Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

8 listopada 2011

The Last Rush [Tin]

08 listopada 2011


Tik, tak... Zegar tyka droga Cynko. Masz coraz mniej czasu... Pośpiech... Rush... Raz, dwa, trzy... Start!

Obudziłam się zlana zimnym potem jak zwykle sama, gdzieś w okolicach wtulonej w objęcia nocy polany. Rozejrzałam się dokładnie po świecie oświetlonym srebrnym światłem księżyca, a gdy tylko w krzakach poruszyła się biała, puchata kulka zerwałam się na równe nogi i puściłam za nią biegiem.
Cukierniku, khan-kaname...
Tym razem królik zboczył z udeptanej przez nas, leśnej ścieżki wyłożonej opadniętymi liścmi, prowadzącej do wielkiego drzewa czekającego na mnie raz na kilka dni. Zbliżaliśmy się do końca sporego lasu, a za każdym razem, gdy musnęłam dłonią jakąś roślinę krzyczała ona do mnie przeraźliwie, jakby chciała mnie ostrzec. Po chwili rośliny zniknęły z mojego pola widzenia, a pod nogami nie było już stabilnej ziemi zapewniającej bezpieczeństwo. Znów poczułam, że spadam, ale mrok pozwolił mi dostrzec jedynie morską pianę pode mną. Zanim się obejrzałam byłam zanurzona w wodzie. Nie mogłam wypłynąc, bałam się, chciałam krzyczec i wtedy okazało się, że mimo prób oddychania moje płuca nie napełniają się wodą, a głos rozchodzi się dookoła. Mrugnęłam. Ułamek sekundy, a zmienił tak wiele, bo gdy otworzyłam oczy nie tylko miałam na sobie sukienkę charakterystyczną dla Cynek, tylko że ze złotymi i czerwonymi nicmi, ale również świat dookoła zupełnie się zmienił. Nami. Ostatnio dostawałam się do niej bez żadnej kontroli, jakby oba światy dzieliła tylko cienka granica, którą bez problemu można złamac odpowiednim sposobem. Nami nie zmieniała się często, a jednak tym razem z trudem ją poznałam. Prawie wszystko co niegdyś było bordowe, zielone lub niebieskie teraz było białe, szare i nijakie. Poczułam nagły ból w klatce piersiowej i zdezorientowana osunęłam się powoli na ziemię. Ostatnie co zobaczyłam to stojący nade mną Pan Wymyślacz.
Obudziłam się z powrotem w Nimi, ale obok mnie siedziało bardzo dużo osób mieszkających w równoległym świecie. Ciągle byłam ubrana cynkowo, niebo było szare, nie było widac chmur, tylko nijaką przestrzeń. Podniosłam się powoli, a w mojej głowie dudniło tykanie zegara. Wstałam, byłam jakby niewidzialna dla innych, nikt nie reagował na moją obecnośc. Wymyślacz rozmawiał z jedną z Cynek i usłyszałam kilka razy swoje imię. Mimo to ruszyłam dalej, przez tunel z ludzi. Wszyscy byli dziwnie rozmazani, a biała mgła robiła się coraz gęstsza zasłaniając moją i tak słaba widocznośc. Szłam prawie na oślep pomiędzy postaciami potykając się co chwila o kamienie i słysząc poszczególne wyrazy w szumie. Ludzie mówili coś o święcie, o Cynkach, o zjednoczeniu. Podeszłam więc do jednej z kobiet by spytac o co chodzi, ale zdawała się mnie nie słyszec jak reszta. Gdy dotknęłam jej ramienia rozpłynęło się ono w siwy dym i zmieszało z całą, wszechogarniająca mnie mgłą. Usłyszałam wołanie za swoimi plecami, a gdy się obróciłam stał tam kolorowy wilk uśmiechający się do mnie. Po chwili był już koło mnie, a ja zamknęłam nieświadomie oczy.
Znów się ocknęłam tym razem w pomalowanym na żółto pokoju z tapetą w misie na jednej ze ścian. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna i zapisywał coś na kartce. Zupełnie zdezorientowana spytałam naiwnie:
-Co się tu do cholery dzieje?
-Uspokój się... Rozumiem, że każdy się denerwuje przez Świętem.
-Świętem. Jasne, świętem. Jakim znowu świętem?- zapytałam bliska łez.
-Tiinkerbell Khaname.- odznaczył coś na papierze i spojrzał na mnie- Jak to? Przecież wiesz, że dziś jest zjednanie. Nimi i Nami... Staną się jednością. Połączą się w Stark. To dobrze dla Nas.
-Dla was?
-Dla Nas.- powiedział wyraźnie akcentując literę N. Po chwili jego twarz znalazła się przed moją ukazując pomarańczowe oczy. Straciłam świadomośc.
Stałam nad klifem, zupełnie innym niż ten niedaleko polany. Stałam tuż nad przepaścią, a obok mnie stała mała, blondwłosa dziewczynka i patrzyła w dół.
-Boję się...
-Spokojnie, będzie dobrze.
-Nie będzie dobrze, Tin. Nie będzie. Nas chcą zrobic Stark. Nie pozwól na to. Tak nie wolno! Potrzebna jest harmonia...- dziewczynka powiedziała płacząc, po chwili zniknęła, a ja dalej stałam nad odchłanią. Już byłam gotowa na to, że zaraz znów upadnę i obudzę się w jakimś dziwnym miejscu. Nic takiego się nie stało, ale po drugiej stronie pojawił się białowłosy chłopak idący z jakąś dziewczyną trzymając ją za rękę. Patrzyłam na nich nie mogąc nic zrobic, chciałam krzyknąc, ale nie mogłam nic wykrztusic. Gapiłam się na nich bezwładnie zrozpaczona. I wtedy przyjrzałam się bliżej dziewczynie, tak bardzo mi znajomej. To byłam ja. Ta druga ja, odwróciła się do mnie i pomachała uśmiechając się słodko i zaczęła powoli znikac z chłopakiem we mgle. Wtedy zorientowałam się, że robię krok do przodu, zupełnie bez sensu, bo pode mną nic nie ma, ale tak bardzo chcę być już tam po drugiej stronie, że... Idę. Pod moimi stopami zaczął się pojawiac grunt tworzący się z nikąd. Już miałam być na drugiej stronie, już miałam być obok nich i nagle... spadam.
Jestem na fioletowej łące otoczonej przez las. Obok mnie pojawia się wysoka, szczupła kobieta i szepcze coś coraz głośniej.
Strach Tin... Lęki.
Obok mnie znów pojawia się chłopak, ten sam. Mówi coś, ale ja nie mogę się skupic. Dopiero po kilku chwilach zaczynam rozróżniac słowa. On się ze mną żegna i zanim się obejrzę już odchodzi, stawia nogę za nogą w kierunku przeciwnym do mnie. Tym razem nie miałam zielonego pojęcia co mogłabym zrobic. Wzięłam kilka głębokich oddechów. To najtrudniejsza z prób, tak myślałam. Zamknęłam na chwilę oczy. Nie mogę iśc za nim. Pomyślałam. I wtedy on wrócił. Tin, nie myśl o tym wcale... Jestem. Usłyszałam ciche słowa wypowiadane nie wiadomo gdzie. To było takie trudne, nie iśc za nim, pozwolic mu zostawic mnie... I nadal nie byłam pewna czy postąpiłam dobrze. Tu nie ma złych odpowiedzi.
Pojawiłam się w ogromnej sali, wyglądała jak sądowa.
-Tiinkerbell Khaname, wiek około 15 lat, pochodzenie... A to ciekawe. Nie ma.- mówiła jakaś kobieta siedząca przy drewnianym biurku.
-Jak to nie ma? Musi być, jestem z Nami.
-Nie, nie ma- kobieta pokręciła głową- Jesteś w takim razie ze śniących.
-Super...
-Dobrze, że się cieszysz. To teraz... wybierz sobie świat i oddaj mi ten zegarek.- mówiła bardzo obojętnie nawet na mnie nie patrząc. To wyglądało jak jakiś urząd, a słowa, które zostały wypowiedziane zupełnie mną wstrząsnęły. Chwyciłam zegarek w dłoń przerażona. W mojej głowie ciągle dudniło głośne tykanie.
-Tin, wybieraj, zegar nie czeka. Święto za chwilę, wybierzesz, albo witaj Starku.- powiedziała. Ja przecież nie mogłam wybrac. To tak jak kazac komuś wybrac między brakiem jedzenia, a brakiem picia. Jednak bez jedzenia można życ dłużej więc... Czasem trzeba się poświęcic. Dla innych.
-Nami!- krzyknęłam zalana łzami. Nigdy więcej ognisk, zwierzeń, rozmów, a nawet kłótni w stadzie. Pożegnaj się z Nimi Tin. Pożegnaj się z Nimi...
-Dobry wybór.- zegarek zniknął z mojej szyi. Cała we łzach zasnęłam.
Wake me up when September ends...
Podniosłam się bezwładnie z ziemi. Stałam obok ogromnego drzewa i rozejrzałam się dookoła. Głowa zaczynała mi powoli pękac z bólu, więc ruszyłam w stronę polany, gdzie siedzieli moi przyjaciele. Nie wiedziałam co czuję, w środku miałam zupełnie pusto. Nic jeszcze nie mam za sobą. Nic, a nic.
-Rin Tin Tin...- zaczełam nucic, a z mojej szyi zwisał mały zegarek, którego nie dało się otworzyc. Ale wciąż tykał.
Tin (20:49)