskać wolność. Zamykam oczy. Każda rana pali żywym ogniem, a
jest ich zbyt wiele. Woda ociera łzy, a ja tonę…
Krok, za krokiem…
Czuję jak ktoś mnie ciągnie ku górze, jednak jest to niczym wyrwanie z upragnionego snu. I tak już jedną nogą jestem w piekle…
Tik, tak… Zegar tyka…
-Oddychaj Szera!
Ale ja nie chcę. Mój czas przemija. Po co przesuwać wskazówki by go oszukać?
Po policzku płynął łzy…
-Szera!
-Tylko nie zabieraj mi bólu, dobrze?
-Szera, co ty mówisz?!
-Wiesz, lepiej czuć ból niż nie czuć niczego…
-Natychmiast przestań! Co ty sobie wyobrażasz?!
-Nie krzycz. To boli. Ale, powiedz mi…
-Tak?
-Nie uważasz, że już czas odejść?
Zwijam się w kłębek. Drżę z zimna i zamykam oczy. Czuję delikatny dotyk na policzku. Uśmiecham się smutno.
Kostucho… Już przyszłaś…?
___________________________
*Three Days Grace - Pain