Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

23 listopada 2011

Something in the Way [Tin]

23 listopada 2011


Brązowowłosa dziewczyna stała teraz na kamiennej półce, z której rozchodziły się dwie długie drogi. Rozmyślała, wspominała sobie te chwile akurat teraz, kiedy wiedziała co się stanie. Zamiast krzyknąc, zabronic... Stała i myślała.

-Tin!- usłyszała krzyk dochodzący z jednego z pokoi sierocinca.
-Już idę Lynn!- krzyknęła i pobiegła w stronę drzwi omijając leżące na ziemi trupy.

Patrzyła na biegnącą przyjaciółkę, tak beztroską i szczęśliwą. Wiedziała co się stanie. Czemu nic nie zrobiła? Wiedziała, że sobie tego nie wybaczy.

-Tin, jak dobrze, ze jesteś. Dziękuję.- Lynn rzuciła się na szyję dziewczyny i przytuliła ją mocno ze łzami w oczach. Obie szybko wybiegły z budynku kierując się jak najdalej od piekielnych drzwi więzienia.

Dlaczego nie mogła nic powiedziec? Stała. Patrzyła. Były dwie drogi- jedna nieco kręta, z małymi, raniącymi stopy kamykami i białymi kwiatami co kilka metrów. Druga zaś cała usłana różami. Obie dziewczyny od początku wiedziały, które drogi wybiorą. Oczywiście każda z nich była przekonana, że ta druga wybierze tą samą, jednak gdy Lynn, wysoka blondynka, najlepsza przyjaciółka brązowowłosej wbiegła na różaną drogę już po kilku krokach miała całe pokrwawione stopy od zdradliwych, małych, niewidocznych wśród czerwonych płatków kolców, a kwiaty zaczęły się rozstępowac, spadac w dół. Dlaczego nic nie zrobiła? To była jedna, krótka sekunda, gdy słyszała jej krzyk rozdzierający całkowitą ciszę krainy niczym nóż wbijający się w serce. Dlaczego? Czy to takie trudne ostrzec ją? Teraz było już za późno, twarz Tin nie wyrażała żadnych emocji, przeciwnie do jej serca, które biło mocniej niż kiedykolwiek, jak gdyby miało rozwalic jej klatkę piersiową na małe kawałeczki. Bez słowa ruszyła w stronę pierwszej, kamiennej drogi i weszła na nią niepewnie. Po kilku krokach miała małe ranki od kamyków, jednak czerpała ukojenie z delikatnego dotyku kwiatów co jakiś czas. Życie... Pomyślała. Na środku drogi zatrzymała się i stanęła nad przepaścią patrząc w nią pusto. Bez najmniejszego zawachania zrobiła krok w przód i poczuła powietrze owiewające, przeszywające jej ciało aż do szpiku kości. A później już tylko ciemnośc. 
------------------------------------------
Tin żyje, żeby nie było.
Tin (22:10)